Położyliśmy przed sobą sześć dzisiejszych gazet, jeszcze nie zdążyliśmy ich dobrze przejrzeć, a już wiedzieliśmy, co się święci. Każdy, kto będzie chciał poczytać dziś o piłce, zostanie zaatakowany (i żeby było jasne – nie widzimy w tym niczego złego czy dziwnego) ogromem tekstów i zapowiedzi dotyczących sobotniego spotkania Legii z Lechem. W dwóch miejscach możecie poczytać o Jakubie Koseckim, o pojedynku Teodorczyk vs Dwaliszwili, znajdziecie rozmowy i z Bergiem, i z Rumakiem. Do tego sporo głosów ekspertów, porównanie akademii, a nawet samochodów i lasek zawodników. No, po prostu full service.
FAKT
Zaczynamy od Faktu, w którym dziś cztery piłkarskie strony. To znaczy piłkarskie i okołopiłkarskie, bo na wstępie atakuje nas materiał pod tytułem: „Ł»ona Lewego ma torebkę za 15 tysięcy”. Szok! Niedowierzanie! A za ile ma mieć przy takich zarobkach (męża)? Z bazaru za 58 złotych? Aha, Fakt też się nie dziwi.
Taka sytuacja: Para jeździła po stolicy luksusowym mercedesem, ale to raczej nie może być zaskoczeniem skoro gwiazdor Borussii zarabia siedem milionów euro na rok! Pani Anna co prawda na tak duże zarobki nie ma co liczyć, ale też nie może narzekać, bo na swoim blogu „Healthy plan by Ann” ma coraz liczniejsze grono czytelników, a co za tym idzie pieniądze z reklam też są większe. Blogerzy mający podobną liczbę odbiorcow co pani Anna mogą liczyć nawet na 50 tysięcy złotych miesięcznie. Dlatego nie dziwi też torebka Celine Paris warta około 15 tysięcy złotych jaką zabrała ze sobą Lewandowska. W porównaniu do niej Robert był ubrany dość skromnie. Zapewne cały strój jaki miał na sobie napastnik Borussii kosztował mniej niż torebka jego żony. Wizyta państwach Lewandowskich w Warszawie nie może potrwać za długo, bo BVB gra w sobotę…
O kolejnym zamieszaniu ze Stadionem Narodowym wypowiada się Zbigniew Boniek. To znaczy rozmowa jest nieco dłuższa i dotyczy też m.in. wprowadzenia Ligi Narodów. Zacytujemy jednak fragment o SN.
Martwi pana zagrożony Puchar Polski na Stadionie Narodowym?
To jest nienormalne. Jestem na zjeździe UEFA i ludzie z europejskiej federacji pytają mnie, co jest nie tak ze Stadionem Narodowym. Pytają, czy będziemy w stanie rozegrać tam finał Ligi Europy za rok. Czytam Waszą gazetę i oczom nie wierzę. Mamy fajny stadion, ale musimy wreszcie przyjąć jakąś taktykę. Przecież na zewnątrz my wszyscy się kompromitujemy. Idzie sygnał w świat, że mamy obiekt za 2 miliardy złotych, który jest naprawdę fajny, ale nie można co chwila na nim grać? Niech ktoś to wreszcie rozwiąże, bo widzę, że inni kopią się po tyłkach, a mnie boli najbardziej.
Jak to?
Za chwilę organizujemy Puchar Polski. Wynajęliśmy stadion na podstawie, miałem przynajmniej taką nadzieję, poważnej umowy. Lubię się z zarządcami Stadionu Narodowego, ale za chwilę dojdzie do takiej sytuacji, że będziemy musieli się pogniewać i podjąć mocniejsze kroki. Moglibyśmy ich zaskarżyć, ale tego nie chcemy. Przecież majowy Puchar Polski to jest jedno, ale ja tego samego dnia na stadion zapraszam jeszcze kilka tysięcy dzieciaków, które walczą o Puchar Tymbarku. Nie możemy wiecznie żyć w stanie niepewności. Co ja mam tym wszystkim ludziom powiedzieć? PZPN nie jest stroną w czyimś piekiełku, a traci na tym wizerunkowo i finansowo. Puchar Polski, mecze eliminacyjne Euro 2016 ze Szkocją i Niemcami, Liga Europy. To są poważne rzeczy. Czy to wszystko musimy trzymać w zawieszeniu i zastanawiać się, czy możemy sprzedawać bilety?
Na tej samej stronie jeszcze kilka ramek:
– Błażej Augustyn operował się tam, gdzie Francesco Totti.
– trener Avram Grant odbierze polski paszport.
Po przewróceniu kartki znów mamy coś lekko okołopiłkarskiego, bo okazuje się, że mecz Legii z Lechem to, według Faktu, nie tylko boiskowy pojedynek. Również na – uwaga – dziewczyny, auta i kibiców. Tekstu mamy tu dosłownie parę zdań, ale poza tym sporo zdjęć – tego, co wyżej zostało wymienione.
Największe budżety, najwyższa frekwencja i najlepiej opłacani piłkarze. Legia z Lechem rywalizuje nie tylko na boisku. To walka o prymat w kraju na wszystkich polach. Nie ma w tym żadnego przypadku, że akurat na spotkania tych drużyn przychodzi najwięcej widzów. To w końcu mistrz i wicemistrz kraju.
W poprzednim roku najwyższa frekwencja była na stadionie w Poznaniu. W tym sezonie pewnie będzie podobnie, ale kibice Legii dzielnie walczą o to, by dogonić swoich największych rywali, dlatego w sobotę stadion przy Łazienkowskiej będzie zapełniony do ostatniego miejsca.Piłkarze też nie poprzestają na boiskowej walce. Ich zarobki pozwalają na spełnianie wszystkich zachcianek, nic więc dziwnego, że na klubowym parkingu znajdziemy auta, które kosztują po kilkaset tysięcy złotych.
Specyficzna jest też zapowiedź meczu Pogoń – Korona. „Wdowczyk wraca na miejsce przestępstwa”.
Był bohaterem miasta i okolic, ale teraz Wdowczyk wraca na kielecki stadion niczym trener-pokutnik, który kiedyś zawiódł zaufanie, naraził klub na wielkie straty finansowe i jeszcze większy wstyd. Wdowczyk, od czasu ujawnienia jego udziału w aferze korupcyjnej przed sześciu laty, w Kielcach już się pojawił, ale była to wizyta w Sądzie Rejonowym, gdzie toczył się proces. W piątek na powitanie chlebem i solą nie powinien liczyć. Prezes klubu Tomasz Chojnowski: – Mam do niego żal za to, co kiedyś zrobił Kielcom i Koronie. – Kibice zastanawiają się, jak go przywitać, ale przekonuję ich, że powinni być ponad tą całą sytuacją – opowiada Robert Dybka, odpowiadający w Koronie za sprawy bezpieczeństwa. Kiedyś był policjantem, szefem Komendy Miejskiej w Kielcach. Dybka po służbie chodził na mecze, nie mając pojęcia, że praktycznie wszystkie są ustawione. Często spotykał się z Wdowczykiem. On, wyspecjalizowany w tropieniu przestępców policjant, nawet nie pomyślał, że grube przekręty robił mu ktoś pod nosem. Teraz nie może mu tego zapomnieć. – To nie chodzi o regulaminy i paragrafy. Przecież teoretycznie to on mógłby nawet trenerem Korony zostać. A jednak ja nie umiem sobie wyobrazić, by kiedykolwiek ktoś go mógł zatrudnić w Kielcach – przyznaje Dybka. Wdowczyk dzisiaj będzie się musiał zmierzyć z mroczną przeszłością. W ramach pokuty.
RZECZPOSPOLITA
Przed szlagierem ligowym Rzeczpospolita rozmawia z Mariuszem Rumakiem.
Z Poznania przyjeżdżają kibice Lecha…
I bardzo dobrze. Dzięki temu na stadionie może być normalnie. Mecze bez publiczności nie mają sensu, a nie można w każdym kibicu widzieć chuligana. Mam wrażenie, że między kibicami Legii i Lecha jest wzajemny szacunek. Oni mogą ze sobą walczyć, rywalizować, nawet za sobą nie przepadać, ale się szanują.
Kiedyś na starym stadionie przy Bułgarskiej, gdy policja nie zgodziła się na zorganizowany przyjazd kibiców z Warszawy, poznaniacy posadzili ich obok siebie…
Ja też pamiętam ten mecz. Ciekawe, że sytuacja, o której pan mówi, utkwiła mi w pamięci bardziej niż sama gra. Legia jest dla mnie szczególna także dlatego, że swój pierwszy mecz w roli trenera Lecha na Łazienkowskiej wygrałem. To było wiosną 2012 roku. Pokonaliśmy wtedy Legię 1:0, a bramkę strzelił Vojo Ubiparip. Legia wtedy walczyła o tytuł mistrza, prowadził ją Maciej Skorża, który ostatecznie celu nie osiągnął.
Teraz na Ubiparipa nie może pan liczyć, ponieważ leczy kontuzję.
Tak. Kontuzje mają także Manuel Arboleda, Kebba Ceesay, Luis Henriquez i Jasmin Buric. Wszystko wskazuje, że żaden z nich w Warszawie nie zagra. Kibice nie zobaczą też słusznie chwalonego Dawida Kownackiego, który jest na mistrzostwach Europy w Grecji z kadrą Polski do lat 17. Natomiast nikt nie jest wykluczony za nadmiar kartek.
Zdecydowanie nie jest to porywająca rozmowa. Podobnie jak stricte informacyjny tekst o Lidze Narodów, którego cytować nie ma sensu. Wszystko to i znacznie więcej podaliśmy 2 dni temu.
GAZETA WYBORCZA
Gazeta Wyborcza dla odmiany przepytuje Henninga Berga.
Jaki jest cel pańskiej pracy w Legii?
– Chcę któregoś dnia w trakcie meczu Legii rozsiąść się wygodnie na ławce rezerwowych, wyłożyć nogi i patrzeć jak grają moi piłkarze! Dążymy do tego, abym nie musiał podpowiadać im niczego z ławki. Na razie uczymy zawodników Legii, aby sami potrafili na boisku odczytać zamiary rywala, wiedzieli jak mają zagrać i jak zmieniać swój sposób gry w trakcie meczu. Wszyscy wiedzą jak ważna w piłce jest szybkość, technika, ale w dzisiejszym futbolu najważniejsze jest podejmowanie decyzji, i do tego zmierzamy. Poprawiają ten atut, możesz osiągnąć naprawdę wiele. Pokazujemy piłkarzom fragmenty gry najlepszych zespołów na świecie, chociażby współpracę ofensywnych piłkarzy Liverpoolu, kontry Borussii Dortmund, organizację w Bayernie Monachium. Na koniec chciałbym, aby któregoś dnia moi zawodnicy przeżyli to, co ja jako piłkarz Blackburn Rovers. W 1995 roku zdobyliśmy mistrzostwo Anglii, ja grałem jako boczny obrońca. Minęło blisko dwadzieścia lat, a ja pamiętam każdy mecz! Pamiętam żarty, wspólne wyjazdy na mecze, nasze poszczególne akcje, to jak trenowaliśmy i szliśmy po tytuł w Premier League.
Rozumiem, że bardziej zróżnicowane podejście do rywala ma zaowocować lepszymi wynikami Legii w europejskich pucharach, bo z tym był dotąd kłopot. Zbliżyliście się dotąd do ideału?
– Najpierw udało się to w obronie, opanowanie gry w ataku jest trudniejsze. Gra w defensywie była dobra w trzech pierwszych meczach, w kolejnych dwóch poprawiliśmy grę w ofensywie, ale tylko zremisowaliśmy mecze ze Śląskiem i Wisłą, bo… w pewnych fragmentach gorzej wypadliśmy w obronie. Szósty mecz z Piastem w Gliwicach miał powiedzieć nam, w którym kierunku zmierzamy. Pierwsza połowa była dobra w obronie i ataku, druga już nie tak bardzo, ale wygraliśmy. Na razie się uczymy, nie mamy jeszcze tego automatyzmu i nie mamy tak szerokiego wachlarza możliwości, aby potrafić w trakcie meczu płynnie zmieniać sposób gry. Jest jednak wiele akcji, po których wstaję z ławki i klaszczę. Nie chodzi tylko o dwa gole z Wisłą, ale akcję, po której nie zdobyliśmy bramki w ostatnich minutach. Wymieniliśmy kilkanaście podań, piłkarze pokazali cierpliwość, perfekcyjnie poruszali się po boisku. Wiemy, do czego mamy dążyć. Czasami tylko piłkarze w trakcie meczu w emocjach zapominają o tym, nad czym pracowali w trakcie treningu. Tak było w grze defensywnej w meczu ze Śląskiem.
Buduje pan zespół z 20-osobowej kadry piłkarzy. Tak wyrównanej nie było w polskiej piłce w XXI wieku.
– Przed każdym meczem myślę o Helio Pinto. Naprawdę mu współczuję, ale w środku boiska bardzo dobrze grają Tomasz Jodłowiec i Ivica Vrdoljak. Przyglądam się jak moi piłkarze funkcjonują w określonych meczach i być może kiedyś dojdziemy do sytuacji, że w meczach przy Łazienkowskiej z defensywnie nastawionym rywalem będziemy grali w nieco innym zestawieniu. Po meczu z Koroną Kielce na początku rundy pomyślałem, że powinienem był wystawić Pinto w podstawowym składzie, ale spodziewałem się, że Korona będzie grała bardziej ofensywnie, bo tak wyszła na wyjazdowy mecz z Wisłą w rundzie jesiennej.
I to jest wywiad o pięć poziomów lepszy niż cytowany z Rumakiem.
Swoją rolę w zapowiadaniu meczu ma również do odegrania Gazeta Stołeczna. „Dumny warszawiak z Lecha”. To o Mateuszu Możdżeniu. Dlaczego przy Łazienkowskiej gra tylko jako gość?
Wychowany w warszawskim Ursusie Możdżeń pierwsze piłkarskie kroki stawiał w miejscowym KS. Pod wodzą trenera Adama Osęki, opiekuna rocznika 1991, wraz z resztą drużyny stworzył najbardziej utytułowany zespół młodzieżowy w historii klubu. W ekipie, która trzykrotnie sięgała po tytuł najlepszej drużyny na Mazowszu, grali także m.in. Rafał Zembrowski (dziś piłkarz pierwszoligowego Dolcanu Ząbki) oraz Patryk Kamiński (obecnie Ursus, wcześniej m.in. Legia i Wisła Płock). Możdżenia do młodzieżowych reprezentacji Polski powoływali trenerzy Andrzej Zamilski i Stefan Majewski. W 2007 roku odezwała się także Legia. – Kiedy miałem 16 lat zostałem zaproszony na sparing Legii z Olimpią. Klub kontaktował się bezpośrednio z moim tatą, który był wtedy odpowiedzialny za moje pozaboiskowe sprawy. W tamtym czasie trenerem Młodej Legii był Jacek Mazurek i na pewno był on jedną z osób, które się mną zainteresowały. Tamto spotkanie wygraliśmy 8:3, a ja strzeliłem trzy bramki – wspomina Możdżeń. Mimo efektownego występu i zapewnień Legii o kolejnych rozmowach, z Łazienkowskiej już się nie odezwano. – Nie ma i nie było we mnie żadnej zadry, nie mam do nikogo żadnych pretensji. Dałem z siebie absolutnie wszystko i wiem, że nie miałem sobie nic do zarzucenia po tamtym meczu. Widocznie w tamtym czasie nie był to jeszcze poziom, który pozwalałby na grę w Legii – mówi dzisiaj Możdżeń. Historia 23-latka do złudzenia przypomina sposób, w jaki warszawski klub zrezygnował z nastoletniego Roberta Lewandowskiego, któremu w 2006 roku pozwolono odejść z Legii z kartą zawodniczą w ręku. Po dwóch sezonach w Zniczu Pruszków Lewandowski trafił do Lecha, potem podbił Bundesligę. Nastoletni Możdżeń został zaproszony na półroczny okres próbny przez Amicę Wronki, po którym miał zdecydować, czy zostaje w Wielkopolsce. Ale zanim podjął decyzję, odezwała się jeszcze Polonia. – Dzwonił do nas Paweł Olczak, ale przejściem do Polonii nie byłem jednak zainteresowany ze względu na infrastrukturę obiektów. Przy Konwiktorskiej znajduje się zaledwie jedno boisko ze sztuczną nawierzchnią, czego w żaden sposób nie można porównywać do kilku obiektów we Wronkach. Miałem tam dużo lepsze warunki do rozwoju.
No i tak właśnie mogą wyglądać fajne meczowe zapowiedzi. Dobra robota.
SPORT
Sport dla odmiany ma dziś na okładce piłkarzy Ruchu i Podbeskidzia, czyli bardziej regionalnie.
Jako pojedynek kolejki „Sport” wybiera jednak ten warszawsko – poznański: Dwaliszwili – Teodorczyk
Choć obaj należą do czołówki strzelców ligi, od mediów i kibiców zbierają słowa krytyki. Problem bowiem w tym, że umiejętności spokojnie powinno im starczyć na to, by dawać swoim drużynom jeszcze więcej. Czyli grać tak jak w Polonii Warszawa. – Dwa inne sposoby bycia, przynajmniej w tamtym czasie – mówi Igor Gołaszewski. – Władek był dosyć skryty. Oczywiście miał w szatni przyjaciół, ale było to dosyć wąskie grono. Cani, Bruno, Todorovski…. Generalnie obcokrajowcy. Z nimi spotykał się po treningach. Łukasz? Młody chłopak, który zaczął odnosić duże sukcesy, i to jeszcze w Warszawie (…) W Polonii świetnie się uzupełniali. Razem z Pawłem Wszołkiem mogli grać w ciemno. Kiedy jeden z tej trójki miał piłkę, dwaj pozostali świetnie wiedzieli już, co mają robić. Może więc dlatego spuścili z tonu, bo jednemu drugiego na boisku brakuje? zastanawia się dzisiaj jeden z dziennikarzy katowickiego dziennika.
Na ligę zaprasza Jerzy Brzęczek.
Kto zawiódł, a kto sezon może zaliczyć na plus?M
– Zawód? Na pewno Śląsk Wrocław i Zagłębie Lubin. To jak na razie najwięksi przegrani ligi. Na drugim biegunie postawiłbym na Pogoń Szczecin, Ruch Chorzów i bydgoskiego Zawiszę (…) Indywidualnie wyróżniłbym Marco Paixao. Prezentuje równą formę, jest jedną z gwiazd ligi i ogromnym wzmocnieniem Śląska. Zaimponował mi także Michał Masłowski. Ten chłopak zrobił ogromne postępy. Ma duże umiejętności techniczne, gra swobodnie i na luzie. Cieszy też, że pokazało się sporo młodzieży.
(…)
– Duży plus ode mnie dla działaczy Lecha za konsekwencję, mimo ataków na trenera Rumaka. To na dłuższą metę może przynieść dobre owoce. Bardzo jestem ciekawy konfrontacji w Warszawie dwóch obecnie najlepszych drużyn i choć każdy wynik jest możliwy, to stawiam na remis.
Oto i cały poziom tej rozmowy. Poziom dna.
Później jeszcze cała masa oczywistości typu „Ricardo Moniz przejął Lechię” albo „Ruchowi będzie brakować Kuświka”. Jedyne co nas zainteresowało to doniesienia o niezbyt dobrze prowadzącym się w Bielsku Janie Blazku, który prawdopodobnie po raz kolejny nie znajdzie się w składzie meczowym. Leszek Ojrzyński nie jest z niego zadowolony. Konkretów na temat jego hulaszczego stylu życia – brak.
Parę ciekawych wniosków nt. gry Górnika ma na szczęście Marek Majka.
Górnik odstaje motorycznie i fizycznie od rywali, więc musi się pojawić pytanie czy piłkarze są dobrze przygotowani do rundy. Widziałem większość meczów i w każdym przeciwnik wyglądał pod tym względem lepiej. Druga sprawa – całokształt. Klub nie ma stadionu, ma długi, mnóstwo kontuzji, zaległości finansowych i piłkarzy, którym kończą się kontrakty. Nawet jeżeli osiągnie wynik to – mówi się o tym głośno – i tak nie zagrałby w pucharach. Proszę zauważyć, że rok temu było podobnie.
(…) Zawsze jest ogromne ryzyko, kiedy w środku tygodnia przejmuje drużynę szkoleniowiec, który od ćwierć wieku nie widział polskiej ligi. Odważne. Pomijam już, że nikt nie pomyślał o jego licencji, co też nie poprawia wizerunku i atmosfery wokół klubu (…) Zgodzę się z odsunięciem od wyjściowej jedenastki Roberta Jeża. Nie rozumiem, dlaczego Górnik podpisał z nim 2-letni kontrakt. Zagrał w Zabrzu 4-5 dobrych meczów, a potem przez dwa lata nic. Bramkarz – problem. Może nie przez niego przegrywają mecze, ale też nie pomaga. Środek obrony – dramat. Środek pola, rozegranie, pressing – to samo, a napastnika nie ma. Zastanawiam się, kto dziś w szatni potrafi się wkur…, pieprznąć pięścią w ścianę.
I to rozumiemy. Konkrety, wyraziste opinie. Ciekawie.
SUPER EXPRESS
Super Express odpala dziś petardę, proponując chyba aż sześć stron o piłce. Oczywiście na wstępie dopieszcza też jednego ze swoich zagranicznych pupili, czyli Damiena Perquisa. Nie wiemy wprawdzie czy Damien jest jeszcze piłkarzem, czy już tylko rekonwalescentem, ale za moment z pewnością się dowiemy, że zostanie projektantem mody. Tak przynajmniej sugeruje tytuł. A może tylko chciałby?
– Zawsze mówiłem, że gdybym nie został piłkarzem, to chciałbym się dostać do BAC, elitarnej jednostki francuskiej policji. Taka praca zapewnia duży zastrzyk adrenaliny, a poza tym bardzo nie lubię niesprawiedliwości, z którą jako policjant mógłbym walczyć. Zresztą sporo członków mojej rodziny pracuje w tym sektorze, głównie w żandarmerii – powiedział reprezentant Polski w wywiadzie dla strony Masculin.com. BAC to skrót od słów „brigade anti-criminalité”, jego funkcjonariusze pracują głównie w cywilu, penetrując różnego rodzaju przestępcze środowiska. Formacja powstała w 1994 r., od tego czasu dziewięciu funkcjonariuszy zginęło na służbie, a czterech zostało poważnie rannych. Ostatecznie Perquis, zamiast walczyć z napastnikami na ulicach, walczy z napastnikami na boisku piłkarskim, a po zakończeniu kariery zamierza przeskoczyć do świataÂ… mody. – Kiedyś nie za bardzo przywiązywałem wagę do tego, co noszę, ale to się zmieniło, gdy poznałem moją żonę. Od tego czasu odpowiedni ubiór stał się dla mnie bardzo ważny. Rozmawiałem już z małżonką o wspólnym spróbowaniu sił w świecie mody. Nie wykluczam, że stworzymy markę dla dzieci i niemowląt, a także dla kobiet w ciąży. Natomiast samodzielnie stworzyłbym linię odzieży codziennego użytku, taką mieszankę różnych stylów – przyznaje zawodnik Betisu, który leczy kontuzję.
Dalej rozmowa z Lewandowskim pt. Do Bayernu idę grać, nie rywalizować.
Nie brakuje głosów, że Borussia jest najsłabsza spośród ćwierćfinalistów LM.
– Większość ludzi skupia się na tym, jakie mamy problemy kadrowe. Jeśli porównać nasz skład z ubiegłego sezonu z tym obecnym, to chyba spośród wszystkich ćwierćfinalistów właśnie w Borussii zaszły największe zmiany personalne. Ale pomimo tych wszystkich kłopotów i tak trzeba się cieszyć. Jesteśmy w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, półfinale Pucharu Niemiec i walczymy o 2. miejsce w Bundeslidze. Jeśli tak na to spojrzymy, to nikt nie powie, że mamy słaby sezon.
Postrzelać musisz też jeszcze w Bundeslidze, szczególnie że w walce o tytuł najlepszego snajpera ucieka ci Mario Mandzukić.
– Brakuje mi tego tytułu króla strzelców i bardzo chciałbym go zdobyć. Sprawa jest ciągle otwarta. Jeśli strzelę jeszcze kilka bramek, to dalej będę miał na to szansę.
Jesteś już gotowy na rywalizację z Mandzukiciem o miejsce w składzie Bayernu?
– Nie idę do Bayernu, żeby rywalizować o miejsce w składzie, tylko dać coś od siebie temu klubowi. Chcę tam stawać się coraz lepszy. Nie przeprowadzam się do Monachium, by być uzupełnieniem składu.
Rozmowa taka jak wszystkie z Lewandowskim. Ani ciekawa, ani całkiem nudna.
Na koniec piątkowego wydania jeszcze dwie strony o meczu Legii z Lechem. Super Express (a może sam Kosecki? Przekonamy się…) prowokuje: Mam porsche, piękną narzeczoną, możecie mi zazdościć…
Więcej niż o twojej rehabilitacji mówiło się o nowym aucie. Denerwowało cię to?
– Ciężko pracuję na to, co mam. Miałem zamiar kupić sobie lamborghini, ale stanęło na porsche. Nie rusza mnie taka krytyka. W Polsce panuje głupota, że takie rzeczy się wytyka. Jeśli komuś to przeszkadza, to jest to przykre. Ja mam piękne życie, wspaniałą narzeczoną, wspierającą mnie rodzinę, zdrowie zaczęło mi dopisywać. Czym mam się więc przejmować? Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż rozmyślanie o tym, że komuś przeszkadza, iż kupiłem sobie samochód. Ciężko pracowałem na rzeczy, o których marzyłem. Dobrze, że ludzie nie wiedzą, jakie mam piękne życie, bo niektórzy by się chyba pocięli. Szanuję ich, ale proszę, żeby zaczęli się zajmować sobą, a nie krytykowaniem innych i siedzeniem przed komputerem.
Leczenie kontuzji to najtrudniejszy okres w twojej karierze?
– Przeszedłem skomplikowaną operację, która na szczęście się powiodła. Cieszę się, że mogę nadrabiać zaległości. Ten czas rekonwalescencji bardzo mi się dłużył. Po pierwszym miesiącu miałem już dość tej rehabilitacji. Nie wychodziłem z siłowni, ale to się przydało, bo wzmocniłem mięśnie i teraz czuję się zdecydowanie lepiej.
Szybko przypomniałeś o sobie – rajdem i asystą w meczu z Piastem.
– To mój znak firmowy. Może to głupio zabrzmi, ale mam to we krwi. Gdziekolwiek grałem, to strzelałem gole albo asystowałem. Przed operacją nie byłem w stanie nawet wysiąść z samochodu, to jak miałem myśleć o normalnym kopaniu piłki. Ale to już za mną. Bawię się piłką i jestem szczęśliwym człowiekiem.
W kwestii uwag dot. panamery Kubuś chyba niewiele jednak zrozumiał…
Aha, na koniec Miroslav Radović przekonuje, że Legia jest Lepsza od Lecha i wygra. To znaczy… SE lekko podkręca jego słowa, które brzmiały już mniej pewnie: „Musimy pokazać, że jesteśmy lepsi, i wygrać”. Mimo wszystko, bardzo dobry numer Super Expressu. Dawno takiego nie mieliśmy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Swoje felietony dla PS zaczyna pisać Justyna Kowalczyk.
Jednak na pierwszych stronach Zbigniew Boniek. Dłuższa wersja rozmowy z Faktu.
Liga Narodów to dobry pomysł?
– Myślę, że to przede wszystkim pomysł ciekawy. Byliśmy na niego przygotowywani od dłuższego czasu, więc nie ma jakiegoś zaskoczenia. Były rozmowy, były konsultacje, znaliśmy zasady, które nam się podobają. Wszyscy mieli okazję wyrazić swoje zdanie na temat nowego formatu rozgrywek. Teraz czekamy, jak to wszystko wyjdzie w praniu, ale nie powinno być problemu.
Traktuje pan to jako nowy krok, coś przełomowego?
– Może aż tak to nie, ale na pewno zmiany będą odczuwalne. Przede wszystkim eliminacje do wielkich imprez, jak mistrzostwa Europy czy mistrzostwa świata, nie są rozbijane na dwa lata. Trwają przez cały rok. A poprzez Ligę Narodów jeszcze bardziej rośnie ranga futbolu reprezentacyjnego. Znikają z kalendarza mecze mało znaczące, mało kogo interesujące. Czasami brakowało terminów na spotkania towarzyskie, bo wcześniej z kalendarza zniknął termin lutowy i sierpniowy. Teraz zostało to rozwiązane. Są po dwa we wrześniu, październiku i listopadzie. Nie dość, że jest sporo grania, to jest to jeszcze granie o stawkę. Będzie ciekawie. Najbardziej podoba mi się fakt, że rozstawienie będzie miało miejsce i znaczenie tylko na początku. Potem Liga Narodów to już czysta rywalizacja, jak w lidze. Będzie miała swój bieg. Będą awanse i spadki.
Kiedy powstał pomysł stworzenia tych rozgrywek?
– Pierwszy raz usłyszałem o nim rok temu, ale na pewno sama idea powstała w głowie Michela Platiniego i jego współpracowników znacznie wcześniej. UEFA zastanawiała się, jak dalej rozwijać futbol reprezentacyjny. W kuluarach mówiło się o tym od dłuższego czasu, projekt nabierał kształtów, zmieniał się, aż przeszedł do etapu konsultacji z federacjami.
Przewracamy kilka stron, na których nie znajdujemy niczego superciekawego, by dotrzeć do piątkowego dodatku ligowego. Wstęp do gry o tytuł musi być szeroko opisany. Czytamy i cytujemy. Grzegorz Mielcarski jest przekonany o tym, że Legia pokona Lecha. Używa wręcz słowa „zdecydowanie”.
Rzadko mi się zdarza kategorycznie wypowiadać na temat przebiegu jakiegokolwiek spotkania ligowego, ale tym razem jestem przekonany, że mistrzowie Polski zdecydowanie pokonają Lecha. Zdecydowanie, to nie znaczy, że wysoko. Po mękach z Piastem, któremu wcisnęli zwycięskiego gola w ostatnich sekundach, po zawstydzającym remisie z grającą w osłabieniu Wisłą, który w stolicy został potraktowany jak porażka, zespół z Łazienkowskiej wyjdzie w sobotę na boisko naładowany energią i nabuzowany. Wynik sobotniej konfrontacji niczego nie rozstrzygnie, bo oba zespoły jeszcze w tym sezonie przeciwko sobie zagrają, a za dwa dni będzie przedsmak tego, co czeka nas za mniej więcej półtora miesiąca. Kiedy Legia grała z Wisłą przy pustych trybunach można było spodziewać się słabego spotkania, tymczasem danie, które zaserwowali nam piłkarze obu zespołów, smakowało wyjątkowo. A byłoby jeszcze lepsze przy dopingu kibiców, którzy najpierw cieszyliby się z goli dla Legii, a potem w ciszy przeżyli skuteczny pościg Wisły. Teraz fani wracają na trybuny, zaś atrakcyjność widowiska – moim zdaniem – będzie zależeć przede wszystkim od Legii. Lech wyjdzie na mecz, żeby wygrać – tak będą mówili przed spotkaniem jego piłkarze i trener. Ale z tyłu głowy będą mieli świadomość, że remis stanowi niezły wynik i po powrocie łatwo się z niego wytłumaczą.
Jakub Kosecki wraca wygłodniały…
Kreuje się na luzaka, bezczelnego indywidualistę. Nie ma dla niego tematów tabu, porozmawia o wszystkim, pójdzie z narzeczoną na rozbieraną sesję. Świetnie czuje, co ludzie chcą usłyszeć i to mówi. W dzisiejszych czasach najważniejsze jest bycie kontrowersyjnym i Kosecki taki jest. Jest wiele głosów, że nie pokazuje swojego prawdziwego oblicza, rysuje taki obraz siebie na potrzeby mediów. On temu zaprzecza (…) Jesienią Kosecki mocno dostawał po głowie. Wprawdzie w europejskich pucharach był jednym z wiodących graczy, ale w lidze zawodził. Nie strzelił gola, nie asystował przy żadnej z bramek. Nie przyznał się publicznie, że ma problemy zdrowotne, brał proszki i wychodził na boisko.
Tekst jak tekst, raczej ten z kategorii przeciętnych. Albo inaczej: zwyczajnych. Po przewróceniu kartki znajdziemy jeszcze materiał o akademiach Lecha i Legii, ale żeby nie być aż tak monotematycznym pójdziemy już dalej. Po kolei przeglądamy ligowe zapowiedzi:
– Ukah goni Choto w liczbie występów w Ekstraklasie
– Janik wreszcie może zadebiutować w Ruchu
– Piast raczej nie wykupi Heberta z Bragi.
Wojciech Stawowy wreszcie przestaje zaprzeczać, że Cracovia za jego plecami szukała innego trenera. Nie miałem na to wpływu, więc sobie nic z tego nie robiłem. Ale ostatnie wypowiedzi profesora przelały czarę goryczy. Padły zaraz po wygranym meczu, gdy łapaliśmy oddech i wracaliśmy do walki o czołowa ósemkę. Jeśli mój szef tak ocenia moją pracę, nie mogę spuścić głowy i udawać, że nic się nie stało. Nadal robię swoje, ale mojej decyzji nic już nie zmieni. Odchodzę (…) To, co chcę mu o tej sytuacji powiedzieć, jeszcze mu powiem. Moja decyzja to nic sensacyjnego, większość trenerów postąpiłaby tak.
Zwieńczeniem polskiego przeglądu prasy niech będzie zaś tekst o Ricardo Monizie.
To był trudny dzień dla piłkarzy Ferencvarosu. Ricardo Moniz dał zawodnikom ostry wycisk. Akeem Adams poszedł odpocząć do swojego apartamentu. Mark Otten, który mieszka w tym samym bloku, znalazł go już nieprzytomnego. To był atak serca. Sytuacja była krytyczna. Już w szpitalu Adamsowi amputowano nogę. Nigdy nie odzyskał przytomności, zmarł dwa miesiące później, w grudniu 2013 roku. Moniz w dniu jego śmierci nie był już trenerem klubu z Budapesztu, został zwolniony wcześniej. Tragedia Adamsa go zniszczyła a razem z nim zespół. – Gdyby nie ta sytuacja, wciąż byłby szkoleniowcem Ferencvarosu – powiedział Pal Orosz, dyrektor sportowy węgierskiego klubu w rozmowie z Kepes Sport. – Po tej sprawie nie mogłeś rozmawiać z Monizem, żeby po trzech zdaniach nie wracał do tematu. To jest ludzkie i ja to rozumiem, ale nie da się w tym stanie pracować w klubie – dodał. Dramat Adamsa doprowadził do wielkiego konfliktu z lekarzem klubowym. Nowy trener Lechii Gdańsk oskarżył go, że nie wykrył na czas problemów z sercem, z kolei lekarz wypomniał szkoleniowcowi, że ten wiedział o problemach z sercem ojca Adamsa i nie przewidział, że choroba może być genetyczna. Do momentu tragedii piłkarza z Trynidadu i Tobago wszystko w zespole szło nieźle, a tuż przed zdarzeniem niemal perfekcyjnie. Moniz uspokoił negatywne nastroje i zaczął marsz po tytuł. Dziennikarz Arpad Lipcsei mówi, że Ricardo był faworytem dziennikarzy i kibiców. – Ludzie lubili go za ofensywny styl zespołu. Chciał grać pięknie i wygrywać. Krytykował w mediach szkoleniowców, którzy grają defensywnie, zachowawczo. Niesamowite było, że widziałeś gołym okiem, że na stadion przychodzi coraz więcej ludzi – twierdzi. Kibice Ferencvarosu zapamiętali go jako faceta nieco ekscentrycznego, który zawsze chodził w czarnym zimowym płaszczu. Nawet gdy fani na stadionie w Budapeszcie zdejmowali koszulki i smażyli się w słońcu, Moniz nie zdejmował swojego płaszcza…

ANGLIA: Pora pożegnać Moyesa
Zupełnie niespodziewany news z Wysp: Ashley Cole może trafić do Liverpoolu. The Reds zamierzają w najbliższym czasie iść za ciosem, utrzymać miejsce w ścisłym ligowym topie, a do tego potrzebne są wzmocnienia – Brendan Rodgers wziął sobie na celownik piłkarza Chelsea. W prasie ciąg dalszy problemów Davida Moyesa. Po tym, jak menedżer MU oświadczył publicznie, że jego zespół powinien dążyć do poziomu, jaki osiągnął Manchester City, dla wielu Moyes jest już definitywnie skreślony. Trwają właśnie przygotowania kibiców nad transparentem, którego przesłanie będzie aż zbyt czytelne: najwyższa pora się pożegnać!
HISZPANIA: Casillas, wróć!
ٹle się dzieje w Realu – do gorszych w ostatnim czasie wyników dorzucić należy problem zdrowotne Cristiano Ronaldo, który od pewnego czasu skarży się na ból. Z kolei AS przeprowadził wśród czytelników ankietę, z której jasno wynika, że chcą oni (85 proc.) oglądać w pierwszym składzie Ikera Casillasa. Z pewnością nie wzmacnia pozycji Diego Lopeza fakt, że Real w ostatnich dwóch spotkaniach stracił sześć bramek. Barcelona podejmuje się niemieckiej operacji, co ma głównie polegać na pozyskaniu Ilkaya Gundogana (idealne uzupełnienie dla Xaviego) i wysłaniu na leczenie Valdesa. Ponoć sprawa przejścia bramkarza do Monaco jest już załatwiona.
WŁOCHY: Tevez zaprasza Immobile
Tevez zabiera głos w sprawie Immobile i namawia go na Juventus, mówiąc, że będzie w Turynie mile widziany. Sprawa wzięła się jednak stąd, że Immobile kiedyś brutalnie potraktował Argentyńczyka i nie było pewne, czy zmieszczą się obaj w szatni. – Chciałbym z nim grać. To dobry piłkarz, co potwierdzają jego liczby – mówi Tevez. Corriere dello Sport porusza problem sędziów z wypowiedzią Nicchiego: niepokój, dyskomfort i najgorszy rok panów gwiżdżących w Serie A.























