Niektóre artykuły powinniśmy kończyć gwiazdką* i w oddzielnym miejscu tłumaczyć, o co w nich chodziło, kto powinien czuć się poruszony, a kto wcale nie oberwał, mimo że tak mu się wydaje. Możecie uznać, że to niezbyt dobrze świadczy o naszych umiejętnościach, skoro tworzymy przekazy dla wielu niezrozumiałe. My wolimy żyć w przekonaniu, że zbyt wiele osób nie potrafi czytać ze zrozumieniem. Szybkie wnioski zamiast odrobiny refleksji. Rzucacie papierkami w nauczycielkę od polskiego zamiast koncentracji.
Weźmy takiego Jakuba Koseckiego. Jemu się wydaje, że ludzie mu zazdroszczą samochodu i że powinni zajmować się sobą, a nie nim i jego Porsche. Kubo szanowny, samochody to fajne zabawki, dla jednego bardziej ważne, dla innego mniej. W Polsce jest mnóstwo osób, które stać na Porsche Panamera, natomiast wydają kasę w inny sposób: budują domy (w kraju lub zagranicą), inwestują we własne biznesy czy po prostu rozsądnie inwestują. Oczywiście, większości osób na Panamerę nie stać, natomiast nie bądźmy populistami: jest solidne grono osób mogących sobie pozwolić na wydanie 400 tysięcy złotych. Kwestia, jaki odsetek osób w Polsce mając 400 tysięcy złotych kupuje akurat szpanerski samochód. Pewnie znikomy.
Jakub Kosecki ma prawo za swoje pieniądze kupić co mu się podoba. Może kupić Porsche Panamera, może kupić nawet trzy takie samochody, każdy w innym kolorze. Może – jak zapowiada – kupić Lamborghini albo nawet prom kosmiczny i działkę na księżycu (o ile klub wystarczająco mu zapłaci). Piłkarz ma święte prawo przerżnąć oszczędności w karty, wydać na panienki, samochody, przepić, rozdać ubogim albo pomnożyć.
My pisaliśmy o czym innym – o tym, że takiego piłkarza, jakim jest Jakub Kosecki nie powinno być stać na taką brykę. Nie był więc to zarzut do niego, tylko do władz klubu. A idąc dalej – do władz wszystkich klubów. Niektórzy zawodnicy w polskiej lidze zarabiają więcej niż Barack Obama (zarobki prezydenta USA: 400 000 dolarów rocznie) i nie jest to normalne. Gdyby jak w Bundeslidze generowali zysk dla wszystkich klubów uczestniczących w rozgrywkach, wtedy tak. A że generują stratę – to gdzieś popełniono błąd. Nie ma najmniejszego powodu, by piłkarz w Polsce zarabiał więcej niż piłkarz w Czechach, na Słowacji, w Finlandii, w Serbii, na Węgrzech czy w Norwegii. Wielu prezesów mówi: takie są realia, ja nie dam, to da kto inny. Ale gdyby wszyscy „nie dali”, to ci zawodnicy wcale nie rozpoczęliby masowej emigracji. Kilku by wyjechało bez zauważalnej szkody dla poziomu rozgrywek.
Kosecki nie jest złym piłkarzem – nie, jest dobrym. Pewnie ze zbyt wieloma ograniczeniami, by myśleć o poważniejszej międzynarodowej karierze, ale jak na nasze warunki: przydatny typek. Co nie zmienia faktu, że naszym zdaniem – jak 90 procent ligowców – zarabia za dużo. Być może gdyby obcięto zarobki o ekstraklasie o 75 procent, to akurat „Kosa” byłby jednym z tych, którzy mogliby zaczepić się w innej lidze. Jak jeszcze ze dwudziestu albo trzydziestu innych piłkarzy. Reszta by tu została, nie mając żadnej alternatywy. Kluby miałyby środki, by w pierwszej kolejności spłacić długi, a później zbudować sobie bazy treningowe, rozwinąć akademie itd. Wydawanie całego budżetu na kontrakty w skali Europy bardzo przeciętnych lub słabych graczy to nieroztropność. Ktoś kiedyś uznał, że tak trzeba, tak się przyjęło i już.
Panamera Koseckiego to tylko symbol – symbol rozrzutności. Jesteśmy jedną z bardzo, bardzo, bardzo niewielu lig, których przedstawiciel w ciągu ostatnich piętnastu lat nie zagrał w Lidze Mistrzów. Nie pomogła nawet reforma Platiniego. Nie ma mocniejszego dowodu na żałość sportową. Czyli – na niską jakość usług oferowanych przez piłkarzy. Powinna się pojawić refleksja: za co my tak naprawdę płacimy? Legia oczywiście ma prawo wydawać tak kasę jak chce, może dać „Kosie” nawet trzykrotną podwyżkę. Ale piłka nożna to taka nietypowa branża, w której zasadność wydatków prywatnych firm jest stale analizowana i kwestionowana. Niedawno Dariusz Mioduski wspominał, że miasto mogłoby wspomóc finansowanie akademii. Pewnie by mogło. Z drugiej strony, parking klubowy świadczy o tym, że nie jest to konieczne. Czego jak czego, ale kasy najwidoczniej tam nie brakuje.
Pieniądze w każdej branży to czynnik motywacyjny. Jeśli piłkarz nie osiągając niczego poważnego jest już nasycony, ustawiony do końca życia lub chociaż na długo zabezpieczony, w naturalny sposób spada jego chęć do przełamywania barier i zwiększania wysiłku. Najsilniejsze jednostki nie patrzą na karierę w ten sposób, marzą o celach bardzo odległych i harują dzień w dzień (może jest wśród nich Kosecki?), ale bardzo wielu zawodników zadowala się takim miłym „byle czym”. Polska liga powinna być trampoliną, ale jak wybić się z trampoliny, jeśli w ręku torba z forsą, a w kieszeni kluczyki od kilku aut, a w plecaku foldery reklamowe biur podróży?
Tutaj powinno się piłkarzom rozdawać wędki, a nie ryby. Już kiedyś to pisaliśmy, ale napiszemy ponownie: wszyscy prezesi powinni się spotkać i na nowo ustalić zasady wynagrodzeń, bo ten obecny wyścig zbrojeń nie ma sensu. Zwłaszcza, że cały wyścig zbrojeń sprowadza się do płacenia coraz więcej za pistolety na wodę. Piłkarze są zadowoleni, ale kto poza nimi?
Fot.FotoPyK