Burdenski postawił na bezpieczny weekend i zamiast grać, on wolał się schować

redakcja

Autor:redakcja

25 kwietnia 2014, 22:17 • 3 min czytania

Nie mogliśmy odmówić sobie dziś wzięcia dokładnie pod lupę Fabiana Burdenskiego. W końcu czekaliśmy na ten moment od połowy lipca, czyli ponad dziewięć miesięcy. Właśnie tyle dziwny, niemiecki wynalazek Smudy potrzebował, by pokazać się w Ekstraklasie szerszej publiczności. I to w jakim meczu? Z Lechem! No więc przyglądaliśmy się mu uważnie w każdej z 59 minut, które dzisiaj zagrał i na koniec jesteśmy odrobinę skołowani. Burdenski niby się nie skompromitował, nie notował jednej straty za drugą, nikt po jego zagraniach nie zanosił się ze śmiechu. On po prostu skutecznie się schował na całe 59 minut.
Statystyki, gdyby bawić się nimi w jakieś procentowe wyliczanki, nie wskazałyby niczego złego. Poza jedną kluczową sprawą – jak rzadko Burdenski w ogóle był przy piłce. Nasze przekonanie graniczy wręcz z pewnością, że był najrzadziej dotykającym futbolówki pomocnikiem obu drużyn.

Burdenski postawił na bezpieczny weekend i zamiast grać, on wolał się schować
Reklama

Strzały (celne/niecelne): 1/0
Strzały zablokowane: brak
Podania krótkie (celne/niecelne): 10/2
Podania długie (celne/niecelne): 2/ 2
Podania w poprzek (celne/niecelne): 2/1
Podania do tyłu (celne/niecelne): 2/0
Podania do przodu (celne/niecelne): 8 / 3
Pojedynki powietrzne (wygrane/przegrane): 1 / 1
Dryblingi (udane/nieudane): brak
Odbiory: 5
Straty: 2
Faulował: 1
Faulowany: 1
Spalone: brak

Zagrania na plus?
– kilka wyłuskanych piłek w tłoku, w środku pola lub blisko własnego pola karnego
– jeden odbiór, po którym od razu przyzwoicie dośrodkował w pole karne.

Reklama

O oddanym strzale wspominać nie ma sensu, bo Kotorowski zatrzymałby go choćby miał ręce związane za plecami. Canal+ wręcz go nie uwzględnił wcale. Tak naprawdę, największym problemem Burdenskiego w tym spotkaniu były: po pierwsze – brak takiej pozytywnej agresji w grze (wyjątek – jedno szturchnięcie Teodorczyka na żółtą kartkę). Po drugie – brak chęci do uczestnictwa w akcjach, brak jakichkolwiek sprintów. I po trzecie – znikoma liczba otrzymywanych piłek. Ani on się do gry specjalnie nie pokazywał, ani nie szukali go partnerzy. Przez większość czasu po prostu sobie biegał, często tylko obserwując akcje z boku.

Spójrzcie zresztą na statystykę podań, bo pod nią kryje się jego firmowa akcja z dzisiejszego meczu. Co takiego? Bezpieczne, krótkie podanie do przodu, najczęściej w kierunku Stilicia ustawionego tyłem do bramki Lecha. Fabian miał tak mało z gry, tak rzadko mógł rozgrywać, że nawet piłki w poprzek i do obrońców praktycznie się mu nie zdarzały. On po prostu dostawał futbolówkę, zaraz ją oddawał albo zwyczajnie wybijał i ona już do niego nie wracała.

Mamy świadomość, że na niełatwy mecz przypadł ten jego debiut w pierwszym składzie, ale ocena tego występu może być tylko jedna: BEZWARTOŚCIOWY STATYSTA. Jeśli Smuda będzie chciał wam wmówić coś innego, opowiadał, że się chłopak starał i niczego nie zawalił, to miejcie własny rozum i nie wierzcie.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama