Po długich kilkudziesięciu miesiącach posuchy wygląda na to, że w Zagłębiu ktoś w końcu poszedł po rozum do głowy i wziął się za w miarę poważne transfery. Z oceną piłkarzy, którzy zjechali do Lubina, trzeba się jeszcze wstrzymać, ale przynajmniej kilku z nich jak na razie wygląda na w miarę kumatych grajków. Mowa tu oczywiście o Rodiciu, Dziniciu, Bertilssonie czy przede wszystkim o Manuelu Curto. Z tym ostatnim ucięliśmy sobie dziś rano krótką telefoniczną pogawędkę…
Ostatnio w prasie portugalskiej pojawił się artykuł, w którym można było przeczytać, że Polska to jeden z głównych celów wypraw twoich rodaków.
Jak najbardziej – z kilku powodów. Po pierwsze w Portugalii panuje wielki kryzys i kluby nie płacą. W Polsce tego nie ma. Druga sprawa – wasza liga jest bardzo dobrze zorganizowana, poziom jest dość wysoki, a i w samym kraju żyje się bardzo przyjemnie. W Portugalii natomiast jest wielu dobrych zawodników, którym się nie płaci, a którzy spokojnie poradziliby sobie tutaj albo w jakimkolwiek innym kraju. Często pytają mnie, jak jest w Polsce, a ja wypowiadam się w samych ciepłych słowach. W Zagłębiu nie mam na co narzekać. Fantastyczni kibice, bardzo dobra organizacja… Trzeba się tylko utrzymać i awansować do finału Pucharu Polski.
Może masz takie dobre wrażenie, bo ostatnio grałeś w Kazachstanie?
Wyjechałem do Kazachstanu z powodu pieniędzy, bo ciężko jest pracować w miejscu, w którym ci nie płacą. Na szczęście mogłem liczyć na pomoc rodziny i znajomych, więc przezwyciężyłem te problemy i przyjąłem propozycję FK Taraz.
Bo nie było innych?
Miałem kilka ofert z Portugalii, ale byłem już zmęczony tym kryzysem. Do dziś walczę o pieniądze z trzema klubami.
Wierzysz, że je dostaniesz?
Wierzę w portugalskie sądy. Wiem, że takie sprawy muszą potrwać.
Nie tak miała się ta twoja kariera potoczyć. W 2003 roku zostałeś królem strzelców mundialu U-17.
Od kiedy w wieku 17 lat awansowałem do pierwszej drużyny, zagrałem kilka meczów w Benfice, ale rok później miałem pecha. Złamałem nogę i utrudniło mi to przeskok do piłki seniorskiej. Wypadłem na siedem miesięcy i nie dostałem już szansy od trenera Camacho. W tym klubie w ogóle Portugalczykom jest bardzo ciężko. Nawet dziś w jedenastce wychodzi jeden, maksymalnie dwóch, ale to ogólnie problem w całej Portugalii. Nie stawia się na młodych piłkarzy. Moje pokolenie zdobyło mistrzostwo Europy U-17 i wtedy ci juniorzy też nie dostawali szans. Benfica po kontuzji oddała mnie na wypożyczenie do Estreli Amadora, bo nie mogłem rywalizować z Petitem, Zahoviciem i… Kto tam jeszcze grał w pomocy? A, Brazylijczyk Roger i kilku innych. Cóż, trzeba uszanować decyzję Camacho.
Zastanawiasz się, gdzie byłbyś dziś, gdyby nie ta kontuzja?
Nie lubię się nad tym zastanawiać, bo to był dla mnie strasznie ciężki okres. Nie chcę tego wspominać ani gdybać. Czasem w życiu spotyka człowieka pech. Mnie spotkał wtedy, a wielu moich kolegów, jak Joao Moutinho, Paulo Machado, Vieirinha czy Miguel Veloso zrobiło kariery. Oni dziś grają w Monaco, Olympiakosie, Wolfsburgu lub Dynamie Kijów, a ja z Benfiki przeniosłem się do Estreli Amadora, która nie płaciła piłkarzom i ostatecznie upadła. Wyjechałem na kilka miesięcy do drugiej ligi hiszpańskiej, a potem wróciłem do Portugalii. Miło wspominam okres spędzony w Estoril, potem jeszcze było Naval i Leiria, która też nie płaciła i na dwa-trzy miesiące przed końcem sezonu przestaliśmy grać. Wtedy właśnie wyjechałem do Kazachstanu. Spędziłem tam siedem miesięcy, ale nie rozegrałem zbyt wielu meczów, bo sezon został przerwany z powodu zbyt ciężkich opadów śniegu. Ale pokazałem się tam z dobrej strony. Wybrali mnie najlepszym obcokrajowcem ligi i do dziś kazachscy agenci dzwonią do mnie z propozycjami. Nie zamykam sobie tych drzwi.
Poważnie?
Poważnie, choć było ciężko. Tego kraju nie da się porównać ani z Portugalią, ani z Polską. Tam wszystko jest inne. Po pierwsze mało kto mówi po angielsku, a ja nie znałem rosyjskiego, a po drugie ciężko było mi się dostosować do tamtejszego jedzenia. Ostatecznie – choć grało mi się tam dobrze – zdecydowałem się jednak wrócić do Portugalii.
Dlaczego?
Nie wytrzymałbym dłużej bez rodziny. Skończył mi się kontrakt, dostałem kilka propozycji, ale brałem pod uwagę tylko te zagraniczne, bo nie chciałem już grać w klubie, który nie płaci. Zagłębie było najlepszą opcją. Nie twierdzę jednak, że w Portugalii nie da się już nigdzie zarobić – połowa ligi nie ma aż takich problemów finansowych. Miałem po prostu pecha, że nie płaciły mi aż trzy kluby. Dlatego wolę grać za granicą. Podobnie, jak wielu moich rodaków, którzy chętnie wyjechaliby do Polski.
Teraz pewnie chcesz wycisnąć finansowe maksimum ze swojej kariery.
Nie myślę teraz o pieniądzach. Chcę grać w miejscu, w którym będę szczęśliwy.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA
Fot. FotoPyK