Jest całkiem możliwe, że już niedługo przed meczem telewizja będzie musiała wyświetlić komunikat: „transmisja zawiera lokowanie produktu”. Oto niepostrzeżenie weszliśmy na wyższy poziom marketingu: piłkarze już nie tylko myślą o grze, ale także o tym, by w czasie gry odpowiednio zadowolić swoich sponsorów. Media w Hiszpanii donoszą, że reklamową rewolucję rozpoczął Neymar, który w czasie spotkań w ramach kontraktu wartego 1,5 miliona dolarów promuje… majtki. On sam zaprzecza i twierdzi, że wcale nie: gacie i ich markę pokazuje spontanicznie.
Sęk w tym, że w czasie meczu Ligi Mistrzów z Atletico Madryt spontanicznie zareklamował majtki pięć razy.
A taka reklama – przyznajcie sami – nie jest łatwa do spontanicznego zaprezentowania. Trzeba jednocześnie wykonać dwie niezbyt naturalne dla piłkarzy czynności: opuścić starannie spodenki poniżej „linii sponsorskiej” majtek oraz równocześnie podciągnąć koszulkę w taki sposób, by nie opadała po żadnej ze stron. Pięć takich „spontanów” przez 90 minut to całkiem niezły rezultat. Firma Lupo – ta od majtek – oświadczyła, że mamy do czynienia z całkowitym przypadkiem, ale oczywiście ten przypadek popiera.
Nikt nigdy nie zdoła rozstrzygnąć, czy to zbieg okoliczności, czy zaplanowana akcja, bo nikt w głowie Neymara nie siedzi. Na razie więc teorię udokumentowaną zdjęciami kontra słowa zawodnika. Od każdego z osobna zależy, komu da wiarę.
Gdyby jednak uznać, że Neymar reklamuje majtki celowo, to mielibyśmy do czynienia z naprawdę niesamowitej klasy pajacem, karykaturą piłkarza. Kimś, kto może i zostanie legendą rynku reklamowego i może odbierze jakieś prestiżowe nagrody od tej branży, natomiast jako piłkarz nigdy nie zyska szacunku. Wyobrażacie sobie, że Steven Gerrard albo Frank Lampard za pieniądze pokazuje majtki w czasie meczu i to w dodatku takiego? Albo że robi to np. klubowy partner Neymara, Messi? Poważni piłkarze grają w piłkę, niepoważni zajmują się milionem pobocznych spraw, np. gaciami i pielęgnacją fryzur. Trudno sobie wyobrazić, że kibice mieliby szacunek dla gości, którzy zamiast o futbolu, myślą o odpowiednim ulokowaniu produktu. Niedługo Neymar celowo się rozpłacze, żeby wytrzeć łzy odpowiedniej marki chusteczkami. Albo w swoim stylu zacznie „umierać”, byle tylko podano mu zgodnie z planem odpowiednie lekarstwo.
Na tę chwilę wiele wskazuje na to, że Neymar zdoła połączyć wszystkie te cechy, których u piłkarzy nienawidzimy.
1. Myślenie tylko o pieniądzach
2. Obrzydliwe symulowanie
3. Brak lojalności wobec klubu i koncentrowanie się tylko na sobie
To ostatnie odnosi się do niedawnego wpisu Neymara na Twitterze. Uwaga, perełka: „Grałem dla wielu klubów, ale należę tylko do jednego: NIKE FC”. Prosta droga do tego, by zrazić do siebie ludzi. A zrażenie do siebie ludzi w oczywisty sposób oznacza także zrażenie sponsorów. Jednocześnie trzeba zaznaczyć, że w jakże innym stopniu należy spojrzeć na gołą dupę pokazaną swego czasu przez Jakuba Koseckiego. Może to była po prostu oferta marketingowa w stylu „Tu jest miejsce na twoją reklamę”?
PS Temat zaczerpnięty ze strony blaugrana.pl.