Świąteczna atmosfera sprzyja rodzinnym zjazdom, z tego co wiemy sporo korporacji organizuje „firmowe jajeczko”, generalnie ludzie gromadzą się w większe grupy i wspólnie celebrują Wielką Noc, fundament katolickiej wiary. Nie spodziewaliśmy się jednak, że podobnie postąpi… Górnik Zabrze, w dodatku nie na spotkaniu w restauracji czy knajpie, ale na swoim stadionie, podczas meczu sparingowego.
Sprawdzaliśmy osiem razy, zastanawialiśmy się naprawdę długo, szukaliśmy uzasadnień i wyjaśnień, ale nie udało nam się znaleźć innego wytłumaczenia: Górnik chciał jakoś pożegnać się przed świętami i dlatego zebrał na murawie wszystkich pracowników klubu. Podczas 90-minutowego sparingu z Podbeskidziem duet (he, he) szkoleniowy Dankowski-Warzycha/Warzycha-Dankowski posłał do boju… 29 zawodników.
Prawie trzy dychy chłopa, przez półtorej godziny.
Pierwsza myśl – chciał sprawdzić nowych. Ale patrzymy w skład, a tam właściwie same znane twarze. Z rezerw wjechało czterech świeżaków – Barbus wszedł po godzinie, Nowak na ostatni kwadrans, a Kiepura i Otwinowski dostali obłędne sześć minut na wykupienie zaufania od trenerów Górnika. Z tych mniej znanych – Cupriak pojawił się na murawie w 66. minucie, a Arkadiusz Porochnicki zagrał od 57. do 75. minuty. Reszta to ligowcy.
Dwadzieścia dziewięć osób. Niektórzy grający po kilka, kilkanaście minut. Zmiany taktyki godne największych mistrzów fachu, reakcje na to co dzieje się na murawie – błyskawiczne, właściwie uprzedzające to, co wydarzy się za chwilę.
Dwudziestu dziewięciu chłopa. No jak nic, klubowe „jajeczko” pod pretekstem gry. Dziwne, że na napaści nie zagrał ten pan od rozdawania kogutów.
Fot.FotoPyk; źr.90minut.pl
