Jak poderwać Alenę Seredovą? Oddajmy głos Buffonowi (recenzja)

redakcja

Autor:redakcja

19 kwietnia 2014, 00:59 • 4 min czytania

Pamiętam obrazki, jak z Parmą sięgnął po Puchar UEFA, a dokoła niego stali Hernan Crespo, Enrico Chiesa i Fabio Cannavaro. W pamięci mam szalone lato 2001 roku, kiedy transferową karuzelę rozpędzono do tego stopnia, że Juventus wydał na niego 50 milionów euro. Teraz czytam autobiografię „Numer 1” i jeszcze bardziej doceniam jego fenomen. Wierny Turynowi od lat. Wciąż stąpający po bramkarskim szczycie. Gianluigi Buffon.
Nie jest to książka, która zasysa od początku i wypuszcza na końcu. Nie ma w niej anegdot Mersona, nie jest to też spowiedź w stylu Ibrahimovicia. Buffon opowiada o swojej karierze, ale robi to w tempie Usaina Bolta. W jednym miejscu pisze o zbieraniu naklejek Panini i o tym, jak palił pierwszego skręta. Za chwilę mamy już mistrzostwa Europy do lat 16 i mecz przeciwko Mariuszowi Kukiełce, a kilka minut później przenosimy się na mistrzostwa świata do Niemiec, do dziwacznej gry w ping-ponga i uderzenia z byka Zizou. Z jednej strony jest to wada, ale z drugiej – dostajemy całkiem niezłą pigułkę. Czyta się to szybko, a napotkane fakty nie nudzą.

Reklama

Buffon we Włoszech od zawsze ma opinię gościa, który gra w otwarte karty. Mówi jak jest. Nie boi się popełniać błędów. Andrea Pirlo mówi o nim: genialny bramkarz, ale złożony człowiek. I on tę złożoność w książce pokazuje. Opowiada o tym, jak kupił maturę, dlaczego grał w bluzie 88 albo jak to było z jego graniem w zakładach bukmacherskich. Prowadzi nas za rękę po wielkich triumfach, pamiętnych meczach, ale też historiach, przy których można złapać oddech i lekko się uśmiechnąć.

Dlaczego chciałby grać w Borussii Moenchengladbach? Czemu obawia się hodowców Papai w Peru? W końcu, co trzeba zrobić, żeby poderwać Alenę Seredovą? O, tak, ten fragment szczególnie ciekawy. Zwłaszcza, że w jednym z programów telewizyjnych zrobił do tego całe postscriptum i opowiedział, jak to ich pierwszy seks zakończył się niepowodzeniem. „Nie byłem w formie” – stwierdził, a publiczność buchnęła śmiechem.

Reklama

Cały Buffon. Niebanalny i niezatapialny. Kiedyś nazwał prezesa Juventusu ślepcem, dwa lata wcześniej prawie poszarpał się z arbitrem przed meczem Ligi Mistrzów z Maccabi Haifa. Ciągle jest sobą i za to kochają go kibice. Superman Italii. Ręce, które leczą. Nawet, jeśli książka nie zwali was z kolan, to warto wsłuchać się w jego historię.

Książkę można nabyć w naszym sklepie w promocyjnej cenie 34,99 zł>>

***

Fragmenty:

„Nigdy nie zapomnimy partyjek w bilard i ping-ponga, kąta sali, w którym rozstawiliśmy się, gdzie Barone toczył ze mną pojedynki do ostatniej kropli krwi. Był naprawdę świetny, zawsze ze mną wygrywał i strasznie mnie to irytowało. Któregoś wieczoru wykończył mnie zagraniem o kant stołu. Ze złości kopnąłem z całej siły w szklany witraż obok i rozbiłem go na drobny mak. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mogłem przecież w tak głupi sposób nabawić się urazu. Kiedy tak stałem, nie wiadomo skąd zjawił się Lippi. „No, zgłupiał do reszty”, powiedział patrząc na mnie jednoznacznie. Nie powiedział nic więcej. Zresztą to przecież on sam po ćwierćfinale z Ukrainą rzucił się w ubraniu do pobliskiego stawu prosto w stado gęsi.

Rano, w dniu finału, spotkałem Gattuso.

– Rino, ty spać nie mogłeś, czy co?
– Ćwiczyłem przewrotki na łóżku.

***

„Ł»ałuję tego, że kupiłem swoje własne świadectwo dojrzałości, zamiast wywalczyć je na boisku, pardon, w ławce szkolnej. Był to największy błąd w moim życiu, którym sprawiłem swojej rodzinie wiele bólu. Biorę za niego pełną odpowiedzialność i nie zamierzam zrzucać jej na osobę, która zaproponowała mi zdobycie owego dyplomy na rok przed ukończeniem szkoły. Nigdy nie zdradziłem nazwiska tej osoby. Wina leży po mojej stronie, ponieważ to ja wolałem pójść na skróty.

– Musiałbym zdać jakiś egzamin? – zapytałem.
– Nie, żadnego egzaminu – usłyszałem.

Po jakimś czasie dyplom przyszedł do domu pocztą. Gdy pojechałem do Carrary, pokazałem go rodzicom.

– Podszedłeś do egzaminów?
– Tak, wszystko zdane.
– Na pewno?
– Jasne!

Byłem tak pewny siebie, że zapisałem się na studia. Wybrałem prawo na uniwersytecie w Parmie i przez jakiś czas chodziłem na zajęcia. Podobały mi się, a pewne aspekty prawa naprawdę mnie zafascynowały. Ale, jak wiadomo, każdy medal ma dwie strony.

Któregoś dnia odebrałem telefon z klubu. Niby normalka, tym razem jednak czułem, że coś jest nie tak. W rzeczy samej:

– Gigi, uniwersytet sprawdził twój dyplom, jest nieważny.
– W jakim sensie?
– W takim, że to zwyczajna fałszywka.

Nigdy nie wstydziłem się za siebie tak bardzo. Pamiętam, że wśród nielicznych, którzy próbowali podnieść mnie na duchu był Giovanni Trapattoni. „Nie przejmuj się, przynajmniej dotarłeś do ostatniej klasy liceum. Są tacy, którzy w ten sposób zaliczyli aż pięć lat w jeden rok. Osiemdziesiąt procent matur piłkarzy to fałszywki”. Cały Trap.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama