Gdzie byśmy nie zerknęli, tam jak grzyby po deszczu pojawiają się komentarze, że wolny weekend między sezonem zasadniczym a kończącymi sezon Ekstraklasy siedmioma meczami, to jakieś jaja. I nie chodzi wcale – od razu sprecyzujmy – że jaja niezaprzeczalnie towarzyszą przypadającej akurat w te dni Wielkanocy. Święta bowiem, dzięki temu, że są ruchome, zostały uznane przez organizatorów ligi za całkiem logiczny przerywnik, a może raczej – za sensowną przykrywkę do całkowicie bezsensownej wykładni ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych.
O co chodzi? Ano, wyjątkowo zapobiegliwemu ustawodawcy napisało się, że odpowiedni organ (z reguły prezydent miasta, w którym odbywa się mecz) na ogłoszenie decyzji o tym, czy na imprezę masową zgadza się, czy nie, ma co najmniej siedem dni przed jej ewentualnym rozpoczęciem. Rzut oka, jak uchwycono to w żargonie prawniczym.
Dalsza część tego przepisu dotyczy obostrzeń wynikających z ewentualnego zakwalifikowania imprezy jako tę o podwyższonym ryzyku lub elementów, ze względu na które zgoda w ogóle nie może być wydana.
Na siedem dni przed – oto klucz. Jeśli zatem 31. kolejka miałaby rozpocząć się w najbliższy piątek o godzinie 18, musielibyśmy otrzymać zgodę najpóźniej tydzień wcześniej. Dokładnie dzień przed Multiligą… Nie znając rywala, tego, czy dany klub gra u siebie, czy na wyjeździe, o nazwie imprezy masowej oraz wytycznych co do jej charakteru nie wspominając. Dawniej pewnie prezesi klubów końcowe rozstrzygnięcia znaliby już w połowie stycznia, to i z poprawnym wytypowaniem rywali poradziliby sobie bezbłędnie. No, ale czasy się zmieniły.
I ustawa, miejmy nadzieję, też się zmieni, bo ta z 20 marca 2009 roku ma naprawdę wiele uchybień i w żaden sposób nie przewiduje sytuacji precedensowych. Teraz w sukurs przyszły święta, a za rok? Poczekamy na majówkę czy Boże Ciało?
Fot.FotoPyk
