Glazerowie mówią dość. Koniec przygody życia Moyesa

redakcja

Autor:redakcja

22 kwietnia 2014, 10:37 • 7 min czytania

To nie mogło skończyć się inaczej. Wiedzieliśmy, że Moyes w końcu straci pracę, zastanawialiśmy się tylko kiedy. Obecny sezon dobitnie udowodnił, że Old Trafford to za duża para kaloszy dla byłego bossa Evertonu i pomylili się wszyscy wieszczący przyjście „nowego Fergusona”. Złudzeniu ulegliśmy także my, początkowo chwaląc wybór włodarzy United i samego sir Aleksa, który namaścił Moyesa na swojego idealnego następcę. David poniósł klęskę totalną na wszelkich płaszczyznach. Nie tylko pobił wiele negatywnych rekordów jeśli chodzi o „Czerwone Diabły”, ale dokonał także rzeczy z pozoru niemożliwej – zamienił mistrza Anglii w przeciętniaka, a niezdobytą dotąd twierdzę Old Trafford w domek z kart.
Jak słusznie zauważa angielski Daily Mail, i tak koniec końców rozeszło się o pieniądze, co nie może dziwić, jeśli spojrzymy na bardzo pragmatyczne podejście rodziny Glazerów do Manchesteru United. Właściciele klubu traktują go jako czysty biznes, a końcowe pytanie brzmiało: „czy możemy powierzyć temu gościowi ponad 200 milionów na transfery w lecie? Odpowiedź jest oczywista, że nie”.

Glazerowie mówią dość. Koniec przygody życia Moyesa
Reklama

David Moyes stracił wszystkich – szatnię, poparcie kibiców i właścicieli klubu. Pisaliśmy o jego nieuchronnym upadku wiele razy, ale najważniejsze co przychodzi na myśl to dwie kwestie: Szkot okazał się zbyt słaby mentalnie, a dodatkowo zwyczajnie zabrakło mu pomysłu na grę. Ciekawą rzecz w kontekście niedzielnej porażki na Goodison Park napisał Jamie Redknapp: „Mam nieodparte wrażenie, że ci piłkarze (United) już dawno nie grają dla swojego trenera”. Ciężko się z tym nie zgodzić – zawodnicy Moyesa biegali jak muchy w smole, gołym okiem widać było brak woli zwycięstwa, energii, pazerności na sukcesy. Czyli zupełnie inaczej niż w czasach Fergusona, kiedy nie było mowy o odpuszczaniu, a zespół gryzł trawę do końcowych sekund spotkania. W obecnym sezonie United w wielu przypadkach wyglądał jak drużyna, która tylko marzy, aby dograć mecz do końca i móc w końcu zejść do szatni. Za czasów SAF-a końcówka meczu oznaczała jedynie początek zabawy, kiedy „Czerwone Diabły” zabijały przeciwnika golem w Fergie Time.

Redknapp zauważył także niezmiernie ciekawą rzecz, mianowicie stosunek zawodników i sztabu szkoleniowego do samego Moyesa. Była gwiazda Liverpoolu pisze: „Zacząłem także mieć wrażenie, że oni zwyczajnie nie chcą siedzieć koło niego (…) Wyglądał jak żywy trup”. To tak, jakby David Moyes już wcześniej stracił posadę, a uścisk dłoni Glazerów na pożegnanie był jedynie kwestią godzin. Redknapp bardzo celnie punktuje błędne stereotypy krążące wokół Manchesteru United: „Utarło się stwierdzenie, iż United nie zwalnia swoich menedżerów (…) A skąd można to wiedzieć, skoro przez 26 lat mieli Fergusona, który zdobył 38 (!) trofeów. Pora się obudzić, a ból jest ogromny, w każdym sercu kibica.” Tak jak napisaliśmy wcześniej, dla ludzi biznesu klub to przedsiębiorstwo jak każde inne. Glazerowie nie traktują Manchesteru United sercem tak jak kibice, a jak normalny interes. Księgi muszą się zgadzać, a logika jest bezlitosna. Brak sukcesów to spadek prestiżu, spadek prestiżu to straty w interesie. Czas walnąć pięścią w stół.

Reklama

Glazerowie i vice prezydent klubu Ed Woodward i tak długo trwali w potrzasku. David Moyes szybko odkrył swoją prawdziwą twarz, ale oczywiście pojawiły się słuszne skądinąd argumenty: potrzeba czasu na przebudowę, ponieważ porażki będą, ale to wszystko jest i tak wliczone w zmianę trenera. Manchester słynął ze stabilizacji, nie chciano robić pochopnych ruchów. Skala autodestrukcji przerosła jednak wszystkich. Sami po cichu myśleliśmy, że Moyes jest inwestycją długoterminową – na początku będzie przynosić straty, ale po jakimś czasie wystrzeli do przodu, tak jak kiedyś Ferguson.

Pomyliliśmy się. Moyes z każdym kolejnym miesiącem wyglądał tak, jakby dostał tę robotę całkowicie przypadkowo i zwyczajnie liczył, że nikt się nie spostrzeże. Szkot gasł z dnia na dzień – nieprzyzwyczajony do tak wielkiej presji sukcesu, nieustannego przebywania na świeczniku. W Evertonie nigdy niczego nie wygrał, a każdy drobny sukcesik lub awans do pucharów traktowano jako wartość dodaną, w końcu nikt nie wymagał od Szkota nie wiadomo jakich cudów. Budżet rzadko wychylał się ponad zero, bazowano na wypożyczeniach, wolnych transferach. Na Old Trafford zupełna odmiana – wielkie nazwiska, wielkie fundusze, ale i jeszcze większe oczekiwania. Moyes nie uniósł tego wszystkiego na swoich barkach. Przerosły go także gwiazdy – może zwyczajnie zabrakło Moyesowi autorytetu? Ego przyzwyczajonych do wygrywania piłkarzy z Old Trafford z pewnością jest większe niż gdziekolwiek indziej. Dodatkowo kłuły w oczy słabe kontakty Moyesa, jeśli chodzi o transfery. Nie udało mu się przekonać do przenosin na Old Trafford nawet Leightona Bainesa – swojego długoletniego podopiecznego z Evertonu.

Mówiono o Moyesie jako o samcu alfa, który jest twardy i szorstki w kontakcie, ale lojalny w stosunku do swoich zawodników. Opisywano go przede wszystkim jako świetnego trenera. Ktoś się chyba jednak pomylił, skoro na koniec Moyes został zupełnie sam, tracąc poparcie wszystkich wokół. Na czele tej grupy stoi przede wszystkim Robin van Persie, któremu od początku było nie po drodze ze Szkotem i wyrażał to głośno, narzekając na taktykę. Manchester United stanął przed gruntowną przebudową. Zgadzamy się z angielską prasą – tutaj potrzeba rewolucji, a nie śladowych zmian. Nowy trener, nowi piłkarze, wymiana sztabu szkoleniowego, słowem zastrzyk kofeiny i nowej energii, by ponownie obudzić manchesterskiego hegemona. United zawsze będzie silnym klubem, to nieuniknione. Za całą organizacją stoi zbyt wielka wartość marketingowa, baza kibiców (głównie na świecie) i pieniądze. Ktoś to musi po prostu poukładać na nowo, sprzątając bałagan po Moyesie.

Szkot zaprzepaścił największą szansę w swoim życiu. Myśleliśmy o nim w kontekście cudotwórcy – tego, który z niczego stworzył w Evertonie świetną drużynę. Następca Moyesa Roberto Martinez już w pierwszym roku pracy na Goodison Park rozkochał w sobie wszystkich, dziś nikt nie pamięta już o byłym menedżerze. „The Toffees” grają pięknie dla oka, a co najważniejsze, mają pomysł na grę. Moyes okazał się menedżerem nie tylko nieprzygotowanym mentalnie do najwyższych sukcesów, ale zwyczajnie nudnym taktycznie. United gra przewidywalnie, schematycznie, bez pasji i werwy. To, co z „Czerwonymi Diabłami” robili w niedzielę Coleman i Mirallas, nie wypada opisać inaczej niż miazga. Jest coś symbolicznego w tym, że Moyes traci pracę właśnie po konfrontacji ze swoim byłym klubem, ale nie może być inaczej. Bilans Evrtonu w meczach przeciwko United w tym sezonie? Dwa mecze, dwa zwycięstwa, stosunek goli 3:0 – pierwsza taka sytuacja od 44 lat. Goodison Park przez lata był domem Davida Moyesa, a koniec końców okazał się być jego gwoździem do trumny. Los to jednak figlarz.

Jeszcze inaczej do całej sprawy podszedł Gary Neville, czyli prawdziwa legenda klubu z Old Trafford. Neville był nieco zdegustowany: „To trochę odpychające, jak rozprzestrzeniają się plotki. Nienawidzę tego, nigdy nie przyzwyczaję się do tego typu działań, ale jedno jest pewne – trzeba całą sytuację szybko wyjaśnić. Oni (Manchester United) muszą szybko wydać jakiekolwiek oświadczenie (…) Przez ostatnich 20 lat w tym klubie nie dopuszczano do wycieków informacji, zarządzano nimi dobrze.” Dla nas to jasny sygnał – jeśli Moyes nie potrafi panować nad przeciekami, to tym bardziej nie nadaje się na następcę SAF-a. Neville idzie jednak w zaparte: „Uważam, że United to nie jest klub, który pochopnie zwalnia trenerów (…) Uważam, że jeśli zaoferowano komuś sześcioletni kontrakt, to zasługuje on na nieco więcej czasu, by dowieść swojej wartości (…) Świat futbolu to szaleństwo. Menedżerów zwalnia się średnio po 12 miesiącach pracy. Zawsze uważałem, że Manchester United powinien być inny i iść pod prąd tego, co dzieje się w światowym futbolu”. Czy Neville ma rację?

Naszym zdaniem nie. Kości już dawno zostały rzucone, a i kompletny laik widzi gołym okiem, że coś na Old Trafford nie gra. Nasuwają się dwa wnioski – Moyes jest za słaby na Old Trafford i wszyscy ulegliśmy zbiorowej fatamorganie. Wniosek drugi – Ferguson odcisnął tak wielkie piętno na tym klubie, że nikt nie będzie w stanie go zastąpić, a piłkarze nie są w stanie wykrzesać już nic z siebie. My skłanialibyśmy się jednak do opcji numer jeden – nawet z obecnym składem Old Trafford nadal może być twierdzą nie do zdobycia, ale potrzeba kogoś, kto odbuduje markę United na nowo. Oczywiście od wczoraj trwa trenerska giełda, media prześcigają się w kandydaturach, bukmacherzy szaleją.

Mówi się o Louisie van Gaalu, który dodatkowo jest faworytem van Persiego. My natomiast skłanialibyśmy się ku komuś młodszemu, z własną wizją gry i charakterem. Juergen Klopp? Świetny wybór, ale naszym zdaniem idealny byłby Diego Simeone. Dawno nie widzieliśmy takiej pasji i charyzmy, jaka maluje się na twarzy trenera Atletico podczas meczów w La Liga i LM. Idealnym asystentem Argentyńczyka byłby Ryan Giggs, który jeszcze jest zbyt niedoświadczony, by samodzielnie objąć drużynę. To oczywiście póki co domysły i fantazje, ale pewne jest natomiast jedno – nowego menedżera United czekaj ciężka praca, by posprzątać tę stajnię Augiasza Moyesa. Czas zagonić pasibrzuchy z Old Trafford do roboty.

KUBA MACHOWINA

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama