Piłkarze Legii idą po dużą kasę. Za mistrzostwo cztery miliony złotych…

redakcja

Autor:redakcja

23 maja 2014, 11:04 • 17 min czytania

Kwota 4 mln i tak robi jednak wrażenie, ale prawdziwie duże pieniądze czekają na zawodników z Łazienkowskiej w Europie. Klub chętnie podzieli się nimi z piłkarzami, obiecano im 20 procent wpływów. Sam awans jest warty 8,6 mln euro, co oznacza, że w przypadku realizacji celu na konta zawodników trafi prawie 8 mln złotych – możemy przeczytać w dzisiejszym Przeglądzie Sportowym. Te cztery miliony legioniści mają już właściwie w kieszeni: brakuje im tylko jednego punktu, np. w meczu z Ruchem… Zapraszamy na piątkową prasówkę, którą kompletnie zdominował PS, ale i zaskakująco dobrze wypada katowicki Sport.
RZECZPOSPOLITA

Piłkarze Legii idą po dużą kasę. Za mistrzostwo cztery miliony złotych…
Reklama

Jako że wyjątkowo mieliśmy problemy z dostawą Faktu, to dzisiejszy przegląd prasy rozpoczynamy Rzeczpospolitą. A w niej Stefan Szczepłek zapowiada Ekstraklasę, momentami trochę sztampowo, ale o rywalizacji Legii i Lecha mamy dobry fragment.

Ale to jest nic w porównaniu z tym, co czeka stolicę. Już krąży po niej dowcip: jaka jest różnica między Lechem a książką? Lech nie ma tytułu. Specyficzne relacje między Legią a Lechem, a raczej ich kibicami, mają wieloletnie tradycje i każdy wynik meczu jest interpretowany po swojemu. W 1973 r. pomocnik Lecha brutalnym faulem zakończył karierę legendarnego obrońcy Legii Władysława Stachurskiego. W 1980 r., przed finałem Pucharu Polski w Częstochowie, kibice obydwu klubów bili się tak, że ulice spływały krwią. Legia nie może darować Lechowi, że w roku 1993, decyzją PZPN, został „mistrzem przy stole”, choć poznaniacy wyciągnęli dłoń do zgody. Kiedy w roku 2004 policja nie zgodziła się na zorganizowany przyjazd kibiców Legii do Poznania, poznaniacy tym, którzy jednak przyjechali, zrobili miejsce na trybunach obok siebie. W rewanżu, gdy piłkarze Lecha kilka tygodni później odbierali na Łazienkowskiej Puchar Polski, to ich warszawska hołota zaatakowała w loży honorowej. Już nawet chuligani nie mają honoru.

Reklama

„Pogoń za decimą” – oto propozycja Tomasza Wacławka przed finałem Ligi Mistrzów.

– Alonso jest dla Realu niezbędny, zapewnia mu równowagę – mówi Fernando Morientes, były napastnik Królewskich. – Wiem, że dzień meczu będzie dla mnie naprawdę ciężki, ale staram się o tym na razie nie myśleć – opowiada Alonso. Simeone zdaje sobie sprawę, że w jakimkolwiek składzie i ustawieniu rywale by zagrali, będą niebezpieczni. Napędza ich myśl o dziesiątym Pucharze Europy. Czekają na niego aż 12 lat. Z obecnego zespołu poprzedni triumf pamięta tylko Iker Casillas. – To było tak dawno temu, miałem wtedy 21 lat, niewiele już sobie przypominam. Chcę znów wygrać Ligę Mistrzów – wspomina bramkarz reprezentacji Hiszpanii. Szanse w sobotnim finale ocenia pół na pół. Tak jak Ronaldo. – La decima jest naszym wielkim marzeniem, ale porażka nie będzie końcem świata – twierdzi Portugalczyk. Nie da się jednak ukryć, że to Real ma więcej do stracenia. Gdyby zakończył sezon tylko z Pucharem Króla, trudno byłoby to uznać za sukces. Atletico do historii już przeszło – z pierwszym od 18 lat tytułem mistrzowskim w lidze, w której do niedawna dominacja Barcelony i Realu wydawała się niezagrożona. I z awansem do finału LM bez choćby jednej porażki.

GAZETA WYBORCZA

Dariusz Wołowski i Michał Szadkowski porozmawiali z Francisco Pavonem, byłym piłkarzem Realu Madryt.

Wspomina pan jeszcze finał z Glasgow z 2002 r.?
– Tak. Jak tylko zdobyliśmy dziewiąty Puchar Europy, zaczęto nas pytać o „La Décima”. Trochę się to przeciągnęło, ale w sobotę jest na to szansa. Dla wielu z nas to okazja do wspomnień, bo dziennikarze sobie o nas przypomnieli i nie dają nam spokoju.

Jaka jest różnica między Realem, w którym pan grał, i obecnym?
– Myślę, że 12 lat temu mieliśmy większe indywidualności. Więcej piłkarzy, którzy błyszczeli, sami rozstrzygali mecze: Figo, Zidane, Roberto Carlos, Ra l. Teraz też są oczywiście gwiazdy, ale siłą dzisiejszego Realu jest równowaga. Nie ma słabych punktów, jako zespół jest mocniejszy. Ma wszystko, by wygrać więcej niż drużyna, która dała Realowi dziewiąty Puchar Europy.

Obsesja „La Décimy” nóg nie poplącze?
– Nie sądzę, żeby to, co czują piłkarze Ancelottiego, trzeba było nazwać obsesją. Motywacja jest raczej pozytywna, a nie paraliżująca. Prędzej poplącze nogi piłkarzom Atlético, które nigdy nie wygrało Pucharu Europy. Ostatni raz dotarli do finału 40 lat temu i są świadomi, że na następny mogą poczekać kolejne dekady. Za rok, dwa albo pięć Real znów pewnie zagra w finale LM. Gracze Simeone dostają chyba jedyną taką szansę.

Image and video hosting by TinyPic

I jeszcze tekst tego duetu – kolejna korespondencja z Madrytu.

Na madryckim osiedlu La Finca celebryci nie płacą za luksus, ale za prywatność. Wśród nich Ronaldo, Bale, Casillas, Benzema. I Penélope Cruz. (…) Metrem dojechać tutaj nie sposób, ale mało prawdopodobne, by mieszkańcy byli fanami komunikacji publicznej. Zza szlabanów wyjeżdżają luksusowe porsche i audi, każdej willi musi doglądać przynajmniej pięć osób, co kosztuje minimum 25 tys. euro miesięcznie. Z zewnątrz La Finca przypomina budowlę księżycową, ale jego największą zaletą – w oczach celebrytów, rzecz jasna – jest gwarancja bezpieczeństwa i dyskrecji. Drzwi można zostawiać otwarte, od świata osiedle oddzielają dwa płoty, wjeżdżający są identyfikowani na podstawie linii papilarnych. Na drzewach wiszą kamery i detektory ruchu, osiedle jest 24 godziny na dobę patrolowane przez ochroniarzy. Tak, żeby paparazzi nie mieli szans wycelować obiektywu aparatu w jego mieszkańców. Właśnie za to się tutaj płaci. – La Finca stała się modna, jest symbolem wysokich aspiracji, ale bogaci wybierają ją głównie ze względu na bezpieczeństwo i spokój – mówi Torres, który projektuje wille, ale, jak sam mówi, traktuje domy jak garnitury – szyje je na miarę. Większość klientów życzy sobie krytego basenu, sali gimnastycznej i kinowej. Garaż na dziesięć samochodów to standard. Najdziwniejsze zachcianki gwiazd? Strzelnica, pancerny bunkier i… położenie w garażu takiej samej podłogi jak w salonie. Torres wspomina, że właścicielka uważała, że pierwsze, co widzą goście, to właśnie garaż, więc powinien on być urządzony wystawnie.

W wydaniu stołecznym mamy natomiast dywagacje, czy jest coś jeszcze w stanie zatrzymać Legię w drodze po tytuł. Odpowiedź: już chyba nie…

– Powiem to głośno – jesteśmy mistrzem! – stwierdził już w poniedziałek Miroslav Radović. Podobnie myślą inni piłkarze Legii, a kibice, klub, miasto, dziennikarze, szykują się do świętowania czy opisywania tytułu w niedzielę. Bo czy coś może się nie udać? – Nikt nie jest w stanie zabrać nam tytułu. Już nic złego nie może się stać. Nie pozwolimy na to – mówił dzień po zwycięstwie z Górnikiem (3:2) Radović. Jego Legia ma osiem punktów przewagi nad Lechem – jeśli poznaniacy nie wygrają w sobotę z Pogonią, będzie mistrzem. A jeśli wygrają, to w niedzielę z Ruchem legionistom wystarczy punkt. Punkt… Legia wygrała osiem ostatnich spotkań, z Henningiem Bergiem na boisku jeszcze nie przegrała, ostatnia porażka w lidze u siebie miała miejsce 24 sierpnia. Legionistom w przeszłości zdarzało się przegrywać mecze „nie do przegrania”, tracić tytuły „nie do stracenia”, ale tym razem pewność jest uzasadniona. Jeśli Legia nie zostanie mistrzem w ten weekend, będzie można mówić o sensacji. Wielkiej sensacji. I można odnieść wrażenie, że pogodzili się z tym rywale.

SPORT

Oto, co z Widzewem zrobili wczoraj piłkarze Podbeskidzia.

Image and video hosting by TinyPic

Kierujemy wzrok na tekst فukasza Ł»urka poświęcony Obraniakowi.

Czego zabrakło Ludo, by mógł nadal liczyć na zainteresowanie szefa kadry? Zapewne tego samego, czym Obraniak ujął Nawałkę, gdy ten – jeszcze w tamtym roku – obserwował go z trybun w dwóch meczach ligowych. – Zaangażowanie, dobra realizacja założeń taktycznych, wyszkolenie techniczne i dobre przygotowanie fizyczne – wyliczał wtedy selekcjoner. W dwóch tegorocznych potyczkach, ze Szkocją (0:1) i Niemcami (0:0), najwyraźniej zawodnik gwałtownie zatracił te walory… – Uważam, że powołanie Ludovica do kadry i powierzenie mu prowadzenia gry, gdy w Werderze pełni rolę rezerwowego, było idiotycznym posunięciem – mówi Tadeusz Fogiel, ekspert piłkarski mieszkający na co dzień we Francji. – Nie chcę na siłę bronić Obraniaka, ale przyglądam się poczynaniom Nawałki od początku jego selekcjonerskiej kadencji i postępu w grze kadry nie widzę. W ostatnich meczach zawiodła połowa kadrowiczów, ale kozioł ofiarny znów jest tylko jeden. Jeżeli odseparowanie od zespołu Obraniaka ma gwałtownie wpłynąć na poprawę wyników, to jestem za. Można nawet odsunąć na boczny tor połowę drużyny, jeśli tylko zacznie grać lepiej.

Sport przygotował na weekend kilka ligowych tekstów – na pierwszy rzut oka wygląda to nieźle:
– „Emocje wokół pełzania”, czyli przez osiem z najbliższych jedenastu dni gra liga
– Kwiek jak Wilczek przed Rokiem: przekonuje się o specyfice gry w Zagłębiu
– Na kolejkę zaprasza Zbigniew Mandziejewicz, ale mówi same oczywistości
– Blisko jubileuszy Ł»yry i Saganowskiego
– Ulatowski zwraca uwagę, że od jego odejścia… Zagłębie prowadziło 15 trenerów
– W cyklu „z lamusa” tekst o pierwszym mistrzostwie Legii

Image and video hosting by TinyPic

Wywiad z Bartoszem Iwanem – sporo o Górniku, sporo o Wiśle, ale spójrzmy na temat najbardziej na czasie.

„Bohaterem” ostatnich dni jest فukasz Burliga. Coś mógłby pan mu dziś doradzić…
– Na pewno, ale najważniejsza będzie reakcja samego فukasza. Jeżeli zabraknie mu siły i woli, by sobie z hazardem poradzić, to efekt będzie żaden. Dobrze, że sprawa została nagłośniona, choć przyjemna dla niego nie jest. Ale może bez tego w pewnym momencie byłoby już za późno? Podoba mi się, że chce mu pomóc Wisła, dobrym pomysłem jest terapia. فatwe to nie będzie, ale trzymam kciuki, by z tego wyszedł…

Jak pan sobie poradził?
– Rodzina. Ona była kluczem sukcesu. Miejsca hazardu zacząłem omijać szerokim łukiem pięć lat temu, kiedy urodziły się nasze dzieciaki. Najpierw Nikola, potem Nikodem. To lepsze od każdej terapii, bo zmieniają się wartości, człowiek przestaje być pępkiem świata. Ale nie powiem, że sam nie musiałem wykonać bardzo ciężkiej pracy. To nałóg porównywalny z alkoholizmem. Tylko na zewnątrz niewiele widać, przez co łatwiej trwać w przekonaniu, że jakoś sobie z tym człowiek radzi. Potem jest się na dni, z wielkimi długami, czasami w sytuacji bez wyjścia. Ja za przegrane pieniądze na pewno kupiłbym bardzo dobre auto. A znam i takich, którzy stracili znacznie więcej.

I jeszcze wywiad z Warzychą – ale nie Robertem, trenerem Górnika, a Krzysztofem.

Co natomiast porabia pan w swojej drugiej ojczyźnie?
– Gdy skończyłem pracę w Panathinaikosie cztery lata temu, to otwarłem w Grecji szkółkę piłkarską. W międzyczasie zdobyłem licencję UEFA Pro i… zamknąłem akademie, bo miała siedzibę 200 kilometrów od Aten, więc dojazd pochłaniał mi mnóstwo czasu. Potem trenowałem drugoligową Kalitheę, ale przegraliśmy trzy mecze z rzędu i wiadomo jak to jest w takiej sytuacji – zmienia się trenera, a nie cały zespół. Teraz czekam na nowe propozycje, wyzwania, bo nie zamierzam rozstawać się z zawodem trenera.

Nie piszemy tego często: dobre wydanie Sportu, kupno tego numeru nie będzie wyrzuceniem pieniędzy w błoto.

SUPER EXPRESS

Zaglądamy do SE, oczekując przede wszystkim zapowiedzi finału Ligi Mistrzów… Jest i Dudek! A jakże by inaczej – były bramkarz ostatnio wszędzie, gdzie tylko się da.

Image and video hosting by TinyPic

Co jest bardziej REALNE, to że wygrasz wyścig Castrola w ten weekend, czy to, że Real pokona Atletico?
– Mam nadzieję, że stanie się i jedno, i drugie. A tak na serio: większe szanse ma jednak Real. Moim podstawowym celem jest dojechać do mety, a przy tym wykręcić jak najlepszy czas. Mam marzenie, żeby kiedyś inni kierowcy, patrząc, jak jadę, mówili: „O! To Jurek jedzie”. Ale nie dlatego, że widać, iż to Dudek, bo się wlecze, ale dlatego, że ładnie kogoś wyprzedziłem.

Skoro o motoryzacji mowa. Jak to wygląda w Realu? Kto ma najlepsze auta?
– Kiedy tam grałem, byłem przekonany, że wszystko co najlepsze ma Cristiano Ronaldo. Ale gdzie tam! To, co on sobie kupił, to Jose Mourinho miał już miesiąc wcześniej. Tak, najlepsze auta w Realu miał zawsze Mourinho. I podejrzewam, że za żadne z nich nie zapłacił ani euro. A to prezent od sponsora, a to od szejka.

Piłkarze Realu to dobrzy kierowcy czy ktoś odstawał?
– Najwięcej stłuczek miał zawsze Benzema. To taki „król prostej”. Zawsze miał koncepcję, jak wejść w zakręt, ale nie zawsze jak z niego wyjść (śmiech). Sponsorem Realu jest audi i raz do roku mieliśmy takie zabawy na torze. Tam można było zauważyć, że za kierownicą najgorzej radzą sobie Marcelo i Pepe.

Robert Lewandowski i Piotr Zieliński zagrali w piłkę we dwóch – na dachu wieżowca, w niedużej klatce. Wszystko w ramach prezentacji nowych butów firmy Nike…

Image and video hosting by TinyPic

Jest i tekst o tym, co słychać u Cezarego Wilka.

Do Hiszpanii Wilk trafił latem ubiegłego roku. Z Deportivo podpisał kontrakt na dwa lata. – Zyskałem sportowo, choć na początku był to dla mnie duży przeskok – przyznaje. – Trafiłem do kraju, gdzie dominuje piłka techniczna, a ja przecież w tym elemencie nigdy się nie wyróżniałem. Ale teraz Wilk czuje się w Hiszpanii rewelacyjnie. – Jestem w wielkim klubie. Minusem jest to, że ostatnio mniej gram, ale nie mam do nikogo pretensji. W La Corunie ludzie tęsknią za czasami, gdy zespół był mistrzem kraju i regularnie występował w europejskich pucharach. Musimy wrócić do Primera Division po rocznej przerwie – zaznacza. Wilk smak Primera Division poczuł przed kilkoma miesiącami, gdy w sparingu rywalem Deportivo był Real Madryt. – W składzie „Królewskich” zagrali niemal wszyscy najlepsi gracze, w tym sam Ronaldo – wspomina. – Przegraliśmy 0:4, a ja wystąpiłem 45 minut. Dwa razy… sfaulowałem Ronaldo. Wierzę, że w nowym sezonie będę miał okazję zmierzyć się z nim częściej.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Został jeszcze Przegląd Sportowy wraz ze swoim piątkowym dodatkiem.

Image and video hosting by TinyPic

Gazetę otwiera wywiad z Diego, pomocnikiem Atletico.

Wszyscy podkreślają odmienną filozofię obu klubów. Z jednej strony potężny Real, z drugiej skromne Atletico, na które jeszcze pół roku temu niewielu stawiało.
– Zdajemy sobie z tego sprawę. Uważam, że właśnie dzięki temu nasz praca jest przez ludzi jeszcze bardziej doceniana. Wszyscy widzą, jak duża jest różnica finansowa pomiędzy oboma klubami, a mimo to potrafimy rywalizować z największymi.

Wielu zawodników mówi, że w przypadku zwycięstwa, zrealizuje jakieś przyrzeczenie. Pan coś postanowił?
– Nie. Ja tylko dziękuję Bogu, że dostaliśmy tę wspaniałą szansę, by móc zagrać w finale. Nie mam w głowie niczego szczególnego. Najpierw koncentrujemy się na samym meczu, a jeśli wygramy, to później będzie czas, by coś zrobić.

Kilka różnorodnych tematów:
– Lewy po finale Pucharu Niemiec usłyszał od Guardioli: „Do zobaczenia wkrótce”
– Perquis pcha się do kadry
– Janusz Wójcik unika sądu, ale godzi się na skazujący wyrok

Kazimierz Węgrzyn w cotygodniowym felietonie zabiera głos w sprawie Burligi i doradza piłkarzom – odkładajcie pieniądze na emeryturę.

Wpadka فukasza Burligi u bukmachera dała mi trochę do myślenia. Z perspektywy czasu wiem, że wielu zawodników, szczególnie tych młodych, nie myśli o przyszłości. Nie zastanawiają się nad tym, czy po zakończeniu kariery będą mieli za co żyć. A że teraz, jak to mówią, hajs się zgadza, a i wolnego czasu mają mnóstwo, to korzystają z życia pełną gębą. Hulaj dusza, piekła nie ma. Problem pojawia się później, kiedy taki zawodnik budzi się w wieku, dajmy na to, 36 lat jako emerytowany piłkarz i powoli zaczyna do niego docierać, że o życiu, takim prawdziwym, codziennym, nie wie praktycznie nic. Ostatnich 15–16 lat, kiedy jego rówieśnicy zdobywali niezbędne doświadczenie, on balował w dyskotekach albo grał u bukmachera. Na koncie co prawda wciąż pieniądze są, lecz nikt nie nauczył go nimi obracać, więc szybko się skończą. I co wtedy? Tragedia. Depresja, ucieczka w alkohol, hazard itd. To oczywiście najgorszy scenariusz, lecz wcale nie taki rzadki jakby się mogło wydawać. Dlatego, żeby uniknąć takich historii, trzeba wprowadzić system emerytalny, wzorowany na tym, który stworzyli Holendrzy. Tam piłkarze odkładają pewną część swoich zarobków na rzecz przyszłej emerytury. Dzięki temu później nie muszą się zastanawiać, czy będą mieli za co żyć. Zyskują gwarancję, że pewna suma będzie spływać na ich konto co miesiąc. To daje olbrzymi komfort i ułatwia życie.

I czas na dodatek ligowy – Legia gra o cztery miliony złotych. Wystarczy zdobyć punkt z Ruchem…

Najwcześniej w sobotę, a najpóźniej w niedzielę Legia ma świętować 10. mistrzostwo Polski w swojej historii – w stolicy nikt nie wyobraża sobie innego scenariusza. Oprócz kolejnego tytułu, możliwości gry o Ligę Mistrzów i wielu innych korzyści, są też wymierne bonusy finansowe. Gdy sprawa zostanie przesądzona, gracze zespołu z Łazienkowskiej staną się bogatsi o 4 mln zł. Taką kwotę ustalili na początku obecnego sezonu. Przed rokiem prezes Bogusław Leśnodorski postanowił zmienić system premiowania. Poprzedni był ściśle uzależniony od wyników. Opłacało się wysoko wygrywać, bo za zwycięstwo minimum trzema bramkami do puli za mistrzostwo trafiało ćwierć miliona złotych. Wyjazdowa wygrana była warta 200 tys. zł, a domowa 150 tys. zł (za remisy w stolicy się nie płaci). – Dla Legii nie powinno być problemem zwycięstwo trzema bramkami z drużynami z dołu tabeli, trudno byśmy za to płacili takie pieniądze – argumentował sternik warszawskiej drużyny. (…) Kwota 4 mln i tak robi jednak wrażenie, ale prawdziwie duże pieniądze czekają na zawodników z Łazienkowskiej w Europie. Klub chętnie podzieli się nimi z piłkarzami, obiecano im 20 procent wpływów. Sam awans jest warty 8,6 mln euro, co oznacza, że w przypadku realizacji celu na konta zawodników trafi prawie 8 mln złotych.

Image and video hosting by TinyPic

Ruch nie puści Filipa Starzyńskiego za kilkaset tysięcy euro. Nowa kwota wynosi okrągły milion. A zainteresowanie piłkarzem jest – z Bordeaux, Chievo, Torino i Marsylii.

Mamy tekst o Jodłowcu, który dla Legii jest stworzony, a Leśnodorski wyobraża sobie go przy فazienkowskiej… do końca kariery. Zacytujmy jednak inny materiał – o tym, że mistrzom Polski nie spieszy się ze sprzedawaniem piłkarzy.

Za kilka tygodni szefowie Legii (mistrzostwa kraju może ich pozbawić tylko kataklizm) zmierzą się z pytaniem, które co rok zadają sobie najlepsi w Polsce – mieć czy być. Warszawianie mogą być jednym z nielicznych polskich zespołów, który nie osłabi się przed eliminacjami Ligi Mistrzów. – Nie musimy przyjmować każdej atrakcyjnej oferty – deklaruje prezes Bogusław Leśnodorski. Na najbliższe okno transferowe ma następujący plan. – Tylko naprawdę duże pieniądze, przewyższające wartość rynkową zawodnika, mogą sprawić, że zaakceptujemy taką propozycję – jasno stawia sprawę. (…) Najgorętszym towarem (w Legii spodziewają się najwięcej ofert dla niego) będzie Michał Ł»yro. Reprezentant Polski ustabilizował formę i wyrósł na jednego z liderów warszawskiego zespołu. W ostatnim meczu w Zabrzu jego grze przyglądał się skaut Olympique Marsylia. Francuz oglądał również Ondreja Dudę, ale Legia nie jest zainteresowana jego sprzedażą, ponieważ liczy, że w przyszłości na Słowaku zarobi kilka milionów euro. Ł»yro skupił na sobie uwagę kilkunastu klubów w Europie, ale przy فazienkowskiej nie planują sprzedawać go latem. Również zawodnik nie pali się do wyjazdu. – Z naszej strony nie ma ciśnienia, żeby Michał odchodził z Legii już teraz. Jesteśmy cierpliwi – mówi menedżer piłkarza Cezary Kucharski. Kiedy sondujemy w klubie wysokość kwoty, która przekonałaby do wydania zgody na transfer skrzydłowego, słyszymy: jak ktoś położy na stół 10 milionów euro, sprzedamy. Suma kosmiczna, ale warszawianie są przekonani, że 5 mln euro to obecnie wartość rynkowa Ł»yry i nawet nie myślą, by się go pozbywać za takie pieniądze.

Nieco inna sytuacja jest w Wiśle, która może pozbyć się Michała Chrapka. Mocno zainteresowana jest włoska Catania, która po spadku do Serie B ma przyszykować ofertę za Polaka w wysokości 1,4 mln euro. Od lipca piłkarzem Lecha, o czym już wiadomo, ma być Maciej Wilusz, a Lechia już rozmawia w sprawie wykupienia Makuszewskiego i Sadajewa.

Image and video hosting by TinyPic

Co poza tym?
– Kulesza nie planuje w Jagiellonii wyprzedaży
– Lubin to miejsce przeklęte
– Sędziowie są ulubionym celem ataków kibiców, piłkarzy i trenerów

Spójrzmy więc jeszcze tylko na tekst o upadającym Widzewie.

Spadek z ekstraklasy może oznaczać dla Widzewa katastrofę. Nie jest pewne, czy drużyna następny sezon rozegra w I lidze. Tylko jedna osoba może w tej chwili powiedzieć, co czeka Widzew w niedalekiej przyszłości. Ale właściciel klubu Sylwester Cacek milczy. Scenariuszy jest kilka. Czterokrotny mistrz Polski w przyszłym sezonie może zarówno występować w I lidze, jak i w A-klasie! (…) Ogromne kwoty płynęły w różnych kierunkach. Klub fundował drogie hotele podczas meczów wyjazdowych, zgrupowania w Turcji i Tunezji, a nawet… wynajęcie ekipy filmowej, współpracującej z reżyserem Władysławem Pasikowskim, do kręcenia z udziałem piłkarzy materiałów zapraszających kibiców na mecze. Na wynagrodzenia nie narzekali również zawodnicy. Mimo słabych wyników, średnia miesięczna pensja w zespole wynosiła około 45 tysięcy złotych brutto. Długi rosły, rosły i urosły do takich rozmiarów, że w listopadzie ubiegłego roku klub przed sądem musiał zawrzeć z wierzycielami w układ. Inaczej groziła mu likwidacja. Wynoszące ok. 20 mln zł zadłużenie wobec przeszło 160 podmiotów Widzew ma spłacać w latach 2014-2029. I właśnie realizacja tych porozumień może mieć ogromny wpływ na przyszłość klubu. Na spłatę wierzycieli miały być przeznaczone pieniądze z praw medialnych i transferów, wpływy od sponsorów i ze sprzedaży biletów oraz pożyczka od akcjonariuszy. Wiadomo już, że po spadku odpadną pieniądze z Canal+, to około 6–7 milionów złotych rocznie. Dodatkowo Widzew nie ma żadnego sponsora strategicznego, a wartość piłkarzy mocno spadła.

ANGLIA: Cesc wróci do Arsenalu?

Scholes nie ma zbyt wiele wiary w swojego dawnego kolegę z boiska, czyli „Roo”. Były gracz United przekonuje, że Rooney jest już za swoimi najlepszymi czasami i nie jest dość dobry, by pociągnąć zespół do triumfów. W Londynie natomiast bardzo chcą powrotu Cesca Fabregasa. Zawodnik miałby kosztować 35 milionów funtów, w Barcelonie nie mówią nie, Luis Enrique ponoć nie będzie stał na drodze tego transferu.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

HISZPANIA: La Gran Invasion

„Marca” jak zwykle najlepsza pod względem graficznym okładki, efektowne „La Gran Invasion” oraz zdjęcie zawodników jadących do Lizbony, na pierwszym planie Ronaldo, mający rozegrać finał w ojczyźnie. Desant do stolicy Portugalii ponoć już zapowiedziało 120.000 Hiszpanów, oczywiście nie wszyscy będą na stadionie, ale wielu to nie przeszkadza, byleby być tego dnia w najważniejszym piłkarsko mieście świata wraz ze swoją drużyną. Poza tym sporo pisze się o Diego Coście, który jednak może zagrać w finale – mówi się obecnie o około dwóch kwadransach, na tyle miałby być do dyspozycji trenera.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

WفOCHY: Drogba do Juve?

Na pewno interesującą plotką fakt, ze Juve jest bardzo poważnie zainteresowane Drogbą. Może w tym szaleństwie jest metoda? Może Juventus potrzebuje teraz gracza, który w Europie zgarniał najważniejsze trofeum, może właśnie taki charakterny gość pomoże „Starej Damie” osiągać sukcesu na kontynencie? Pod włos ten transfer bierze dziś „Corriere dello Sport”, wspominając też o Alexisie.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama