– Nie mam zamiaru udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Wytrzymałem ciśnienie nawet w czasach, kiedy korupcja była na porządku dziennym. Całe moje życie świadczy o mojej uczciwości – mówi Zbigniew Przesmycki, który wpadł w poważne tarapaty. O co chodzi? Jak pisze prasa, o podwójne standardy szefa polskich sędziów. Sprawa krzesełek, o której poinformowaliśmy w piątek, dziś ląduje na okładce „PS” i jest badana bardzo wnikliwie.
FAKT
Mocne otwarcie Faktu, ale wcale nie chodzi nam tutaj o dział piłkarski. Druga strona to reportaż o tytule „Tak żyje Dawid, który spotkał Ronaldo”, trzecia – „Tak żyje leser, który został politykiem” (o Jacku Kurskim). Inicjatywa z chorym Dawidem godna pochwały.
A teraz do rzeczy…
Wojciech Szczęsny zdradza swoje sekrety na łamach Faktu, a właściwie – zdradza dwa. Pierwszy jest taki, że pije codziennie japońską zieloną herbatę Matchę. Drugi, że Lewandowski to jego najlepszy kumpel na kadrze: To najlepszy polski piłkarz w historii. Zbigniewa Bońka czy Grzegorza Lato albo Kazimierza Deyny nie oglądałem na żywo, ale wierzę, że byli świetni. To jednak nie moje czasy. Kiedy dziś ktoś do mnie mówi „Grzegorz Lato”, to widzę wyłącznie prezesa PZPN, a nie króla strzelców mundialu 1974.
Niewiele tu ciekawego… Oprócz relacji z wczoraj, kilka ligowych tematów:
– Barry Douglas narzeka na uraz i chyba nie zagra
– Lech szykował się do meczu z Jagiellonią bez Mariusza Rumaka (pojechał na kurs UEFA Pro)
– Zdzisław Kręcina niedługo może zostać prezesem Piasta
I rozmowa z Grzegorzem Krychowiakiem, głównie o jego przyszłości.
To gdzie pan odchodzi po sezonie?
– Rzeczywiście ostatnio dużo się dzieje wokół mojej osoby. Jest sporo ofert, ale tak naprawdę nie mogę mówić o konkretach, bo też ich na razie nie ma. Mój agent spotyka się z prezesem klubu i dopiero wtedy poznam odpowiedzi na kilka ważnych pytań.
Między innymi na to, ile klub będzie chciał za pana pieniędzy?
– Na pewno tak. Chcę odejść. Wie o tym właściciel klubu, wie też trener. Chciałbym spróbować swoich sił w nowym otoczeniu. Ten rok dał mi bardzo dużo i czuję, że to jest dobry moment na przeprowadzkę. Obiecano mi, że nie będą mi robili problemów, więc wierzę, że wszystko potoczy się gładko. Ile jestem wart? Nie wiem, ale myślę, że żadna ze stron na tym nie ucierpi.
Do tego komentarz Mateusza Borka, który odpowiada na pytania czytelników.
Czy widzi pan postęp w grze legii za kadencji Berga?
Może jestem ślepy, może oglądam mecze w ciemnych okularach, ale ja takiego postępu zupełnie nie widzę. Norwega na razie broni miejsce w tabeli i wyniki, bo w końcu Legia nie przegrywa, ale na dziś to nie jest drużyna, która poradzi sobie w Europie. Tam trzeba walczyć na sto procent przez 90 minut, a Legia ma siłę biegać tylko przez pół meczu. Drugie połowy w wykonaniu mistrzów Polski to jest dramat. Jeśli w grupie mistrzowskiej tak to będzie wyglądać, to na zakończenie sezonu kibice z Warszawy mogą być bardzo zawiedzeni…
Dość przeciętny numer Faktu.
RZECZPOSPOLITA
„Imperium Romana, księstwo Dmitrija” – to jedyna piłkarska propozycja na dziś. Zaczyna się tak…
Fortuny zbili dzięki dobrym układom z Kremlem. 
A teraz na chwałę i cześć Rosji inwestują w sport za granicą, nie zapominając 
jednak o potrzebach ojczyzny. Kiedy Roman Arkadiewicz Abramowicz stawiał pierwsze kroki w biznesie, pewnie nawet nie marzył, że zostanie jedną z najpotężniejszych postaci w europejskim futbolu. Sierota, wychowany przez żydowską rodzinę za kołem podbiegunowym, sprzedawał plastikowe kaczuszki, a piłkarskie trofea mógł zobaczyć tylko w telewizji. W angielskim futbolu zakochał się podobno od pierwszego wejrzenia. Jak głosi legenda, wystarczyło 10 minut meczu Manchesteru United z Realem Madryt (4:3) w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, by podjął decyzję o kupnie klubu. Z walizką pieniędzy ruszył w trasę po Londynie. Fulham i Tottenham nie były zainteresowane ofertą. Negocjacje ze stojącą na skraju bankructwa Chelsea trwały zaledwie kwadrans. Podobno zapłacił 60 mln funtów, dodatkowe 80 mln przeznaczył na spłatę długów. Wyciągać londyńczyków z dna zaczął w 2003 roku. Ze średniaka Premiership, który ostatni tytuł świętował pół wieku temu, zrobił zespół bijący się co roku o puchary. Przez 11 lat zdobył trzy mistrzostwa Anglii, przełamując dominację Manchesteru United i Arsenalu, oraz dziesięć innych trofeów. Ale na to najważniejsze – puchar Ligi Mistrzów, który przyniósł mu więcej satysfakcji niż wszystkie pozostałe tytuły razem wzięte – czekał długo: lat dziewięć.
GAZETA WYBORCZA
Piłki nożnej mamy w GW niewiele – tyle, co w Rzeczpospolitej, albo i mniej.
Co złego dzieje się z Wisłą?
Wisła Kraków nie wygrała pięciu spotkań z rzędu i jeśli nie przerwie złej passy, sezon zasadniczy może skończyć nawet na siódmym miejscu. – Jesienią wycisnęliśmy z piłkarzy wszystko tak, że została z nich skóra i już więcej wycisnąć się nie da – mówi trener Franciszek Smuda. (…) – Już w czerwcu ubiegłego roku było wiadomo, że jeśli nie będzie generalnych wzmocnień kadry, to nie jesteśmy w stanie regularnie wygrywać. Tego nie dało się zagwarantować – podkreśla Smuda. (…) Dwie kolejki przed końcem rundy zasadniczej Wisła wciąż ma szanse na drugiej miejsce, ale może też spaść nawet na siódme. Gdyby nic się nie zmieniło, to po podziale na grupy z Lechem i Legią zagra na wyjeździe. – Nie bawię się w spekulacje. Nie interesuje mnie, gdzie zmierzymy się z Legią. Z nimi po prostu fajnie i przyjemnie się gra. Uwielbiam to – zaznaczył Smuda. – Za rzadko strzelamy i za mało jesteśmy groźni w polu karnym. Gdybyśmy mieli Brożka w formie z jesieni, tobyście gadali, „ale jest drużynka”. Ale nie mam innego napastnika. Co prawda byliśmy w Portugalii z dyrektorem sportowym i znaleźliśmy superkandydatów do Wisły, ale najpierw trzeba mieć pieniądze, by można myśleć o wzmocnieniach.
W wydaniu stołecznym ciekawa propozycja – obszerny, wyczerpujący wywiad z Bogusławem Leśnodorskim. Warto przeczytać.
Co daje Legii Berg, czego nie dawał jej Urban?
– Kompletne inne podejście do organizacji pracy i dialogu w klubie. Ale nie powiem, że ten trener jest lepszy, a ten gorszy. Niesamowite dla mnie jest to, że 95 proc. opinii Urbana i Berga na temat piłkarzy jest zbieżne. Ostatnio porozmawiałem sobie z Bergiem i mówił dokładnie to samo, co Urban na temat wyszkolenia piłkarzy, ich reakcji czy popełnianych błędów. To pokazuje, że obaj są dobrzy, tylko każdy na swój sposób. Wydawać by się mogło, że to Berg – wychowany w brytyjsko-skandynawskim modelu futbolu – będzie większym autokratą niż Urban, ale jest zupełnie odwrotnie. Henning potrafi i próbuje słuchać innych. Janek z kolei brał na siebie całą odpowiedzialność. Najważniejsza zmiana po przyjściu Berga zaszła właśnie w komunikacji. Poziom współpracy między pierwszą drużyną, rezerwami, juniorami starszymi czy działem skautingu się podniósł. Wcześniej to wszystko funkcjonowało trochę obok siebie, a teraz większa grupa ludzi wymienia się doświadczeniami. I to mnie cieszy najbardziej.
(…)
Co z transferami z klubu – liczycie się z tym, że odejść mogą Jakub Kosecki, Michał Ł»yro albo Duszan Kuciak?
– Pewnie, że liczymy. Na ostatnim spotkaniu z Lechem było przecież kilkunastu skautów – obserwowali wielu naszych piłkarzy. Mogę jednak zapewnić, że nie dojdzie do sytuacji, że kogoś sprzedamy i nie będziemy mieli alternatywy, aby kimś go zastąpić. Dział skautingu działa prężnie. Zakładając hipotetycznie, że sprzedamy „Kosę” np. za dwa miliony euro, to będzie nas stać, aby pozyskać kogoś za milion. I tak będziemy starali się działać. Szkoda, że na razie nie stać nas, aby działać odwrotnie.
SPORT
Tak wita nas sobotni Sport.
Na początek felieton o problemie zwanym PZPN, czyli „Polska Przestępczość Zorganizowana Na stadionach”. Cytujemy jednak końcówkę tekstu, już… na inny temat.
Wczorajszy mecz w Bielsku-Białej unaocznił absurd przyjętego systemu rozgrywek – czyli dzielenia punktów. Przed tym spotkaniem – przy układzie: Śląsk 30 pkt, Podbeskidzie 27 pkt – po podziale wrocławianie mieliby nad bielszczanami punkt przewagi (odpowiednio – 15 i 14). Oba zespoły wczoraj zdobyły po „oczku”, ale – dzięki kretyńskiemu pomysłowi – tak faktycznie zostanie ono zaksięgowane jedynie Śląskowi (po podziale będzie mieć 16 pkt, Podbeskidzie – nadal 14). Zaiste, wielkiego trzeba było myśliciela, by przeforsować takie rozwiązanie kosztem rozsądku.
Ciekawostka: tym razem to Ruch czeka na zaległe pieniądze. Do klubu z Chorzowa wciąż nie wpłynęły pieniądze od Górnika Zabrze za burdy kibiców (10 tysięcy złotych), ani od GKS Katowice za transfery Grzegorza Goncerza i Daniela Ferugi… w 2010 roku! Za transfer pierwszego z wymienionych graczy klub z Bukowej miał zapłacić około 20 tysięcy złotych. Feruga kosztował ponad trzy razy mniej. Zaległość wynosi obecnie jednak około 50 tysięcy złotych, bo naliczone zostały odsetki. Sprawa trafiła do Piłkarskiego Sądu Polubownego. – Na początek bieżącego roku otrzymaliśmy pozew od Ruchu do zapłaty zaległości. Sprawą zajmuje się sąd, bo możliwe, że uległa ona już przedawnieniu. Jeśli okaże się, że nie, to oczywiście uregulujemy tę kwotę – zapewnia prezes GKS Wojciech Cygan.
I to wszystko za transfery sprzed czterech lat? Ręce opadają, naprawdę…
Pośród relacji i zapowiedzi, wyróżniają się jeszcze dwa materiały. Pierwszy to rozmowa z Marcinem Robakiem.
Każdemu w Gliwicach poda pan rękę?
– Tak. Co pan ma na myśli?
Nie zgadzał się pan z wersją przyczyn swojego transferu do Szczecina, jaką przedstawiał prezes Jarosław Kołodziejczyk. Kiedy on przekonywał, że chciał pan odejść za wszelką cenę, pan mówił: „To prezesowi w ogóle nie zależało, bym został”.
– To prawda, ale nie stało się też nic takiego, bym nie chciał podać mu reki. Zresztą, kiedy jesienią Piast przyjechał do Szczecina, akurat spotkałem pana Kołodziejczyka na schodach. I ręce sobie podaliśmy. A co do jego wersji zdarzeń… Każdy kibic Piasta ma prawo wyrobić sobie własne zdanie. Być może część z nich wierzy słowom prezesa, ale ja wiem, jak było w rzeczywistości. Mam czyste sumienie.
Prezes przekonywał, że znalezienie pana następcy nie będzie żadnym problemem. Dzisiaj wiemy już, że stało się zupełnie inaczej…
– Pan Kołodziejczyk nie zawsze miał rację. Pewnie również dlatego został zawieszony w swoich obowiązkach.
I wywiad z Ryszardem Tarasiewiczem.
Na Legii „dziupla” już wybrana? Nałożona na pana kara obejmuje dwie kolejki…
– Tam jest chyba podobnie jak na Wiśle, będę mógł usiąść na trybunie niedaleko ławki rezerwowych. To ułatwi komunikację z zespołem. Z tego, co pamiętam, trener Wdowczyk siedział kiedyś w tym miejscu.
Ale na nadmiar komfortu nie narzekał. Doszło do wulgarnej scysji między nim a jednym z kibiców. Zrobiło się nieprzyjemnie…
– Bo zwykle jest tak, że agresja rodzi agresję. Na Wiśle też doszło do wymiany zdań, bo chodziłem w lewo i w prawo. Ktoś mnie w końcu poprosił, żebym usiadł, bo zasłaniam. Ale wszystko odbyło się bardzo kulturalnie, mimo że i tak nie wysiedziałem długo. Inaczej było kiedyś w Gdyni, kiedy również zostałem odesłany na trybuny. Tam leciały regularne bluzgi, a jeden z kibiców dosyć mocno mnie uderzył. Zdążyłem się odsunąć, więc trafił mnie tylko w bark. Ochrony nie było. Nie mówiłem o tym głośno, bo nie chciałem rozdmuchiwać afery. Arka przysłała mi potem pismo z oficjalnymi przeprosinami za incydent.
SUPER EXPRESS
Może się wydawać, że SE poświęcił na piłkę nożną całkiem sporo miejsca. I faktycznie, tak się tylko wydaje…
Tutaj mamy tylko rozmowę z Marcinem Robakiem. Raczej kiepska, bo ciekawszą przeczytaliśmy nawet w Sporcie.
Niektórzy twierdzą, że po bardzo traumatycznym przeżyciu lepiej się czymś zająć, żeby nie było natłoku myśli w głowie…
– Za duże emocje siedziały we mnie i za krótki czas minął, żebym nie myślał o śmierci mamy. Chciałem zagrać dla niej ten mecz.
Na 6 minut przed końcem, przy niekorzystnym wyniku, podszedł pan do karnego. Nie bał się pan?
– Byłem wyznaczony do karnego, ale nie było łatwo. Chciałem podejść i od razu strzelać, ale przerwa przed karnym się wydłużała ze względu na kontuzję kolegi, który został sfaulowany. Emocje rosły we mnie z każdą sekundą, tym bardziej że była końcówka meczu i przegrywaliśmy 1:2. Pamiętam, że do któregoś z kolegów powiedziałem, że sobie poradzę. I tak się stało. W szatni po meczu przyszła refleksja, że mama musiała już nade mną czuwać, żebym strzelił tego karnego i wcześniejszą bramkę.
No i Adam Nawałka.
– Widać, że Łukasz Piszczek potrzebuje czasu, aby dojść do dobrej dyspozycji. Cieszę się, że wraca do zdrowia, a takie mecze są mu potrzebne. Łukasz przez operację biodra stracił niemal pół roku gry, ale wierzę, że najgorsze ma już za sobą i niebawem znów będzie grał na wysokim poziomie – mówi selekcjoner reprezentacji Polski Adam Nawałka (57 l.).
Za nieco ponad miesiąc mecz reprezentacji z Niemcami, z którymi zmierzymy się także w październiku w eliminacjach do Euro 2016. Wie pan już, w jakim składzie zagramy w Hamburgu?
– Zagramy poza terminem FIFA, dlatego składy obydwu drużyn mogą być dalekie od optymalnych. Mamy już kilka wariantów, ale tak naprawdę dopiero na 2 tygodnie przed meczem będę wiedział, jakich zawodników będę miał do dyspozycji.
Będą niespodzianki?
– Wraz z moimi asystentami ciągle monitorujemy zawodników, którzy kandydują do gry w reprezentacji. Obserwujemy piłkarzy z Ekstraklasy i dużo podróżujemy po Europie. Byłem też niedawno na meczu kadry do lat 18, bo chciałem zobaczyć piłkarzy, którzy być może w przyszłości będą stanowić o sile reprezentacji. Mecz z Niemcami będzie szansą dla kilku zawodników i nie ukrywam, że liczę na ich dobrą dyspozycję.
Nuda!
PRZEGLĄD SPORTOWY
Czy sobotni dzień w polskiej prasie uratuje PS? Po okładce stwierdzamy, że jest to możliwe.
Duży tekst o podwójnych standardach szefa polskich arbitrów. Zwracamy uwagę na sam wstęp: informacja o biznesie Przesmyckiego wypłynęła od arbitrów.
Sędziowie poszli na wojnę – od nich wypłynęła informacja o kontrowersyjnych biznesach Zbigniewa Przesmyckiego. W środowisku sędziowskim wrze. Robiący od kilku miesięcy wielkie i kontrowersyjne porządki wśród arbitrów Zbigniew Przesmycki nagle znalazł się w narożniku. Mocno zaszkodziła mu informacja, że łączy funkcję szefa sędziów z pracą w firmie produkującej m.in. krzesełka stadionowe. Należący do niego ArtPlast wygrał pod koniec 2012 roku przetarg rozpisany przez szczeciński MOSRiR na dostarczenie siedzisk na stadion Pogoni. Kontrakt wart ponad pół miliona złotych. Minęło już sporo czasu, ale właśnie teraz napisał o tym na Twitterze Marcin Wróbel, który od kilku lat sędziować nie może, bo prokuratura postawiła mu zarzuty przyjmowania łapówek w zamian za ustawianie meczów (Wróbel nie przyznaje się do winy). (…) W całej sprawie znacznie istotniejsze jest jednak to, że Przesmycki nigdy publicznie nie poinformował o biznesie, który może się kłócić z jego pracą w PZPN, choć szefem sędziów jest już od grudnia 2011 roku. To był jego błąd, za który teraz płaci. Tym bardziej że dla przeciwników łódzkiego biznesmena to koronny argument na to, aby odsunąć go od władzy w Kolegium Sędziów. Inaczej uważa Zbigniew Boniek. – Nie wydaje mi się, żeby był tu jakikolwiek problem. O sprawie wiem od czwartkowego popołudnia. Jesteśmy skrupulatni, dlatego przyjrzymy się temu. Zbadamy i wyciągniemy wnioski. Zobaczymy, czy jest konflikt interesów i ewentualnie podejmiemy odpowiednie kroki. Na pewno nie będziemy działali na gorąco i pod wpływem donosów czy pomówień człowieka – twierdzi prezes PZPN. Do sprawy nie chcą natomiast odnosić się władze Ekstraklasy SA, uznając, że tę kwestię powinna rozstrzygnąć piłkarska federacja.
Do tego rozmowa z samym Przesmyckim.
Krzesełka pańskiej firmy są na stadionie Pogoni Szczecin. To konflikt interesów.
– To absolutnie nieprawda, że jest to konflikt interesów. Nie handlujemy z klubami i kiedy w 2007 roku zaczynaliśmy produkcję siedzisk, nie było już klubów na rynku. Przetargi na dostawy i montaż siedzisk organizują miasta, gminy a także firmy budowlane, które wygrały przetarg na budowę lub modernizację stadionu. Zresztą to jedyny przypadek, gdy wystartowaliśmy bezpośrednio w przetargu na dostawę siedzisk. Generalnie biorą w nich udział firmy wyposażające obiekty sportowe, które kupują od nas siedziska.
To dlaczego teraz wystartowaliście?
– Dla jasności, to była jesień 2012 roku. Początkowo w przetargu zorganizowanym przez Miejski Ośrodek Sportu, Rekreacji i Rehabilitacji na dostawę i montaż siedzisk miała startować firma Pesmenpol, która w ofercie umieściła nasze krzesełka. Okazało się jednak, że nasze krzesełka nie spełniają warunków przetargu. Po chyba dwukrotnym oprotestowaniu warunków przetargu oni się poddali. My jednak nie chcieliśmy odpuścić. Zleciliśmy zajęcie się sprawą p. mec. Dominikowi Lubaszowi i doprowadziliśmy do sformułowania zgodnych z normami warunków przetargu. Tym razem nie było już wymogów montażu, który wykonać miał sam MOSRiR i wygraliśmy ten przetarg.
Rozumiem, ale nawet w mrocznych czasach polskiej piłki wiele interesów nie było załatwianych bezpośrednio.
– Być może, ale ja nie mam zamiaru udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Wytrzymałem ciśnienie nawet w czasach, kiedy korupcja była na porządku dziennym. Całe moje życie świadczy o mojej uczciwości.
Jest dziś kilka tekstów z Ekstraklasy: zapowiedzi, relacji albo newsów. Choćby taki, że Krzysztof Danielewicz, któremu w czerwcu wygasa umowa z Cracovią, otrzymał ofertę m.in. z Lecha Poznań. Zacytujmy jednak materiał o Pawle Olkowskim.
Najciekawsze w całej historii było to, że Olkowski po powrocie z Kolonii, szybko wrócił też do gry w polskiej drużynie. – Skoro musiał jechać do Niemiec, żeby przekonać się, że jest zdrowy, to ja się nawet cieszę, że to zrobił, bo wreszcie pojawia się na boisku – skwitował ze śmiechem Warzycha. Zawodnik Górnikowi jest bardzo potrzebny. To dlatego klub nie chciał nawet słyszeć o odejściu tego piłkarza już zimą, mimo że przy Roosevelta na gwałt potrzebowali gotówki. Szefowie klubu uznali, że jednak będzie lepiej, jeśli Olkowski – skoro już nie da się go dobrze sprzedać – wypełni do końca kontrakt i powalczy z zespołem o jak najwyższą pozycję w lidze. Wtedy oczywiście nikt nie zakładał, że plany pokrzyżuje kontuzja, na szczęście już wyleczona. – Jeszcze możne ma bardzo pomóc. Paweł nieźle wygląda pod względem fizycznym, brakuje mu tylko rytmu meczowego – ocenił trener.
Po tematach zagranicznych i rozmowie z Krychowiakiem, którą cytowaliśmy w Fakcie, czeka na nas cotygodniowy zestaw: Stanowski, Włodarczyk, Borek. Zacytujmy tego pierwszego.
Czy to fair, że jeden klub zatrudnia piłkarzy, na których go nie stać (i im nie płaci), a drugi tylko takich, na których może sobie pozwolić? Jak zwykle w okolicach końca marca w polskiej lidze najwięcej roboty miały księgowe. Trzeba się czasami wykazać niebywałą zręcznością, by długi nie były już długami, mimo że przecież ludzie jak na kasę czekali, tak czekać muszą dalej. Najbardziej popularnym zajęciem w tych dniach było podpisywanie porozumień. Piłkarze zawierają porozumienia z klubami, że otrzymają swoje pieniądze trochę później, a na dziś to nie ma wobec nich żadnych zobowiązań (to znaczy są – ale termin spłaty jeszcze nie nadszedł). Te porozumienia to spory problem, ponieważ często wynikają z szantażu, a nie rzeczywistej woli obu stron, by się jakoś dogadać. To przecież nie jest tak, że piłkarz biegnie do gabinetu prezesa i radośnie zagaja: Wiecie co, jak nie chcecie, to mi jeszcze nie płaćcie, mogę zaczekać do przyszłego roku. Nie, zawodnik wie, że jeśli porozumienia nie podpisze, to może zostać odstawiony do rezerw, na pewno będzie jakoś szykanowany, w skrajnych przypadkach jeszcze usłyszy, że jak się będzie stawiał, to klub ogłosi upadłość – i już niczego nie dostanie (jak jest głąbem, to uwierzy, a jak wiadomo w piłkę grają też głąby, których także trzeba chronić).

ANGLIA: Uraz Rooneya
W Anglii dzisiaj średnio z nośnymi tematami, dlatego najwięcej mówi się o urazie Rooneya, który przez niego może nie być do dyspozycji trenera na rewanż z Bayernem. Poza tym najciekawiej w „Daily Telegraph”, który przeprowadził duży wywiad z Torresem. Hiszpan zapowiada, że zamierza ostro walczyć o miejsce w składzie Hiszpanii na mistrzostwa świata, a także chce odzyskać zaufanie Mourinho i pozostać w Chelsea.
WŁOCHY: Veratti nie chce wracać do Serie A
W „La Gazetta dello Sport” duży wywiad z Verattim. Zawodnik przekonuje, że dużo uczy się od Pirlo i Ibry, to są jego „modele”, które próbuje naśladować. Wypowiedział się także na temat spekulacji, jakoby Pogba miał powędrować do PSG a Veratti w drugą stronę, gracz nie wydaje się być zachwycony tym rozwiązaniem, czuje się dobrze w Paryżu. „Tuttosport” dzisiaj na czołówce zamieszcza materiał o Juventusie, Conte chce mieć zapewniony tytuł już przed decydującą batalią z Romą, tak by móc skupić się na Lidze Europy. Tutaj również rozmówka z Taarabtem, który ponoć zostaje w Milanie na dłużej. Z transferowych plotek warto wspomnieć o Niltonie z Cruzeiro, który ma powędrować do Interu.
HISZPANIA: Referendum o Camp Nou
Cóż w Hiszpanii może być ważniejszego, niż kolejny odcinek walki o mistrzostwo? „As” zapowiada najbliższą kolejkę przez pryzmat trzech zawodników. W Realu najważniejszy ma być Bale, w Atletico Villa, natomiast w Barcy najciekawiej zapowiada się występ Bartry, który ma zastąpić Pique. „Mundo Deportivo” zapowiada referendum na temat Camp Nou. Prawo głosu ma ponad sto tysięcy socios, odbędzie się ono w sobotę, w dniu meczu, bowiem tego dnia Barcelona podejmie Betis. Dużo kontrowersji wokół ewentualnej sprzedaży praw do nazwy stadionu, wątpliwe, by socios byli za tym rozwiązaniem, choć naturalnie wiązałoby się to z wielkim zastrzykiem finansowym dla klubu.



















