– Cottbus jest ostatnie w tabeli, a Cracovię – przy całym szacunku do tej drużyny – ograło przed sezonem 5:0. Dostałem od wczoraj sporo telefonów i jedna mądra osoba mi powiedziała, że nie wszystkie kluby z Ekstraklasy poradziłyby sobie w 2. Bundeslidze. Piotrek Ćwielong też stwierdził, że nie wahałby się, gdyby jeszcze raz dostał propozycję z Bochum. Śledzę mecze Brunszwiku od dwóch miesięcy i wierzę, że się utrzymają. Skoro Augsburg potrafi ograć Bayern, to czemu Eintrachtowi ma się nie udać? – opowiada w wywiadzie z naszym portalem Rafał Gikiewicz. To pierwsza rozmowa bramkarza Eintrachtu Brunszwik po podpisaniu kontraktu z nowym klubem.
Co zawodnik o ksywce „Google“ wyczytał w Google o Eintrachcie Brunszwik?
Nie musiałem nic czytać, bo pojechałem na mecz z Hannoverem i o wszystkim przekonałem się na żywo. Mieszka tam 40 tysięcy Polaków. Na Facebooku dostaję tyle zaproszeń na obiad, poznanie miasta czy pomoc dla mnie i rodziny… Zaczyna się naprawdę sympatycznie.
A sam Eintracht?
Obserwowali mnie od połowy poprzedniego roku. Potem byli na bieżąco z moim statusem w Śląsku, wiedzieli, że nie gram i zostałem przesunięty do rezerw. W styczniu znów pojawił się pomysł, by mnie sprowadzić, ale nie byli skłonni wyłożyć sumy – chodziła plotka, że to 200 tysięcy euro – jaką Śląsk proponował dla Zagłębia czy innych klubów. Eintracht nie wysłał jednak żadnego zapytania i o wszystkim dowiadywał się ode mnie. Niby 200 tysięcy to niedużo, ale Brunszwik na ogół nie ściąga zawodników za gotówkę. No, nie licząc Elabdellaouiego z Manchesteru City – za takich mogą płacić. Wolą stawiać na wychowanków lub sprowadzać zdolnych zawodników z niższych lig.
Kiedy pojawił się temat tego transferu?
Pod koniec marca. Wtedy zaczęły chodzić pogłoski, że Daniel Davari nie przedłuży kontraktu i wszystko zaczęło nabierać tempa.
Czyli nie było szans na transfer zimą, żebyś nie musiał tracić całego sezonu?
Skoro transfer nie doszedł do skutku, to widocznie nie było. Ale czy summa summarum coś straciłem? Tak, straciłem to, że nie grałem, ale z drugiej strony może nie wylądowałbym w zespole z Bundesligi? Gdybym regularnie występował w ekstraklasie, to Śląsk wymagałby za mnie nie wiadomo jakich pieniędzy. Nie grałem, trenowałem u siebie, ale na testach sportowych w Niemczech pokazałem się na tyle dobrze, że zaproponowali mi kontrakt. A na treningach nagrywały mnie trzy kamery! Nawet wczoraj dziennikarz „Kickera“ powiedział na konferencji, że musiałem wyglądać naprawdę dobrze, bo w Bundeslidze raczej nie stawia się w bramce na obcokrajowców. Mają tak wyśmienitą szkołę bramkarską – Kahn, Neuer, Ter Stegen czy ten młody z Schalke – że nie muszą sięgać za granicę. Więc widzisz – swoją robotę wykonałem. Będąc niby numerem cztery w Śląsku, dostałem angaż w Bundeslidze.
Na razie w Bundeslidze, ale Eintracht czeka raczej spadek.
Na dziś trzy-cztery zespoły walczą o utrzymanie, więc poczekajmy. Widziałem mecz z Hannoverem, ograli ich 3:0 w derbach – naprawdę wierzę, że Eintracht zostanie w Bundeslidze.
Jaki masz plan na najbliższe dni? Wyjeżdżasz od razu do Niemiec?
Powiem może jeszcze o badaniach, bo takich w Polsce chyba nigdy nie przechodziłem. Rentgen całego ciała – od kostki, przez kolana, biodra, kręgosłup aż po barki, palce u rąk czy łokcie. Potem pełne USG serca, wątroby, nerek, sprawdzanie wszystkich zębów… Byli zaskoczeni, bo moja żona skończyła protetykę dentystyczną i wszystko było u mnie na poziomie. Dalej krew, mocz, badania na bieżni, rowerku pod EKG… Było tego strasznie dużo i już kilka dni temu dałbym cynk, że jadę podpisywać, ale siedzi człowiekowi w głowie, że kurde, czuję się zdrowy, ale zawsze może coś wyskoczyć. Wolałem poczekać do konferencji prasowej.
Co dalej?
A, no plan jest taki, że w ciągu kilku dni dostanę maila od trenera bramkarzy. Chcą, żebym przyjechał na tydzień przed końcem ligi, bym mógł potrenować i poznać zespół. Zawodnik, który rozpocznie treningi przed sezonem, ma się o nic nie martwić. Jak pojadę po świętach, dostanę dom, samochód, założą mi konta bankowe, numery telefonów, załatwią sprawy podatkowe, przedszkole dla dziecka… Mam się tylko skupić na graniu.
Gdy udzielałeś nam większego wywiadu we wrześniu, zastanawialiśmy się, czy wyjedziesz już zimą, potem całkiem wypadłeś z obiegu, mówiło się o Widzewie, co byłoby upadkiem, by na koniec trafić do klubu – przynajmniej na tę chwilę – z Bundesligi. Konkretna huśtawka nastrojów.
Temat był nie tylko Widzewa, ale też Podbeskidzia, gdzie miałem dostać trzy tysiące euro brutto i byłem skłonny zrezygnować z dużej części zarobków w Śląsku, by tam trafić. Najważniejsza była dla mnie gra, ale nie udało się ani z Podbeskidziem, ani z Widzewem, ani z Zagłębiem.
Dlaczego?
Ja byłem skłonny się dogadać, ale kluby nie porozumiały się ze Śląskiem. Od stycznia do marca trenowałem w rezerwach, a skończyło się na Eintrachcie Brunszwik i odbieram sporo gratulacji. Ze Śląska – nawiasem mówiąc – dostałem SMS-y od Odeda, Sebino i Dalibora. Uważam ten transfer za ogromny sportowy awans. Sam dyrektor powiedział, że nie liczyli na obcokrajowca w bramce, a na tyle im się spodobałem, że mnie wzięli. Nawet wyliczali na konferencji, że w Niemczech gra jedynie kilkunastu Polaków, czyli wcale nie tak łatwo się tu dostać i choć w siebie wierzyłem, nie miałem pełnego przekonania, że uda się załapać. I pamiętaj – podpisuję kontrakt z klubem, który wciąż gra w Bundeslidze i ma aspirację, by się utrzymać!
W twojej sytuacji – nie ma co się oszukiwać – nawet przejście do 2. Bundesligi byłoby krokiem do przodu.
Właśnie chciałem to powiedzieć! Cottbus jest ostatnie w tabeli, a Cracovię – przy całym szacunku do tej drużyny – ograło przed sezonem 5:0. Dostałem od wczoraj sporo telefonów i jedna mądra osoba mi powiedziała, że nie wszystkie kluby z Ekstraklasy poradziłyby sobie w 2. Bundeslidze. Piotrek Ćwielong też stwierdził, że nie wahałby się, gdyby jeszcze raz dostał propozycję z Bochum. Śledzę mecze Brunszwiku od dwóch miesięcy i wierzę, że się utrzymają. Skoro Augsburg potrafi ograć Bayern, to czemu Eintrachtowi ma się nie udać? Może Braunschweig nie jest jakąś powalającą nazwą, ale – choć od początku sezonu zajmują ostatnie miejsce – na każdym meczu pojawia się od 22 do 25 tysięcy kibiców, a w 2. Bundeslidze około 15. Niemcy mają dziś najlepsze rozgrywki na świecie i czy trafię do pierwszej, czy drugiej Bundesligi, to ogromny sukces mój, mojej rodziny i Śląska Wrocław. Dyrektor Marc Arnold wspominał zresztą na konferencji, że Śląsk nieźle sobie radził w pucharach. Ale my oczywiście jesteśmy narodem, który szuka drugiego dna i będzie wskazywał, że Gikiewicz podpisał kontrakt ze spadkowiczem.
Bez przesady. Większość piłkarzy Ekstraklasy – może nie licząc zawodników Legii i Lecha – chętnie przeniosłaby się do 2. Bundesligi.
Nawet przebywając na badaniach w Niemczech, miałem zapytania z Polski, ale zdecydowałem się na wyjazd. Już od wtorku zaczynam się uczyć w Olsztynie niemieckiego, by wchodząc do szatni, coś rozumieć. To podstawowa sprawa. Trener bramkarzy po angielsku nie mówi, ale i tak się błyskawicznie dogadaliśmy. Język boiska. Pod koniec testów powiedział, że nie może mi nic powiedzieć, ale poprosił, bym popatrzył mu w oczy i złapałem wewnętrzne przekonanie, że im się spodobałem. Wiele zależało od tego, jak rozwinie się moja sytuacja kontraktowa w Śląsku.
Z jak dużej kasy musiałeś zrezygnować?
Na pewno nie z pół miliona złotych, bo nie ma sensu liczyć pieniędzy, które miałem zarobić od czerwca 2014 do czerwca 2015. Nie powinno się mówić, że zrzekłem się tych zarobków – nie mogę przecież zarabiać pieniędzy, nie pracując w klubie. Zrzekałem się co najwyżej pewnych zależności i premii do 8. kwietnia, kiedy rozwiązałem umowę. Proszę więc nie mówić, że zrezygnowałem z pół miliona złotych, bo to śmieszne. Nie wiem, skąd ta kwota wzięła się w gazetach. Na całej sprawie stracił jednak i Śląsk, i Gikiewicz. Na pewno byłbym zadowolony, gdyby we Wrocławiu mogli na mnie zarobić. Ale cóż, w życiu nie ma przypadku. Odcierpiałem swoje w rezerwach i odszedłem za darmo.
Śląsk nie potrafi zarabiać na piłkarzach, nie da się ukryć.
Nie powiem złego słowa na Śląsk, bo mój sukces jest też sukcesem tego klubu. Dzięki Wrocławiowi pokazałem się w europejskich pucharach, zagrałem z Sevillą, przyciągnąłem uwagę Eintrachtu i zrobiłem ogromny postęp. Dziś wynająłem swoje mieszkanie, wyjechałem, już z Wrocławiem nie mam nic wspólnego, ale zostawiam tu super znajomych i łza się w oku kręci. Może niektórzy za wcześnie mnie skreślili? Może niektórzy liczyli, że wyląduję w drugiej lidze? Dla niektórych ten Eintracht to pewnie niemiła niespodzianka, ale liczę, że ludzie będą za mnie trzymać kciuki. Każdy Polak grający w lidze zagranicznej robi dobrą reklamę polskiemu futbolowi.
Skoro rozdział pt. „Śląsk“ jest już zamknięty, to możesz powiedzieć, dlaczego w ogóle wylądowałeś w rezerwach i ile było prawdy w tych wszystkich plotkach albo informacjach o konfliktach, kłótniach…
Umówiłem się z prezesem Żelemem, że nie będę do tego wracał. Powiem tak – jeżeli ktoś uważa, że byłem złym duchem w szatni i Śląsk przez to, że psułem atmosferę, miał problemy w lidze, to niech sprawdzi prosty fakt: od kiedy wylądowałem w rezerwach, Śląsk miał problem z wygraniem meczu. Śmieszą mnie takie zarzuty. Ani nic nie psułem, ani nic nie naprawiałem. Nie wracam też do sytuacji po meczu z Zawiszą i tej naszej – jak opisywała prasa – bójki z Przemkiem Kaźmierczakiem czy kłótni z masażystą.
Ale była bójka czy nie?
Bójka to jest między kibicami na ulicy. Nie mieliśmy żadnej ustawki (śmiech). Wyszedłem jednak z tej całej sytuacji z klasą. Nie powiedziałem nic złego na klub i od kiedy trafiłem do Śląska, nie zmieniłem się jako człowiek. Nie wszyscy muszą lubić Rafała Gikiewicza, bo mam swoje zdanie, ale to, że ktoś więcej gada czy jest uśmiechnięty, nie znaczy, że ma od razu zostać skreślony. O, albo inna sprawa… Ktoś nie pójdzie z kimś na obiad i od razu jest problem. Nie! Mam swoją rodzinę i poświęcam swój czas dla niej. Bratam się z kolegami na boisku, ale jeżeli mieliśmy wkupne czy imprezę klubową, to nigdy się nie izolowałem. Może nie zostawałem do końca, ale zawsze się tam pojawiałem. Nie mam też pretensji do trenera Pawłowskiego, z którym poza „dzień dobry, dzień dobry“ dłuższej rozmowy nie miałem. Pokazałem, że mogę rywalizować z Marianem Kelemenem, jednym z lepszych bramkarzy w Polsce, i mam z tego satysfakcję. Nie wylądowałem w rezerwach, dlatego że byłem słabszy, ale zaakceptowałem to i robiłem swoje.
Znając twój charakter, nie wierzę, że zaakceptowałeś to ot tak, bez mrugnięcia okiem. Musiałeś się gotować.
Wewnętrznie się gotowałem, ale jeśli zadzwonisz do trenera Becelli, Grzanki czy Jawnego, to żaden nie powie na mnie złego słowa. O, i kolejna sprawa. Zadzwonił do mnie wczoraj dziennikarz i powiedział, że jak byli uśmiechnięci bracia Gikiewiczowie, to nikomu nie pasowało, a uśmiechnięci bracia Paixao pasują każdemu. Szanuję Marco i Flavio, z obcokrajowcami miałem nawet lepszy kontakt niż z Polakami, życzę Marco, żeby pojechał na mundial, a Sebkowi, by zaliczał jak najwięcej asyst i jeśli ktoś myśli, że się cieszę z porażek Śląska, to się myli. Mnie za brak awansu do pierwszej ósemki też uciekły pieniądze. Nie jestem osobą zawistną i nikomu nie będę źle życzył. Życie zawsze oddaje. Mnie dało możliwość podpisania kontraktu z klubem Bundesligi.
W bardzo dobrym wieku dla bramkarza.
Rok temu pewnie jeszcze nie byłbym gotowy na wyjazd, ale – jak wspomniałem – zrobiłem duży postęp, bo to nie przypadek, że w pewnym momencie media spekulowały o moim powołaniu do kadry. Dojrzałem jako człowiek, ale charakteru nigdy nie zmienię. I w Niemczech też będę dużo gadał. A dyrektor Eintrachtu, który wyraził nadzieję, że przez najbliższe dwa lata pomogę Eintrachtowi, tylko dały mi kopa. Nie jadę tam jako kopciuszek, a jak komuś to się nie podoba, to nie wiem, co powiedzieć.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA