No dobra, to tylko głupawa tytułowa prowokacja, ale przez moment naprawdę widzieliśmy oczami wyobraźni Artura Skowronka z krzykiem rozdzierającego szaty przed zbaraniałymi ze zdziwienia dziennikarzami. Coś złego musi być w łódzkim powietrzu. Nie zdiagnozowaliśmy jeszcze do końca o co chodzi, ale na miejscu Sylwestra Cacka chyba wypłacalibyśmy swoim pracownikom specjalny dodatek za funkcjonowanie w szkodliwych warunkach. Wiecie, jak w jakiejś rafinerii albo hucie. Tak się jakoś bowiem dziwnie składa, że ktokolwiek byłby tam trenerem, w końcu zaczyna mu niebezpiecznie odbijać.
Parę dni temu łódzkich kibiców bezpardonowo zaatakował Cacek, oskarżając ich o całe zło tego świata. Dziś z kolei z rozumem wyraźnie rozminął się Skowronek, strofując przybyłych na konferencję prasową dziennikarzy. – Musimy się odcinać od wszystkiego, od was również, bo równacie nas z ziemią, a niektórzy nawet z błotem i mułem – oświadczył szkoleniowiec czerwonej latarni ekstraklasy.
O co facetowi chodzi? Ł»e złe pismaki krytykują grę Widzewa, który – tylko tak dla przypomnienia – nie wygrał ani jednego z dwunastu ostatnich meczów, a na wyjeździe to wręcz żadnego od półtora roku? Ł»e punkty się nie zgadzają? Ł»e ostatnie miejsce w tabeli? Gra poniżej krytyki? O to chodzi? Okazuje się, że niekoniecznie. A przynajmniej nie tylko o to. – Pomagacie Cracovii i jej trenerowi. To od was wychodzi, dlaczego jest taka sytuacja, a nie inna. Nie my wychodzimy z informacją o Urdinovie – ciągnął dalej Skowronek, mając na myśli – uwaga – informację o urazie obrońcy, która wypłynęła z prasy, a nie z klubu.
Panie Skowronek, czego pan się dzisiaj najadł? To tak serio?
Naprawdę, biedni widzewiacy. Cały misterny plan na powstrzymanie Cracovii legł momentalnie w gruzach, kiedy źli dziennikarze poinformowali zgodnie z prawdą – nie żeby na tym polegała właśnie ich robota, gdzie tam! – że jakiegoś bliżej nieznanemu nikomu Macedończyka boli noga. Stawowy z przejęcia to aż się chyba zarumienił, kiedy się dowiedział, że zamiast Urdinova może zagrać Kikut.
Panie Skowronek, w sumie to nawet rozumiemy, że pracować dziś w Widzewie to nie jest super przyjemna sprawa, ale takimi pretensjami to się pan niebezpiecznie zbliża do Mroczkowskiego. On też już raz ogłosił publicznie swoją bezradność, żeby kilkanaście godzin później pożegnać się z robotą.