“O zmarłych albo dobrze, albo wcale” – ta zasada, jak cień, wędruje za biografami i za nic w świecie nie chce im odpuścić. Jest prawdziwą zmorą, zwłaszcza dla piszących o piłkarskich gwiazdach, które w latach 60. i 70. prowadziły takie życie, o jakim reszta społeczeństwa nie śmiała nawet pomarzyć. Z pewnością nie inaczej było w przypadku Wiktora Bołby, starającego się jak najwierniej przelać na papier niejednowymiarowe losy Kazimierza Deyny. Kustosz muzeum Legii o największej legendzie tego klubu. Brzmi niezbyt zachęcająco? Zapowiada treść widzianą z perspektywy kolan, jeżeli fan wspomina idola? No to nie pozostaje nic innego, jak przekonać się samemu, że w tym konkretnym przypadku jest inaczej.
KUP KSIÄ„Ł»KĘ “DEYNA. GENIUSZ FUTBOLU, KSIÄ„Ł»E NOCY” w KSIĘGARNI WESZŁO! >>
Z czym przeciętnemu kibicowi kojarzy się Deyna? Z Legią? Z golem bezpośrednio z rzutu rożnego i przenikliwymi gwizdami, będącymi jego następstwem? Z przestrzelonym karnym przeciw Argentynie na mundialu? Z przedwczesną, nie do końca jasną śmiercią? Sami przyznacie, że to dosyć powierzchowna wiedza. Bo do tej pory o najlepszym polskim piłkarzu w historii wiedzieliśmy tak naprawdę bardzo niewiele. Niewiele, aczkolwiek dokładnie tyle, ile w swojej książce napisał Stefan Szczepłek.
Nie dziwi nas w żadnym wypadku, że Bołba – taktownie, ale jednak – przy każdej możliwej okazji przed “wersją szczepłkową” broni się rękoma i nogami. Wersją, w której kolega wspominał kolegę, niemal w całości skupiając się na aspektach piłkarskich. Bołba zaś już w tytule – po frazie “Deyna, geniusz futbolu”, zawarł drugą – kto wie, czy nie ważniejszą część – “książę nocy”. I nie chodzi tutaj wcale o wspaniałe występy w meczach, rozgrywanych przy świetle reflektorów… Autor przekopał setki kilogramów notatek, a zbierając materiał przegadał pewnie parę miesięcy, co musiało stanowić przeszkodę dla jego wątroby. Preferencje drinkowe piłkarzy sprzed lat znamy przecież doskonale.
Historia Deyny to przede wszystkim opowieść o tym, jak talent do piłki jest w stanie wpłynąć na dalszy bieg życia. Jednostki, lecz również ogółu. Kim byłby Kazik, gdyby ktoś kiedyś nie zobaczył w nim materiału na dobrego napastnika, a trener Vejvoda nie cofnął go do środka pola? Pewnie mierzyłby się z codziennością podobną do tej, jaka padła udziałem jego bliskich. Uczciwa praca, nieustanne wiązanie końca z końcem – po prostu: walka o przetrwanie każdego kolejnego dnia. Ale on wybrał piłkę, z wzajemnością, a ta zmieniła wszystko, każdy kolejny element.
KUP KSIÄ„Ł»KĘ “DEYNA. GENIUSZ FUTBOLU, KSIÄ„Ł»E NOCY” w KSIĘGARNI WESZŁO! >>
Bołba pisze o Deynie, wiernie odwzorowując zmiany, jakie zachodziły w głowie Kazika – o czym świadczyły konkretne zachowania i decyzje. Już jako nieco zahukany 19-latek przejawiał talent do dryblingu, tego między stolikami także. Potrafił wykiwać pilnujących go wartowników, za co później cierpiał, aczkolwiek nigdy nie żałował. Zawsze spadał na cztery łapy. Z czasem stał się prawdziwym królem życia, co – trzeba przyznać – potrafił wykorzystać. Anegdoty wplecione w historię Deyny nierzadko wzbudzają u czytelnika bezwarunkowy odruch obronny: on, naprawdę?
***
Ł»ona w mieszkaniu, a akurat napatoczyła się ładna kobieta. Co robić? Trzeba wziąć klucze od mieszkania kumpla, którego partnerka wyjechała do rodziny, no i wysłać go do kina, żeby nie przeszkadzał. Sprytne? Gdy akcja nabiera tempa, nagle słychać dźwięk klucza, otwierającego drzwi. Szybka ucieczka w głąb drugiego pokoju, by później zapomnieć o sprawie.
Mieszkanie Janusza Ł»mijewskiego, kompana z Legii. W złym miejscu o złym czasie pojawiła się jego matka, która wspaniałomyślnie postanowiła przynieść synowi jedzenie, przy czym nigdy później nie dała wiary w tłumaczenia “Jojo”, że na gorącym uczynku nakryła nie swoją pociechę, lecz jakiegoś kolegę.
***
Bołba opisał też Deynę-piłkarza, którego cechowały powtarzające się wahania formy. Przychodziły sezony, w których zapewniał Legii dublet, aczkolwiek nie brakowało pustych przelotów, kończonych nawet na ósmym miejscu w lidze! Pomyślcie, co działoby się w dzisiejszych mediach, gdyby król strzelców letnich igrzysk, strzelił gola-marzenie przeciw AC Milan, natomiast w rozgrywkach krajowych, przez całą jesień, dokładnie tyle co… każdy z was. Geniusz futbolu, na którego jednak wyjątkowo mocno oddziaływały codzienne troski. O ile w Warszawie radził sobie z nimi co najmniej przyzwoicie, to na dalszym etapie kariery szczęścia zaczęło brakować.
Dokładnie przedstawiony etap angielski, dotychczas pomijany w całości lub traktowany po macoszemu. Następnie Stany Zjednoczone – momentami przykre odcinanie kuponów, nie najlepsza sytuacja finansowa, w wyniku powierzenia oszczędności życia w złe ręce. To wszystko, nakładane jedno na drugie, zaczynało męczyć i ograniczać radość z życia, aż w końcu skończyło się tragiczną, przedwczesną śmiercią.
Tak dokładnie Kazimierza Deyny nie poznamy w żaden inny sposób. Dociekliwość Bołby jest jak niewidzialna ręka, która prowadzi czytelnika przez losy idola kibiców z Łazienkowskiej, tu i ówdzie zatrzymując się, by coś uwypuklić albo precyzyjniej wyjaśnić. I mimo że pierwsze strony nie porywają, są fundamentem do zrozumienia najistotniejszych decyzji Deyny w kolejnych latach, w tym tej ostatniej. Im dalej, tym ciekawiej. Ta książka dla polskiego kibica jest i będzie pozycją obowiązkową o tyle, że dokładniejszej – z racji upływu czasu – napisać się nie da. Dlatego czekamy z niecierpliwością na dzieło Romana Kołtonia. Okładka podobna, ale strach pomyśleć, co czeka w środku…