Stopa Busquetsa nadepnęła na głowę Pepe. Cristiano i Sergio Ramos zdeptali swoimi wypowiedziami arbitra Mallenco. Komitet Rozgrywek RFEF zamierza zadeptać sankcjami wszystkich, którzy mają czelność publicznie wątpić w uczciwość rozgrywek La Liga. Sędziowie w Hiszpanii, w każdy weekend depczą siebie samych, popełniając niedopuszczalne w tym zawodzie, karykaturalne błędy. Być może najbardziej pasjonujący mecz Realu z Barcą ostatnich lat w 24 godziny został wdeptany w ziemię buciorami propagandy. Asysty i gole Messiego, porywająca gra Di Marii – nikogo to dziś nie obchodzi. Medialna rzeczywistość wyssała ze mnie futbolowy punkt widzenia i zaczęła strzelać nabo-pojęciami: niesprawiedliwością, skandalem, kradzieżą i konspiracją.
Pewnie większość z nas jest przekonana, że w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie trzeba zgłębiać teorii Arystotelesa, żeby dojść do wniosku, że skutek jest bezpośrednio uwarunkowany przez przyczynę. Determinizm dostrzegamy w naszym “dia a dia” – codzienności domu, pracy czy ulicy, w tym jak się zachowujemy, ubieramy, co spożywamy, jakich słów dobieramy, a jakich nie. Co ma na to największy wpływ? Domyślam się, że przede wszystkim otoczenie (bliskie i te wirtualne), oraz własne doświadczenia, przeżycia, odczucia.
Zanudziłem Was tym krótkim wstępem, nie dlatego żeby coś udowodnić, do czegoś przekonać. Nie zrobiłem tego nawet po to, żeby odkryć oczywiste oczywistości. Ma to związek z czymś, co do odbiorcy/kibica spoza Hiszpanii po prostu nie dociera. Nie ma prawa docierać, bo jest kreowane i powielane przez liderów szumu medialnego z madryckiego epicentrum. Wchodzą oni do akcji sekundę po zakończeniu każdego El Clasico. Są bardziej drobiazgowi niż amerykańscy medycy sądowi – godzinami, mozolnie prześwietlają, przesłuchują, skrawek po skrawku, milimetr po milimetrze. Ich celem nie są rozwiązania taktyczne Ancelottiego i Martino, nie szukają walorów estetycznych w grze Iniesty czy Modricia. Nie interesuje ich, że w niedzielę zaskakująco słabo wypadł Xabi Alonso, zostawiając zbyt dużo miejsca w środku pola Messiemu i Fabregasowi. Nie ma sensu wałkować tematu Daniego Alvesa – niezwykle błyskotliwego w wymyślaniu awangardowych kreacji modowych, niestety coraz bardziej zacofanego w obronie. Ile razy można przypominać, że stoperzy Barcy potrzebują dwóch goli, żeby dobrze się rozgrzać i wejść w mecz? Nawet anemiczny występ Cristiano schodzi na dalszy plan (ktoś przecież podał krótką notkę we wtorek, że Portugalczyk nie trenował dzień przed meczem).
Celem liderów zawieruchy post-Clasico jest regularne jątrzenie, skłócenie dwóch przeciwstawnych obozów, przy pomocy możliwie najbardziej kontrowersyjnych ciosów poniżej pasa. Do swojej gry z otwartymi ramionami zapraszają: trenerów, piłkarzy, działaczy, każda plugawa opinia ze świata piłki jest mile widziana. W tym tańcu bohaterami (a raczej ofiarami) są: Busquets, Pepe, Ramos, Cristiano, Xavi, ktokolwiek, kto podstawi swoją buzię pod mikrofon. Wszystko, co od tej pory powiedzą, będzie użyte przeciwko nim…
Zapytacie – kto u diabła jest liderami tej zawieruchy? Każdy kto w intencjonalny sposób próbuje ukierunkować debatę na niziny w imię wyższej sprawy – sprawiedliwości. Mam tu na myśli pro-R i pro-B stacje telewizyjne, dziennikarzy-szalikowców, komentatorów, blogerów, tweeterowych ninji. Każdy kto wpływa na punkt myślenia/siedzenia przeciętnego hiszpańskiego Jose. Masowego odbiorcy, który w poniedziałek podchodzi do ciebie w biurze i pierwsze, co pyta po najlepszym meczu roku, to: “Dlaczego znowu nas okradli?”
Manipulować zdaniem piłkarzy jest dziennie prosto. Nie trzeba do tego zatrudniać drogiego Mourinho. Wystarczy puścić im w szatni po meczu powtórki z kontrowersyjnych sytuacji, przekonać że telewizja które je emituje na wyłączność (Canal+) zatrudnia komentatorów, realizatorów i wydawców kibicujących Barcy. Potem pozostaje już tylko wysłać tych najbardziej zagotowanych do mix-zony. Resztę wyciągną z nich dyktafony panów reporterów. Nakręcony piłkarz (ten emocjonalnie nieroztropny) w amoku jest w stanie przyznać , że całe rozgrywki nie mają sensu, że wszystko jest tak ustawione, żeby mistrza poznać w ostatniej kolejce. Premedytacja! Przy okazji zrówna z ziemią sędziego (godnego konstruktywnej krytyki, a i owszem), podważając jego kompetencje. Sędziego, który pomylił się ewidentnie także na twoją korzyść, a którego twój klub (za “doskonałą prace” w finale Pucharu Króla 2011), wyprosił odpowiedni komitet o desygnowanie w miejsce “nieobiektywnego” Closa Gomeza. Ł»aden z dziennikarzy nie miał wystarczających jaj, żeby zapytać Cristiano, co sprawiło, że zagrał gorzej od Messiego. Hasła o 12 Katalończykach, przywilejach sędziowskich i spisku dziejowym – od lat sprzedają nam ten sam produkt. Tylko czy ktoś go jeszcze kupuje? Czy komuś się on już nie przejadł, nie przeterminował? Ktoś w to w ogóle wierzy – piłkarze, klub, trzeźwo myślący kibice? Nie macie dosyć, że w tym hiszpańskim żłobku – poszkodowanym i pobitym jest zawsze ten sam chłopiec?
Na wyciek pikantnej jazdy bez trzymanki z Madrytu tylko czeka obóz rywala. Pod niego może przygotować światu laurkę od chłopca grzecznego i szlachetnego. I z wartościami. On zawsze nie omieszka przypomnieć, że na sędziów narzekają tylko płaczkowie i przegrani. A, byłbym zapomniał, narzekają również ci, którzy chcą sobie w ostatnich 9 kolejkach sezonu załatwić przychylność zastraszonych sędziów… Pytanie, jak zachowaliby się piłkarze Barcy, gdyby mecz zakończył się po rzucie karnym dla Realu? Czy nie podpaliliby się podobnie jak ci z Madrytu? Nie zionęliby do dyktafonów i kamer, że przegrali ligę przez ślepego Undiano? W Barcelonie, jak w każdym innym klubie na tej planecie, piłkarze i działacze psioczą na sędziów, kiedy czują się oszukani, albo kiedy widzą w tym jakąś korzyść. Zrobił tak Guardiola po przegranej lidze w 2012 r., (wydarzyły się w niej “rzeczy dziwne”), zrobił to także Rosell w tym samym sezonie. Płaczą wszyscy – jedni głośniej, drudzy ciszej. Jedni wygrywają ostatnio częściej, drudzy rzadziej.
Nie wiem jak Wy, ale ja momentami czuję się jakbym obserwował, a nawet uczestniczył w teatrze marionetek. Dla dzieci. Do lat 6. W Madrycie od dwóch dni trwa kampania na rzecz ukarania Busquetsa za celowe wbicie korków w głowę Pepe. Udaje się wydobyć z zaświatów nagranie z satelity, na którym widać, że Sergio przed nadepnięciem, patrzy w stronę leżącego obrońcy Realu. Błyskawicznie wyciągana jest machina oblężnicza anti-cule. Uruchamiany jest sondaż: “Czy Sergio powinien publicznie przeprosić Pepe?” (jak uczynił to – zmuszony przez klub – Portugalczyk po nadepnięciu na dłoń Messiego). I czy przy okazji Barcelona nie powinna zająć się wychowaniem chuligana – przykładnie go karając? W końcu szefowie FCB zapowiadali, że zrobią tak z każdym swoim piłkarzem, który zachowa się kiedykolwiek w stylu Pepe. Kary nie będzie, nawet drobnej reprymendy. Sergio nadepnął przecież zupełnie przypadkowo na bardzo lubianego w Barcelonie piłkarza. Nagranie stacji Cuatro niczego nie wyjaśnia, poza tym to kanał należący do holdingu Mediaset. Tam wszyscy i wszystko jest postrzegane w białych kolorach. Błędne koło się zamyka.
Przyczyna-skutek. Skutek-przyczyna. Gdzieś w tym niestrawnym sosie znalazło się miejsce dla Komitetu Rozgrywek RFEF (odpowiednik polskiej Komisji Dyscyplinarnej). On też został zaproszony do tańca przez medialne epicentrum. Czcigodne, niezależne ciało złożone z trzech prawników, którego jedynym zadaniem jest wlepianie kar za rzucanie obelg w stronę sędziów. Ta Święta Trójca uwielbia też podejmować wiążące decyzje w dniu meczu, nawet na godzinę przed jego rozpoczęciem. Nigdy jednak nie działa z urzędu, zawsze na wniosek Komisji Sędziowskiej LFP. W sprawie nadepnięcia Pepe na Messiego, Arbeloi na Diego Coście, a teraz Busquetsa panowie mecenasowie nawet się nie zająknęli. Umywają ręce, nie chcą się mieszać do “nie swoich spraw”. Dopóki będą jednak tak działali, dopóki nie zaczną podejmować autonomicznych i odważnych decyzji (jak choćby robią w Anglii czy Włoszech), dopóty liga hiszpańska będzie jednym, wielkim placem zabaw. Zadeptanym przez rozszalałe dzieci.
Dlaczego zawsze ktoś czuje się oszukany? Dlaczego zawsze pompują nam atmosferę skandalu? Dlaczego być może najbardziej intrygujące El Clasico w XXI wieku szufladkują jako kradzież? Dlaczego najlepszą ligę świata oblepiają błotem wiarygodności na poziomie rozgrywek w Indonezji? Dlaczego zawsze szuka się drugiego dna, pozostawia niesmak? Dlaczego nie pozwalają się nam cieszyć czymś, na co czekamy miesiącami? Por que – jakby powiedział Mou?
RAFAŁ LEBIEDZIŁƒSKI
z Hiszpanii
Twitter: @rafa_lebiedz24