Kojarzycie może jeszcze Mohammeda „Rachuja” Rahoui? Tak, to ten piłkarz z Algierii, który swego czasu miał być killerem w ataku Lechii, a po cichu mówiło się nawet, że może zastąpić w Gdańsku Traore. Szalony pomysł Bobo Kaczmarka niestety nie wypalił. Co robi dziś Rahoui? Wrócił do ojczyzny, spadł z drugiej ligi i jest postrachem bramkarzy w niższych klasach rozgrywkowych. To może El Mehdi Sidqy? Tego ananasa doskonale pamiętają zapewne ludzie z Białegostoku i Gliwic. Do dziś pamiętamy, jak Przegląd Sportowy napisał, że Mido ma być filarem obrony drużyny Marcina Brosza.
Minął rok i dowodzi on obroną drużyny TTM Customs FC. Nie wiemy zbytnio, co ta za ekipa, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że potęga drugiej ligi tajlandzkiej. Bolesna weryfikacja, nieprawdaż?
Nasze zdanie na temat sprowadzania do polskich klubów piłkarzy z zagranicy doskonale znacie. Albo bierzemy tylko i wyłącznie takich, którzy coś do tej ligi wnoszą, albo zmieniamy szyld i jedziemy dalej. Umawiamy się, że robimy z Ekstraklasy galerie dziwnych osobistości i miejsce, w którym spełniamy marzenia obcokrajowców o zostaniu piłkarzami. Będzie co prawda mniej poważnie, ale na pewno uczciwiej – szczególnie wobec kibiców i wychowanków klubu.
Generalnie obcokrajowców hurtowo ściąganych do Polski w każdym okienku transferowym można podzielić na trzy grupy:
takich, którzy są zdecydowanie lepsi od Polaków (raczej najmniej liczna grupa)
takich, którzy przynajmniej nie zaniżają poziomu
siódmy sort, którego ściąganie do kraju powinno podlegać pod jakiś paragraf, na przykład z tytułu niegospodarności albo działania na szkodę firmy (najliczniejsza grupa)
Z ciekawości sprawdziliśmy, jak potoczyły się dalsze losy piłkarzy z zagranicy, którzy jeszcze nie dalej niż w zeszłym sezonie biegali po boiskach Ekstraklasy (lub byli w kadrach jej klubów), lecz opuścili już ligowe salony, robiąc miejsce kolejnym, sobie podobnym grajkom. Zgodzicie się chyba, że jest to pewien wyznacznik jakości, jaką prezentowali wyżej wymienieni delikwenci. Kilka nazwisk musieliśmy sobie odświeżyć. Kilka razy musieliśmy chwycić za globus, z pytaniem: gdzie to kurwa jest? Wnioski – jak się pewnie domyślacie – są nieszczególnie pozytywne dla włodarzy polskich klubów. Ekstraklasa jest trampoliną do wybycia się dalej, do lepszego (piłkarsko) świata? Raczej niekoniecznie. Jedynie dla nielicznych. Poza polskimi klubami, nikt poważny wielu z tych piłkarzy nie chce? Pod tym stwierdzeniem podpisalibyśmy się zdecydowanie szybciej. Tyle w dużym skrócie i uproszczeniu, a dalej skupimy się już na konkretnych przypadkach.
Gwiazdy i wyróżniający się zawodnicy ligi
Do lig z europejskiego topu udało się w ostatnim czasie wyjechać z Polski tylko dwójce obcokrajowców: Maor Melikson gra w francuskim Valenciennes (bilans w tym sezonie: 30 spotkań, 2 gole, 4 asysty), a Aleksandar Tonew w Aston Villi. Przy czym – umówmy się – furory raczej tam nie robi: 17 spotkań w lidze, 3 pucharach, bez żadnej bramki i asysty. Jak na skrzydłowego – żenujący bilans.
Podobnie jak w przypadku Roberta Demjana. Najlepszy piłkarz Ekstraklasy poprzedniego sezonu nie radzi sobie w barwach belgijskiego słabeusza z Beveren: 23 spotkania, 2 gole, 2 asysty (wszystko zdobyte pomiędzy 20. a 22. kolejką). Jeszcze śmieszniej jest w przypadku najlepszego bramkarza poprzedniego sezonu. Emilijus Zubas najpierw stracił pół roku w średniaku ligi cypryjskiej, a teraz przeniósł się do Danii, by bronić się przed spadkiem w barwach Viborgu FF! W bramce zluzował tam innego z naszych starych znajomych – Michala Peskovicia.
Z wyróżniających się graczy w Ekstraklasie warto wspomnieć, że całkiem nieźle wiedzie się Abdou Traore w tureckim Gaziantepsporze. Statystyki (22/8/5) ma zdecydowanie lepsze niż chociażby te, które na tureckiej ziemi miał Kami ;Grosicki. Na pewno narzekać nie mogą również: Thomas Phibel (Amkar Perm), Sergei Pareiko (Wołga Niżny Nowogród), Costa Nhamoinesu (Sparta Praga), Danijel Ljuboja (można powiedzieć, że gwiazda RC Lens, które niedługo wróci prawdopodobnie do Ligue 1) i Milos Kosanović (z miejsca stał się podstawowym obrońcą Mechelen). W dobrym klubie gra również Andraż Kirm, ale chyba jedynie kwestią czasu jest to, że Holendrzy z Groningen stracą do niego cierpliwość. W tym sezonie Słoweniec zaczął z grubej rury – gol i asysta w pierwszym spotkaniu, lecz w kolejnych 22 meczach strzelił tylko jedną bramkę.
Zakoczenia
Za takie możemy uznać chociażby Igora Berezowskiego, który nie przebił się w Legii Warszawa, a dziś zbiera całkiem niezłe recenzje za występy w belgijskim Lierse. W Holandii cały czas strzela wyśmiewany w Polsce Johan Voskamp (Sparta Rotterdam), ale – jak zdążyliśmy się już kilka razy przekonać – tamtejsza druga liga jest dość specyficzna. Mały plus (maluteńki w zasadzie) stawiamy również przy Ivanie Markoviciu, który nie dostał szansy debiutu w Koronie Kielce, a zdarza mu się grać w CSKA Sofia, czołowej drużynie nie tak słabej przecież ligi bułgarskiej. Rozczarował nas za to trochę Rok Elsner. W Śląsku wyglądał na całkiem przyzwoitego piłkarza, a dziś – z międzylądowaniem w Salonikach –stacjonuje w norweskim Haugesund. Chyba stać go było na coś więcej. Podobne odczucia mamy przy osobie Jorge Salinasa, który dziś nie łapie się nawet do składu CA 3 de Febrero, przedostatniej drużyny ligi paragwajskiej.
Trafili tam, gdzie ich miejsce
Nasza ulubiona kategoria. Losy dwóch pierwszych bohaterów przedstawiliśmy wam już na wstępie. Weźmy teraz na ruszt przykładowego Martinsa Ekwueme. Facet w Polsce był przez 14 lat, grał m.in. w Polonii, Wiśle, Legii i Zagłębiu. Niezłe CV. Przez te wszystkie sezony – z nieznanych nam przyczyn – ślizgał się z klubu do klubu, aż w końcu ktoś stwierdził, że po prostu się nie nadaje. Ciśnie się na usta jedno pytanie: nie można było szybciej? Dziś Ekwueme gra w Sportingu Clube de Goa, średniaku ligi indyjskiej. Zdecydowanie na swoje miejsce trafił Marijan Antolović, które sprawdza wygodę ławek w Zejleznicaru Sarajewo. Długo moglibymy wymieniać miejsca, gdzie trafiają „asy z Ekstraklasy”. Nie są to raczej poważne ligi. Oto kilka przykładów:
Jan Frederiksen: Akademisk Boldklb (2.liga duńska)
Siergiej Golatkin: FK Tyumen (Roja, 3. poziom rozgrywkowy)
Lubos Hanzel: Bananc Erywań (Armenia)
Collins John: Pittsburgh Riverhounds (USA, 3. poziom rozgrywkowy)
Sergei Mosnikov: Kajsar Kyzyłorda (Kazachstan)
Aleksandr Lebiediew: FK Gorodeya (Białoruś, 2. liga)
Julian Ripoli: Universitatea Craiova (Rumunia, 2. liga)
Herve Tchami: IFK Varnamo (Szwecja, 2.liga)
Marko Simić: Inter Zapresic (Chorwacja, 2 liga)
Dodajmy, że jeszcze tylko, że ci piłkarze nie odgrywają w swoich zespołach pierwszoplanowych ról. Inną grupę stanowią zawodnicy, o których słuch kompletnie zaginął (czytaj – wylądowali na bezrobociu, nikt poza nami nie dał się nabrać). Do programu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie” zgłosilibyśmy: Emersona Carvalho, Donalda Djousse, Raula Gonzalesa, Lukę Gusicia, Alvaro Jurado, Eltona Lirę, Mate Lacicia, Amira Spahicia, Dieme Yahiya. Jeśli macie o nich jakieś info, dzwońcie. Albo nie, odpuście sobie. Lepiej o nich po prostu zapomnieć. Również niewyjaśnione pozostają losy Erica Mouloungiego. Teoretycznie cały czas jest zawodnikiem klubu Al Wahda Abu Dhabi, lecz w praktyce namierzyć go bardzo ciężko.
A tak prezentuje się reszta listy:
Hachem Abbes: Stade Tunisien (Tunezja)
Edi Andradina: koniec kariery
Andreu: Racing Santander (Hiszpania, Segunda Division B)
Vytautas Andriuskevicius: Djurgarden (Szwecja)
Mehdi Ben Dhifallah: Al Nasr Benghazi (Libia)
Miroslav Bożok: Górnik Łęczna
Jan Buryan: SK Benatky nad Jizerou (Czechy, 5. poziom rozgrywkowy)
Edgar Cani: AS Bari (Włochy, Serie B)
Marko Cetković: FK Buducnost Podgorica (Czarnogóra)
Osman Chavez: Qingdao Jonoon (Chiny, 2. liga)
Thiago Cionek: Modena FC (Włochy, Serie B)
Liran Cohen: Hapoel Hajfa (Izrael)
Fernando Cuerda: koniec kariery
Cristian Diaz: Real Potosi (Boliwia)
Ł»eljko Djokić: Wacker Innsbruck (Austria)
Ivan Djurdjević: koniec kariery
Tomas Docekal: GKS Tychy
Milos Dragojević: Mladost Podgorica (Czarnogóra)
Dino Gavrić: Enosis Neon Paralimni (Cypr, spadek do 2. ligi)
Cwetan Genkow: Levski Sofia (Bułgaria)
Lewon Hajrapetian: 1. FK Pribram (Czechy)
Peter Hricko: OFC Russel Gabacikowo (słowacka regionalna)
Ivica Iliev: koniec kariery
Isidoro: Numancia (Hiszpania, Segunda Division)
Kew Jaliens: Newcastle Jets (Australia)
Tadas Kijanskas: Hapoel Haifa (Izrael)
Denis Kramar: Getafe CF B (Hiszpania, Segunda Division B)
Siergiej Kriwiec: BATE Borysów (Białoruś)
Artis Lazdins: FK Jelgava (Łotwa)
Vytautas Luksa: FK Trakai (Litwa)
Daisuke Matsui: Jubilo Iwata (Japonia)
Kim Min-Kyun: Ulsan Hyundai (Korea Południowa)
Igor Morozov: Debreczyn (Węgry)
Patrik Mraz: Górnik Łęczna
Matej Nather: Sandecja Nowy Sącz
Emil Noll: FC 08 Homburg (Niemcy, liga regionalna)
Alexis Norambuena: GKS Bełchatów
Mindaugas Panka: Hapoel Ironi Kirjat Szemona (Izrael)
Luka Pejović: FK Morgen Budva (Czarnogóra)
Dusan Pernis: Slovan Bratysława (Słowacja)
Michal Piter-Bućko: Olimpia Grudziądz
Romell Quioto: Olimpia Tegucigalpa (Honduras)
Ricardinho: Sheriff Tyraspol (Mołdawia)
Darvydas Sernas: Perth Glory (Australia)
Daniel Sikorski: FC St. Gallen (Szwajcaria)
Gabor Straka: DAC Dunajska Streda (Słowacja)
Marko Suler: NK Maribor (Słowenia)
Pavol Sultes: Mlada Boleslav (Czechy)
Janos Szekely: FC Brasov (Rumunia)
Aleksandar Todorovski: Sturm Graz (Austria)
Mouhamadou Traore: Sandecja Nowy Sącz
Aleksandyr Tunczew: Lokomotiw Płowdiw (Bułgaria)
Rudolf Urban: Sandencja Nowy Sącz
Aleksandar Vuković: koniec kariery
Wszelkie podsumowania wydają się być zbędne. Przypomnimy jedynie, że niedługo w podobne miejsca trafią wszystkie te Urdinovy, Majtany, Rajalaksy, Heberty i Gigołajewy, a w ich miejsce przyjadą autobusy następnych asów. Ktoś ich tu podeśle, ktoś zgarnie prowizję, kluby im – czasami z publicznych pieniędzy – zapłacą. Biznes się kręci. A potem zamiast europejskich pucharów mamy eurowpierdol.
Fot. FotoPyK