Białkowski nadrabia stracony czas. Utrzymanie albo obcinka pensji o 50 procent

redakcja

Autor:redakcja

03 kwietnia 2014, 17:14 • 6 min czytania

– Ł»ycie jest przewrotne. Jedni, jak Janczyk poszli niżej, drudzy typu Krychowiak – wyżej. Tak to się potoczyło. Szczęsny i Tytoń byli w Kanadzie na ławce, a dzisiaj grają w wielkich klubach. Tak naprawdę mogę mieć żal tylko do siebie. Może, gdybym wcześniej odszedł z Southampton, to coś by ruszyło – mówi Bartosz Białkowski, który stracony czas nadrabia w angielskim Notts County. Niedawno statystycy OPTA policzyli, że na jego bramkę rywale z League One oddali rekordową liczbę 231 celnych strzałów.

Białkowski nadrabia stracony czas. Utrzymanie albo obcinka pensji o 50 procent
Reklama

Notts County. Przeciętnemu kibicowi ta nazwa kojarzy się ze Svenem Goranem-Erikssonem, który został tam dyrektorem i nagle ściągnął do czwartej ligi Sola Campbella.
– Tak, teraz to już trzecia liga, ale nie ma się czym podniecać. Chociaż mimo wszystko uważam, że nie jest to słaby poziom. Grają tu Wolverhampton, Sheffield United, Coventry, a sam Notts County wyróżnia się tym, że jest najstarszym klubem na świecie. Podobno ma powiązania z Juventusem. Włosi stąd wzięli swoje biało-czarne pasy na koszulkach. Trzy lata temu Juve zaprosił Notts County na sparing, a jeden chłopak powiedział, że nasze mecze śledzi… Andrea Pirlo.

Mimo wszystko – polskiemu kibicowi League One mówi niewiele. Przypomniałeś się dopiero niedawno, gdy angielscy statystycy wyliczyli, że jesteś najbardziej zatrudnianym bramkarzem na Wyspach. Ponad 200 strzałów na bramkę, teraz to już pewnie z trzysta.
– Coś w tym jest. Zaczęliśmy ten sezon katastrofalnie. Przegrywaliśmy jak leci. Psychicznie – ciężki jest to dla mnie sezon, chociaż za dużych pretensji nie mogę mieć do siebie. Dwa razy byłem zawodnikiem miesiąca, byłem w jedenastkach kolejki. Tak się po prostu złożyło, że mieliśmy trudne mecze i wylądowaliśmy na dole.

Reklama

Jak przechodziłeś rok temu do Notts, to mówiłeś, że będziecie walczyć o awans do Championship.
-Zarząd popełnił błąd zwalniając poprzedniego trenera. Byliśmy na siódmym miejscu, do tych play-offów nie mieliśmy daleko. Potem skończyliśmy w środku tabeli, odeszło kilku zawodników, a w transferach zamiast na jakość postawiono na ilość. Teraz próbujemy odbić się od dna. Wygraliśmy trzy ostatnie mecze.

Ł»ałujesz, że wcześniej nie odszedłeś z Southampton?
– Ciężko było stamtąd odejść, ale widziałem, że muszę zacząć grać. Nasiedziałem się w tym Southampton kilka dobrych lat. To był ostatni dzwonek.

Siedem lat i tylko 40 meczów. Kibice o tobie zapomnieli. Ty sam zresztą żartowałeś, że za chwilę zostaniesz chodzącą legendą Southampton
– No tak, mówiłem tak w żartach. Ale na poważnie – różne miałem okresy w tym klubie: lepsze, gorsze, bardzo słabe. Jak przychodziłem, to czułem wsparcie Burnleya. On już na testach w Edynburgu mówił mi: nie podpisuj z Hearts, wezmę cię do Southampton. Przychodziłem i myślałem, że zostanę tutaj bramkarzem na lata. Zagrałem siedem pierwszych meczów, a jeden z trenerów powiedział mi, że pytał o mnie Liverpool. Nie chcieli mnie puścić, bo dopiero co przyszedłem. Po trzech miesiącach dali mi nową umowę. Potem jednak przyszła kontuzja z Newcastle. Zerwanie więzadeł, 9 miesięcy żmudnej rehabilitacji. Wszyscy rozjechali się na wakacje, a ja dzień w dzień powtarzałem te same ćwiczenia. Rehabilitacja się przedłużała, więc ściągnęli Kelvina Davisa. No i on broni do dziś.

To była inna forma rywalizacji niż z Paulem Smithem?
– Jak przychodziłem, to z klubu odszedł Fin Antti Niemi. Paul zagrał w następnym meczu, ale potem Burnley podszedł do mnie i Smith się wkurwił. Nie podawał mi ręki. Nie rozgrzewał przed meczem. Zaczął zachowywać się nie fair, ale miałem to w dupie. Z jednej strony go rozumiem, bo miałem wtedy 18 lat, ale z drugiej to było strasznie słabe. Za to z Davisem rywalizacja była na zdrowych zasadach. Przegrałem ją, ale miałem okresy, kiedy widziałem, że jestem w gazie. Co chciałem odejść, to widziałem jakieś światełko w tunelu. Raz nawet okazało się, że Kelvin odchodzi do West Hamu. Zwolnił szafkę, miałem być pierwszym bramkarzem. Siedzę sobie w szatni i nagle pojawia się on. Jednak nie udało się. Pokornie wróciłem na swoje miejsce.

Na oferty nie narzekałeś. Która była najkonkretniejsza?
– Trochę ich było. Np. z Wisły do mnie dzwonili, rozmawiałem z Maciejem Skorżą. Chcieli mnie wypożyczyć i wszystko było OK, ale Southampton się nie zgodził. Alan Pardew powiedział: daj mi trzy godziny, skonsultuję to z prezesem. Wrócił potem i mówi: nic z tego nie będzie. Byłem też w Bradze na testach medycznych. Skończył mi się już kontrakt z Southampton. Pojechałem tam i 10 dni siedziałem w hotelu, bo lekarz nie przyjechał. Wróciłem do domu, potem znowu Braga i znowu hotel. W końcu mnie zbadali. Powiedzieli, że coś z nadgarstkiem nie tak, gdzie nigdy nie miałem z nim problemu. Znowu więc wróciłem, ale Southampton nie odwrócił się ode mnie. Dostałem trzy tygodniówki kary, ale Pardew powiedział, że czeka na mnie nowy kontrakt.

Southampton w międzyczasie z trzeciej ligi awansował do pierwszej, a ty dzieliłeś szatnię z Walcottem, Lambertem, no i z Balem, który wczoraj dał popis na Bernabeu. Z którym ze znanych zawodników miałeś najlepszy kontakt?
– Z Walcottem dwa miesiące byłem w klubie, więc słabo go poznałem. Bale był cichy, ale jak graliśmy 11 na 11 to potrafił całe boisko przejść na treningu i już wtedy było widać, że ma niesamowity talent. Southampton zawsze słynął z dobrej szkoły młodych zawodników. Ciągle kogoś sprzedają. Teraz mają Luke`a Shawa, Chambersa. Ostatnio w jakimś meczu mieli siedmiu Anglików w składzie. W Anglii to doceniają, widać to po powołaniach do reprezentacji. W każdej są piłkarze „Świętych”. Ja z szatni najbardziej zapamiętam postać Danny`ego Butterfielda. Najśmieszniejszy człowiek, jakiego poznałem. Znakomicie naśladował znane osoby. W szatni lub na imprezach cały czas robił sobie jaja. Np. Rickie Lambert słynął z tego, że nigdy nie dbał o wygląd. Zakładał, co akurat znalazł w szafie i tyle. Raz przyszedł we flanelowej koszuli w kartę, wyglądała jak stary koc. Danny wziął tę jego koszulę, położył na stole, przyniósł kawę, ciastka. W skrócie: urządził sobie piknik

Patrzysz czasem, gdzie są twoi koledzy z reprezentacji U-20, która grała na MŚ w Kanadzie?
– Normalna sprawa. Ł»ycie jest przewrotne. Jedni, jak Janczyk poszli niżej, drudzy typu Krychowiak – wyżej. Tak to się potoczyło. Szczęsny i Tytoń byli w Kanadzie na ławce, a dzisiaj grają w wielkich klubach. Tak naprawdę mogę mieć żal tylko do siebie. Może, gdybym wcześniej odszedł z Southampton, to coś by ruszyło. Można już tylko gdybać.

Stosunkowo wciąż jesteś młody: 26 lat. Dostajesz jakieś sygnały, że ktoś cię obserwuje, że te Notts County może być trampoliną np. do Championship?
– Cały czas mam jakieś sygnały. Nawet rok temu byłem wymieniany do jedenastki sezonu. Teraz jesteśmy w dolnych rejonach, ale jest głośno. W styczniu miałem ofertę z MLS, ale odrzuciłem. Dawali lepsze pieniądze, jednak Anglia to Anglia, przyzwyczaiłem się do życia tutaj.

A Polska? Rozważyłbyś ten kierunek?
– Myślałem o Polsce w listopadzie. Pojawił się temat Zagłębia Lubin, ale nie skorzystałem. Cały czas mam nadzieję na to Championship. Bez sensu jednak rozmawiać o konkretach, bo tych konkretów nie ma. Kluby przyjeżdżają, oglądają mnie, ale nic więcej się nie dzieje. Mam jeszcze tutaj rok kontraktu. W końcu bronię w podstawowym składzie. Nadrabiam stracony czas. Przed nami jeszcze sześć meczów. Musimy się utrzymać, bo inaczej czeka nas obniżka pensji o 50 procent. Nie ma wyjścia – trzeba wziąć się w garść.

Rozmawiał PG

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama