Zaczęły się dyskusje na temat reformy ligowej. Jak dobrze wiecie – my reformę popieramy, o czym pisaliśmy wielokrotnie, pisaliśmy też, dlaczego. Nie będziemy się więc powtarzać. Dzisiaj jednak po lekturze wielu różnych tekstów dopadło nas zdumienie. Oto dziennikarze coraz częściej zastanawiają się, czy na skutek reformy ligowej poziom wzrósł i dochodzą do wniosku, że wcale nie.
Zupełnie jakby miał wzrosnąć.
Czasami trzeba napisać pewne rzeczy – nawet te najbardziej oczywiste – prosto z mostu, więc tak zrobimy i tym razem: jakim cudem poziom miał wzrosnąć dzięki reformie, skoro w poprzednim sezonie rozegrano 30 kolejek i teraz też rozegrano 30 kolejek? Chyba niektórym umknął ten bardzo podstawowy fakt: kluby ligowe rozegrały dokładnie tyle samo meczów, co w poprzednich rozgrywkach, więc siłą rzeczy nic się nie zmieniło i nie ma sensu za bardzo czegokolwiek porównywać.
Zdradzimy od razu, że po kolejnych siedmiu meczach poziom też się nie podniesie. No, za dziesięć lat regularne i częstsze granie o stawkę pewnie wpłynie pozytywnie na piłkarzy w pewnych aspektach, ale jeśli ktoś teraz chce analizować różnice poziomów, to jest to niepoważne.
Celem reformy nie było podniesienie poziomu, lecz podniesienie atrakcyjności rozgrywek. Nawet jeśli dla niektórych atrakcyjność jest podnoszona w sposób sztuczny, to jednak należy sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie: jest atrakcyjniej czy nie? Jest więcej emocji czy mniej? A że w piłce chodzi o to, żeby sprzedawać ludziom emocje, to zamysł jest taki, że taka liga będzie więcej warta z biznesowego punktu widzenia i da się ją drożej sprzedać.
Oczywiście reforma docelowo wpłynie na poziom ligi i to wpłynie pozytywnie. Jeśli marketingowcy mają rację i prawa telewizyjne z reformą będą droższe niż byłyby bez niej, to znaczy, że poziom powinien iść w górę – więcej pieniędzy oznacza większe możliwości przy budowaniu drużyn, infrastruktury i przy kontraktowaniu zawodników. Rzecz jasna nie ma takiej kwoty, której niektórzy mądrzy inaczej prezesi nie roztrwonią, ale jednak zawsze większa jest szansa na mocny zespół, jeśli będzie on zbudowany nie za 5 złotych, tylko za 8.
I wreszcie najważniejsze: reforma to generator przychodów dla klubów zdrowych, czyli takich, które notują dochód w dniu meczowym, a nie stratę. Taka Lechia Gdańsk w ostatnich siedmiu kolejkach trzy razy zagra u siebie: z Legią, Lechem i Wisłą. Gdyby była klubem perfekcyjnie zarządzanym na różnych poziomach, sprzedałaby dodatkowo łącznie jakieś 70 000 biletów (to średnio ambitny plan, ambitny: 100 000). Gdańszczanie dostają więc nie ryby, ale wędkę. Jak się postarają, to całkiem nieźle zarobią. I tu dochodzimy do kwestii poziomu: bo jak zarobią, to będą mogli sobie wymienić Janickiego na kogoś lepszego. I w ten oto sposób – eureka! – wzrośnie poziom.
Ale na pewno nie wzrósł w tym momencie dlatego, że zamiast 30 meczów jak wcześniej, rozegrano… 30. Takich cudów jednak nie ma.