Atletico a sprawa polska…

redakcja

Autor:redakcja

03 kwietnia 2014, 11:02 • 6 min czytania

Początek kwietnia, a Atletico na pole position La Liga i w lepszej sytuacji przed rewanżem ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Nie sugerujcie proszę, że Barca ma dogodniejszą sytuację w Primera Division, bo ostatni mecz, bezpośrednie starcie między najbardziej zainteresowanymi tytułem, gra u siebie. Tak, ja wiem, że „Rojosblancos” nie są faworytami bukmacherów, choćby z tego powodu. Ale przecież Simeone i spółce wystarczy na Camp Nou remis.
Taki jak wczoraj.

Atletico a sprawa polska…
Reklama

To żadne mission impossible.

W Lidze Mistrzów ostatni raz na tak dobrej pozycji byli w sezonie 96/97. Tak, wtedy, gdy wpadli na Ajax po zwycięstwie na Vicente Calderon z Widzewem. Po zwycięstwie wywalczonym w wielkim trudzie, bo Widzew był rywalem równorzędnym. Po zwycięstwem ostatecznie niepotrzebnym, bo w przypadku utraty punktów czekało Auxerre, a nie holenderski gigant, finalista dwóch wcześniejszych edycji.

Reklama

Dzisiaj Atletico nie musi kalkulować. W finałowej ósemce mogą czuć się jak w domu, przed nikim nie będą też się kłaniać w przypadku awansu. Jeśli wygrają Ligę Mistrzów, to będzie to niespodzianka tylko z jednego powodu: bo wygra zespół, który dawno nie uświetniał swoją obecnością futbolowych szczytów. Natomiast pod względem samej drużyny to jak najbardziej prawowity pretendent.

Nie będę udawał specjalisty od ligi hiszpańskiej, taktycznego analityka, który doskonale rozumie plany Simeone. Jakbym był taki dobry, by je zrozumieć z samego oglądania meczów, pogryzając przy tym prażynki i sącząc herbatę, to miałbym pewnie inny zawód, na przykład byłbym selekcjonerem reprezentacji Kamerunu. Co jednak rzuciło mi się w oczy i co wierzę, jest jedną z największych mocy Atletico, to mentalność tamtejszych zawodników.

Generalnie, każdy zawodnik tej drużyny ma podobne piłkarskie DNA. Z pewnym odchyłami oczywiście, ale jednak wszystkich tam charakteryzuje boiskowa pracowitość, charakterność, mądrość gry, regularność, a także to, że są gotowi przelać krew za drużynę i kolegów. Nie wykluczam, że niektórzy z tych zawodników gdyby wypadli spod skrzydeł Simeone utraciliby część tych atutów, to osoba Argentyńczyka może tak na nich działać. Ale póki co z pełną odpowiedzialnością chcę powiedzieć: tak, według mnie ta drużyna została zbudowana bardzo sprytnie. Niektórzy chcą mieć zespół szybki, wybiegany, inni techniczny. Atletico wygląda natomiast tak, jakby ktoś powiedział: panowie, mam pomysł! Zbudujmy drużynę mocną mentalnie.

A teraz zastanówmy się: ilu graczy w polskiej lidze może się pochwalić zestawem powyższych cech? Kto jest pracowity, charakterny, regularny, mądry w grze i widać po nim, że jest gotów umierać za zespół? A przynajmniej poczuwa się do odpowiedzialności za jego wyniki, a nie tylko patrzy na to, że sam nic nie odpieprzył.

Nie złożę chyba całej jedenastki „ligowego Atletico”. Na pewno znalazłby się tam Głowacki, według mnie też Kuciak… Może Robak? Może Akahoshi? A może oni już nie. Bardziej zastanawiające jak łatwo można zbudować „AntyAtletico” i nie braknie tam ligowych gwiazdek.

Taki Quintana. Zbyt chimeryczny, to po pierwsze. Boiskowy pracuś? Chyba dla ubogich. Poza tym za dużo opowiada w wywiadach o tym jak chciałby zmienić klub, chociaż na silniejszy polski. Jasne facet, każdy chce iść wyżej, rozwijać się, zarabiać więcej, ale niem musisz przy każdym wywiadzie walić w gong: zabierzcie mnie stąd, w koszulce Jagi mi za ciasno.

Quintana gdy ma swój dzień, potrafi sam zrobić wynik. Ale to typowy przykład ligowego najemnika. Niby nic w tym karygodnego, ale jednak zmienia twoje podejście do meczu. Gdy identyfikujesz się z koszulką boli cię każda porażka w sposób znacznie bardziej osobisty. Chętniej weźmiesz odpowiedzialność za wynik, za grę, za podniesienie wszystkich na duchu w trudnym momencie. Na pewno jest jakaś drużyna, której mały Dani kibicował jeszcze jako pięciolatek i dla której z racji samych barw wypruwałby sobie żyły tydzień w tydzień.

Ale to nie jest Jagiellonia i to jednak czasem widać.

Idźmy dalej. Gdyby to ode mnie zależało, Ojamę wyrzuciłbym na zbity pysk pierwszego dnia pracy. Gdyby Henrik zapytał mnie: panie Leszku, ale dlaczego? Odpowiedziałbym:

Bo Atletico.

Ojamaa to pracowity facet, widać to choćby po tym jak zasuwa na siłce. Treningów też pewnie nie olewa. Boiskowo charakterny? Raczej też, nie pęknie.

Ale mój Boże, jak ten facet głupio gra. Ile podejmuje złych decyzji. Jak często gra tylko pod siebie. Musisz być Djalminhą by uszło ci płazem takie granie, Ojamaa więcej rani swój zespół, niż daje mu coś swoją – nazwijmy to – grą. Uprawia indywidualny futbol, jakąś inną dyscyplinę. I tu zagadka, jedna z większych dla mnie. Jak to możliwe, że ten koleś miał ponad dwadzieścia asyst w zeszłym sezonie ligi szkockiej? Koledzy dobijali jego strzały?

Stworzenie ligowego Atletico przerasta moje możliwości, stworzenie antyAtletico, rozpisywanie się na temat kandydatów, zajęłoby następnych kilka akapitów. Dlatego nasuwa mi się myśl:

Jasne, różnice w umiejętnościach pomiędzy graczami z Ekstraklasy a tymi z poważnych lig są – delikatnie mówiąc – znaczne. Ale kto wie, czy pod względem mentalnym nie odstajemy nawet bardziej?

Ciekawą rzecz powiedział mi w wywiadzie Kamil Sylwestrzak. Opowiadał jak w Chojniczance trafił na Mariusza Pawlaka, który niejako wyjaśniał swoim podopiecznym jak mają trafić do Ekstraklasy. Kto chce słowo w słowo, niech poszuka tego wywiadu, ja opowiem to swoimi słowami: chłopaki, w Ekstraklasie mało kto potrafi grać w piłkę. Pokażcie zaangażowanie, pokażcie charakter, a to wystarczy, żeby wiele w tej lidze ugrać.

Polska liga jest wyjałowiona z ludzi mentalnie przygotowanych do odnoszenia sukcesów w futbolu. Nie wiem jak wygląda szkolenie młodych w akademiach, ale według mnie tyle samo czasu co nad lewą i prawą nogą powinno spędzać się nad głową zawodnika. Zajęcia z psychologami i inne tego typu warsztaty – regularnie. Wykłady, rozmowy z autorytetami, obojętnie, w każdym razie niech wtłuką młodym polskim piłkarzom odpowiednie podejście. Niech oni wychodzą na boisko pewni swoich umiejętności, bez bojaźni, z wiarą we własne atuty. Z chłodną głową, świadomością swoich wad, a także wiedzą jak je zniwelować. Niech mentalnie będą przygotowani na europejskim poziomie, prawdopodobnie to łatwiejsze, niż wyszkolenie ich piłkarsko do takiego poziomu.

Nie zdziwię się jednak, jeśli traktowane jest to po łebkach albo marginalizowane. Okej, przeciętne kluby w lidze nie mają specjalnie szans na selekcję, budują kadrę w oparciu o castingi, spędy, grajków wciśniętych przez menadżera. Ale czy Legia albo Lech wyraźnie modelują kadrę pod względem charakterologicznym? Ja tego nie widzę.

Oglądam Widzew w Lidze Mistrzów już któryś wieczór i naprawdę rzuca się w oczy, że okej, ci gracze mieli umiejętności. Ale przede wszystkim byli niesamowicie mocni psychicznie. Strata bramki? Nie wpływa w żaden sposób, Widzew dalej robi swoje, gra swoje, zero paniki. Jest mądrze, jest charakternie, są chłodne głowy. Najlepszy Dembiński, który zawsze umie znaleźć partnera, zawsze szuka najlepszych ze względu na zespół rozwiązań, jest synonimem mądrej gry. Citko dobry, ale czasem zbyt lekkomyślny. Ale i on z chęcią oddania krwi za kolegów, wynik, zespół.

I pomyślmy nad takim Cetnarskim, dla mnie symbolu całej sytuacji. Gracz nie słynący z pracowitości, gracz nie słynący z charakteru, nie grający mądrze, skrajnie chimeryczny. Jak Cetnarski może identyfikować się z Widzewem, skoro właśnie tam trafił, pozostawię bez komentarza.

I on zostaje kapitanem Widzewa. Tej samej drużyny, która potrafiła po stracie gola na Vicente Calderon rzucić się do gardeł Simeone i spółce. Przycisnąć, stworzyć sobie okazje, zmusić trybuny do gwizdów.

A teraz ten Cetnarski.

Widzew zanotował lot w dół dłuższy niż Baumgartner.

LESZEK MILEWSKI

Najnowsze

Anglia

Błąd Casha doprowadził do gola dla Manchesteru United [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Błąd Casha doprowadził do gola dla Manchesteru United [WIDEO]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama