Dla Guardioli przejęcie Bayernu, który zdobył wszystko, było wymarzonym scenariuszem. Nie dlatego, że dostał znakomitą drużynę na starcie, ale bowiem pojawiło się wyzwanie. Autentyczne i niemałe. Umówmy się, gdyby Pep przejął Milan albo jakąś Almerię to poprawienie wyników tych ekip nie byłoby niczym wyjątkowym. Jednak uczynić najlepszy zespół na kontynencie jeszcze mocniejszym? Tak, to wysoko zawieszona poprzeczka.
Najpierw zweryfikujmy mit o piłkarskich samograjach. Nie żartujcie nawet, nie ma czegoś takiego. Przejęcie silnej drużyny i chociaż utrzymanie jej na dobrym torze pozostaje wielkim wyzwaniem, o czym najlepiej przekonał się Moyes. Ferguson po zakończeniu poprzedniego sezonu powiedział, że Man Utd nigdy nie był w lepszej sytuacji kadrowej. Piłkarze z Old Trafford teoretycznie powinni bić się o mistrza bez żadnych trenerskich instrukcji, ale tylko teoretycznie, i to gdy teoretyzuje kompletny laik. Bo na najwyższym poziomie, na futbolowych szczytach, po prostu tak to nie działa. Tam każdy doskonale potrafi grać w piłkę, potrzeba czegoś więcej, by wygrywać.
Wielokrotnie słyszeliśmy, że w futbolu liczy się przede wszystkim wynik. Wygrajmy najbliższy mecz, nie ważne jak, zgarnijmy trzy punkty, a wszystko się ułoży. Filozofia Pepa stoi w opozycji do tej teorii. Każdy mecz jest okazją do szlifowania stylu, tylko on się liczy. Bo tylko przekonujący, wypracowany styl da długofalowe efekty. Jeśli jakaś drużyna przegra 0:1 ze słabeuszem, ale pechowo, po meczu w którym pokazała dobry futbol i konsekwentnie stawiała na sprawdzone wcześniej schematy, to Guardiola będzie ostatnim, który rzuci kamieniem. Trener nie ma przecież wpływu na to, czy piłkarz w decydującym momencie strzeli w słupek czy do siatki. Czy bramkarz zawali łatwą sytuację, czy wybroni dwie nieprawdopodobne okazje. Tak, jeden, dwa, trzy mecze można przegrać, ale jeśli w trakcie tych starć widziałeś postęp w kwestii organizacji gry, to nie był to czas stracony. Sprawdzony, skuteczny styl pozwoli odrobić punktową stratę.
źródło: Squawka.com
Symbolem rozwoju Bayernu jest Lahm. Czy ten gracz słabo grał u Juppa? Nie, wyglądał kapitalnie. Ale jaką maszynę uczynił z niego Pep… Wprost nieprawdopodobne. Gość całą karierę hasał po boku obrony, a Guardiola spojrzał na niego raz, drugi i uznał, że facet nadaje się idealnie na środek pomocy. I co się stało? Dziś Lahma śmiało możemy określić jako top 3 na tej pozycji, choć jeszcze rok temu grywał tam – delikatnie mówiąc – sporadycznie. Wczorajszy mecz z Herthą też na swój sposób symboliczny: Lahm miał 134 podania i 100% skuteczności w nich. Guardiola wziął ukształtowanego gracza po trzydziestce i wynalazł go na nowo w taki sposób, by ten wskoczył na jeszcze wyższy poziom. Nic dziwnego, że piłkarze chcą z nim pracować.
I w tym tkwi w dużej mierze siła Pepa. Mógłbyś jutro ukraść całą jego taktyczną, piłkarską wiedzę, a potem mieć zerowe wyniki. Bo kluczem jest wpłynięcie na zawodników w taki sposób, by wprowadzili oni twoje polecenia z jak największą intensywnością. Guardiola mówił w jednym z wywiadów: nasz sekret to przede wszystkim ciężka praca. Wierzymy mu. Wczoraj po drugiej bramce dla Bayernu, w momencie, gdy zarówno mecz jak i liga była już pozamiatana, Pep ani na chwilę nie cieszył się z gola. Instruował swoich zawodników, by błyskawicznie wracali na swoje pozycje, pamiętali o swoich obowiązkach. Przypominał niejako, że wszyscy są właśnie w pracy, choć warunki były przecież iście plażowe i większość pozwoliłaby sobie na rozluźnienie. Guardiola do autorskiego pomysłu taktycznego potrafi dołożyć właśnie ten element, umiejętność zmotywowania swoich graczy, by bez względu na boiskową sytuację, bez względu na okoliczności, od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty grali na pełnej koncentracji i tym samym poziomie mobilizacji. Czy grają u siebie z Brunszwikiem przy stanie 4:0, czy właśnie walczą o awans do kolejnej rundy LM, nie ma znaczenia.
Autorska taktyka. Autorskie często dopasowanie do niej zawodników, choćby za przykładem Lahma. Mieć dobry plan to też dużo, ale dopiero wprowadzić go w życie oznacza sukces, dlatego tak bardzo należy docenić trzeci element układanki, a więc wprowadzenie najwyższego poziomu organizacji boiskowej pracy. A w razie potrzeby bezceremonialne wyrzucenie z szatni graczy, którzy nie potrafią tak pracować, czytaj: wpasować się w tryby maszyny zaprojektowanej przez Guardiolę. W skrócie: umiejętności są niczym, jeśli nie są poparte koncentracją. Od pierwszej do ostatniej sekundy na boisku, od pierwszej do ostatniej kolejki.
Guardiola po raz kolejny ustawił sobie poprzeczkę wyżej. Wygrał Bundesligę w marcu, nikt przed nim tego nie dokonał, pewnie pobije też rekord punktowy. Możemy wyliczać kolejne jego trofea, ale wystarczy spojrzeć na to jak pracuje Bayern prowadząc 3:0 ze słabeuszem i to być może imponuje nawet bardziej. Dlatego choć niektórym ta puenta pewnie stanie kością gardle, my stoimy za nią: dziś Guardiola ściga się sam ze sobą, tak samo jak Bolt, jak kiedyś Jordan. Jak dominatorzy w swoich fachach.
LESZEK MILEWSKI
