Jest dziś co poczytać w polskiej prasie, choćby dlatego, że po tym, jak do krajowej piłki powrócił Zdzisław Kręcina, w mediach udziela się Grzegorz Lato i prosi, by nie robić z niego debila. Z kolei nad poziomem naszego futbolu rozpacza Andrzej Zamilski, który śmiało podpowiada: przestańmy grać w eliminacjach do wielkich turniejów, wycofajmy się na dziesięć lat… A temat dnia? Finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. Czyli finał, którego organizacja w tej lokalizacji staje pod dużym znakiem zapytania.
FAKT
Zaczynamy z grubej rury. Oto Fakt niespodziewanie publikuje wywiad z Grzegorzem Lato – obszerny, na całą stronę, z niezłym tytułem: „Nie róbcie ze mnie debila!”.
Mógł pan zajrzeć [na meczu ze Szkocją do loży prezydenckiej, gdzie była ekipa Bońka – przyp.red.] , na pewno by pana wpuścili.
– Nie chciałem.
Dlaczego?
– Jak to, dlaczego? Nie róbcie ze mnie debila!
Orange nie chce już sponsorować PZPN. Dziwi to pana?
– A co ja mam się dziwić?! W PZPN przecież teraz pracują znakomici specjaliści, więc na pewno wszystko mają pod kontrolą. Nieudacznikiem to byłem ja i moi współpracownicy. Proszę pamiętać o obowiązującej opinii. Kto się jej sprzeciwia, wychodzi na dyletanta i krętacza. Ja się na niczym nie znałem, choć zostawiłem związek w dobrej kondycji finansowej. Dziwne, co?
Bardzo pan ironiczny.
– Obecna ekipa ma świetny PR. Mnie wytykano każde potknięcie. To, za co ja byłem piętnowany i wyśmiewany, nowym szefom uszłoby na sucho. Taka prawda.
Lato w formie – ostry, kontrowersyjny i… gada głupoty. Choćby takie, że w 2012 roku nie zamierzał startować w wyborach. A przecież wystartował i próbował zbierać głosy. Warto przeczytać całość, bo w kilku momentach były prezes PZPN mówi ciekawie.
Do tego tekst na pół strony o skandalicznym zachowaniu Rzeźniczaka. Piłkarz Legii chamsko uderzył łokciem Kamila Wilczka z Piasta i złamał mu ząb. A wszystko to było poza grą, gdy nie widział sędzia… Finał Pucharu Polski zagrożony? Wrócimy do tematu przy Przeglądzie Sportowym.
Co na kolejnych dwóch stronach?
– „Tedi” szaleje już nie tylko poza boiskiem, ale też na nim: ekipa Pawłowskiego gra w lidze amatorów i jest liderem
– Arkadiusz Głowacki otworzył swoją restaurację (fajna reklama)
– Agent Paixao walczy o podwyżkę dla swojego piłkarza: Marco chce zarabiać dwa razy więcej
Rodzinne perypetie Hermesa.
Najbardziej rozłąkę przeżywa jego mama. Co tydzień odbiera od niej telefon, który zazwyczaj kończy się łzami starszej kobiety. – Płacze, żebyśmy wreszcie wrócili. Ma nadzieję, że nastąpi to w czerwcu, kiedy wygaśnie mój kontrakt w Bydgoszczy. Być może skończę wtedy karierę, ale nie zamierzam wyjeżdżać z Polski. Nie mogę jednak jej tego powiedzieć. Ma prawie 70 lat, nie mogę odbierać jej nadziei – mówi Brazylijczyk. Synowie chronią matkę przed stresem. Nie powiedzieli jej również o tym, kiedy ponad dwa lata temu brat Hermesa został porwany. – Edson jest dyrektorem w banku Santander w Sao Paulo. Musi na siebie uważać – rozpoczyna opowieść pomocnik Zawiszy. – Nie znam szczegółów, nie za bardzo chciał o tym opowiadać. Wiem tylko, że jechał samochodem. Gdy stanął na czerwonym świetle, dwie osoby podeszły do niego z bronią. Kazali mu się przesiąść. Przez kilka godzin jechali w nieznanym kierunku, chcieli od niego hasło do karty kredytowej. Okradli go, zabrali samochód, który później jednak się odnalazł – opowiada Hermes.
I problemy Tarasiewicza.
Dobra wiadomość dla piłkarzy Zawiszy to taka, że zakaz prowadzenia drużyny w dwóch meczach przez Ryszarda Tarasiewicza (52 l.) może nie skutkować w dzisiejszym meczu o Puchar Polski z Górnikiem w Zabrzu (godz. 19.45). Wiadomość zła, to taka, że Tarasiewicz nie może dziś stawić się na posiedzeniu komisji ligi, bo… ma mecz o Puchar Polski. W ostatnim ligowym spotkaniu z Wisłą w Krakowie szkoleniowiec Zawiszy miał pretensje do arbitrów, że nie zauważyli faulu na Sebastianie Ziajce (32 l.). Robił to tak impulsywnie, że sędzia Marcin Borski (41 l.) usunął go na trybuny. – Dobrze by było, gdyby pan Borski swój tyłeczek ruszył i trochę więcej biegał w czasie meczu – mówił Tarasiewicz na pomeczowej konferencji.
Jest dziś co poczytać w Fakcie. Dobry numer.
GAZETA WYBORCZA
Jako że w Rzeczpospolitej nic nie znaleźliśmy, przechodzimy od razu do GW. Dwie ciekawe propozycje – wywiad z Maciejem Skorżą i tekst o Bayernie.
Skorża m.in. o tym, że podniósł się poziom ligi.
Dlaczego tym razem trafili do nas lepsi piłkarze?
– Bo sprawniej zaczyna działać u nas skauting, oglądamy każdą złotówkę, transferowych pomyłek jest mniej. Pamiętam, jak w 2009 roku w Wiśle tworzyliśmy dział skautingu. Pracę dla nas z szukaniem talentów dla Evertonu łączył Josef Csaplár. Trochę się denerwowałem, gdy po powrocie z wyjazdów mówił, że nie znalazł dla nas nikogo odpowiedniego. Powiedział mi tak: „Cenna jest też informacja, która służy temu, że nie wydasz źle pieniędzy, ja wam oszczędzam pieniądze”. To była filozofia Evertonu, a my o tym w ogóle nie myśleliśmy, chcieliśmy, aby natychmiast wyszukał nam zawodnika. Nie można generalizować co do całej ligi, ale w kilku klubach ten skauting prezentuje się już naprawdę dobrze.
(…)
Przyjrzyjmy się drużynom, które mogą coś zdziałać w Europie: Legia, Lech, Wisła.
– Legię można będzie ocenić dopiero po jakimś czasie. Jej piłkarze muszą przywyknąć do nowej taktyki bez napastnika, a na wypadek urazu Miroslava Radovicia lub Ondreja Dudy trzeba też wypracować rezerwowy wariant. Z kolei Wisła i Lech mają fragmenty, gdy widzę grę na europejskim poziomie. Tak jest szczególnie w meczach u siebie, piłkarze są dobrze ustawieni, odpowiednio reagują po stracie piłki. Problem pojawia się na wyjazdach, gdzie się to rozmywa. Widzę takie zjawisko w lidze, gdzie często oglądamy mecze bardzo jednostronne aż do momentu, gdy ten zdominowany zespół przeprowadzi jedną groźną akcję i wówczas ten dotąd dominujący zaczyna się gubić, wkrada się niepewność, traci koncepcję. Brakuje mi u nich pewności siebie.
Rafał Stec o dominacji Bayernu.
W każdym sukcesie tkwi już zalążek przyszłej klęski, zazwyczaj tym bardziej bolesnej, im większy był sukces – to jedyna nadzieja prowincji, czyli z perspektywy mistrza całej resztki niemieckiego futbolu. Na razie monachijczycy sprawują rządy brutalne, przepojone pychą i arogancją. Dyrektor sportowy Matthias Sammer diagnozuje, że wygrywają, ponieważ „trenują więcej i zawsze tak, jakby nie było jutra” – i wywołuje zrozumiałą wściekłość ligowych trenerów. A Guardiola na każdych zajęciach wykrzykuje jak mantrę: „Nie dajcie im czasu myśleć!”. Piłka ma się przesuwać tak szybko, by skołowany przeciwnik zataczał się przez pełne 90 minut, on jako trener też o to dba, nadając drużynie – już w minionym sezonie nieskazitelnej – nieskończoną elastyczność taktyczną. I publicznie zdumiewa się, jak prędko podwładni pojęli i przyswoili jego idee. To trener wypoczęty, wyczyścił umysł podczas rocznych wakacji spędzonych w Nowym Jorku. Starannie dobrany również jako fachowiec stworzony do utrzymywania podwyższonej mobilizacji w szatni, którą miał prawo rozleniwić zeszłoroczny wyczyn – zdobycie potrójnej korony, pierwszej w historii Niemiec. W Monachium przyzwyczaili się, że jeśli Bayern w minionych latach przegrywał, to zazwyczaj ze sobą. Wybitnych piłkarzy kolekcjonował zawsze, ale często bardziej skupiali się oni na celebrowaniu zwycięstwa w poprzednim meczu, zamiast myśleć o zwycięstwie w następnym.
W wydaniu stołecznym tradycyjnie możemy poczytać o Legii. O Legii zwycięskiej, czyli tysięczne ligowe zwycięstwo. O ligowe wspomnienia zapytano wielu: od Rzeźniczaka, przez Saganowskiego, po Gmocha czy Ćmikiewicza. Cytujemy Wiktora Bołbę, kustosza Muzeum Legii.
Władysława Stachurskiego na ławce trenerskiej zastąpił Krzysztof Etmanowicz. No i niestety, z Motorem graliśmy o byt w ekstraklasie. Na szczęście wygraliśmy 3:0. Wszyscy się z tego cieszyliśmy. Ale z szerszej perspektywy odczucia były różne. Każdy pamiętał, że sezon wcześniej Legia grała w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów. A tu nagle szok, wszystko się tak posypało. Do Lublina pojechaliśmy grupą ponad-300 osobową. Jak na tamte czasy, to był dość liczny wyjazd. Jeszcze dobrze nie zdążyliśmy wejść i usadowić się na stadionie, a tu „Kowal” już zapakował bramkę. Później strzelił jeszcze jedną, a pod koniec meczu dobił rywali Rafał Siadaczka. Byliśmy dumni, że w tak ważnym dla naszego klubu momencie zawodnicy potrafili się zmobilizować i dali z siebie wszystko, aby nie spaść z ligi. Wszyscy świętowaliśmy. To był wesoły pociąg do Warszawy. W Lublinie doskonały mecz rozegrał Wojtek Kowalczyk. Ciekawa była też sprawa Leszka Pisza. On wtedy przebywał w Motorze na zesłaniu. Nie chciał zagrać przeciwko Legii i nie zagrał. Na szczęście sezon później wrócił do nas i prowadził Legię do kolejnych sukcesów. To był dla mnie przełomowy mecz. Dzięki niemu utrzymaliśmy się w lidze i rozpoczęła się trzecia era wielkiej Legii z sezonów 1993-95. Te wcześniejsze to lata 1955-56 i 1969-70.
SUPER EXPRESS
Wałliszwili. Czyli Dwaliszwili i jego gest Kozakiewicza.
Kibice drwią, że Legia ma nowego napastnika. To zdobywca zwycięskiego gola w meczu z Piastem (2:1) Wladimer… Wałliszwili, jak ochrzczono gruzińskiego piłkarza mistrzów Polski Dwaliszwiliego (28 l.) po geście Kozakiewicza, jaki zaprezentował po strzeleniu bramki. (…) – To nie był gest w kierunku kibiców. Oni mają prawo mnie krytykować, bo ostatnią bramkę zdobyłem w listopadzie. Chciałem w ten sposób „podziękować” wszystkim tym, którzy i mnie, i Legii źle życzą – tłumaczył po meczu napastnik. W zachowaniu Dwaliszwiliego niczego złego nie widzi współwłaściciel i prezes Legii Bogusław Leśnodorski (39 l.). – Nie zajmujmy się głupotami. Ja nie wiem dokładnie, o co chodzi, ale skoro w miarę logicznie się wytłumaczył to nie ma tematu. Najważniejsze, że „Lado” wreszcie się przełamał – skwitował szef klubu z Łazienkowskiej.
Krótkie notki o mistrzostwie Bayernu i remisie Lewandowskiego z Schalke. Przeczytać można jedynie tekst o Eugenie Polanskim.
Hoffenheim z Eugenem Polanskim (28 l.) gra znakomicie w Bundeslidze, a pomocnik polskiej kadry jest podporą drużyny. W meczu z Mainz strzelił wspaniałego gola z woleja. – To była chyba moja najładniejsza bramka w karierze. Piłka spadła idealnie na nogę, uderzyłem ją mocno, szczęśliwie ominęła stojących piłkarzy rywali – opowiada Polanski. Jak się potem okazało, piłka kopnięta przez reprezentanta Polski poleciała z szybkością… 113 km/h. To drugi w tym sezonie wynik w Bundeslidze, mocniej kropnął tylko w meczu Herthy z Hannoverem (1:1) lewy obrońca zespołu z Berlina Ronny (119 km/h.).
Tylko, że to tekst raczej w ramach ciekawostki. Po wysoko postawionej poprzeczce przez Fakt i Wyborczą czujemy spore rozczarowanie.
SPORT
Okładka.
Okładka?! Serio? Jeżeli to jest temat numer 1 – że Lewandowski nie strzelił gola w meczu ligowym – to aż nie wiemy, co napisać. Odechciewa się zaglądać dalej.
Fragment rozmowy z Robertem Warzychą, trenerem Górnika Zabrze.
Zamieszanie wokół pańskiej licencji nie słabnie.
– Czasu już nie cofniemy. Zgadzam się, że ustalonych procedur trzeba przestrzegać i na pewno się dostosuję. Mam świadomość, że pewnych spraw pewnie sam nie dopilnowałem. Teraz gramy co trzy dni, więc wiele nie wymyślimy, ale zdobycie licencji to dla mnie w tej chwili priorytet, bo sytuacja jest niezręczna.
Poza granicami Polski?
– Jest taki pomysł, który biorę poważnie pod uwagę. Muszę tylko uważać, kiedy się witam z kolegami. Trudno, bym nie podał przed meczem ręki moim serdecznym kolegom z boiska, Darkowi Wdowczykowi czy Ryśkowi Tarasiewiczowi. Muszę to jednak robić z dala od kamer w nieco bardziej ustronnym miejscu.
No to Warzycha wyjaśnił, czy poza granicami Polski… Bardzo przeciętna ta rozmowa, na Weszło przeczytacie lepszą.
Co przeczytamy dziś w Sporcie? Jest kilka tematów ligowych.
– Rołand Gigołajew, pozyskany zimą przez Ruch, nie marudzi, że nie gra
– Duda zadebiutuje przy Łazienkowskiej, a już teraz wyrabia sobie grunt: „to najlepsi kibice w Europie”
– Lech jest wiosną najlepszy i coraz odważniej myśli o mistrzostwie
– Franz Jozef Wernze ujawnił się jako właściciel Lechii, ale okazała się mało konkretny w deklaracjach
– Grzegorz Jaworski, przewodniczący rady nadzorczej Piasta, wcale nie uważa, że sprzedaż Robaka to porażka prezesa Kołodziejczyka
Ligę komentuje Andrzej Zamilski.
Tego „uatrakcyjnienia” – choćby w tak dziwny sposób, jak zabieranie połowy dorobku – polska liga potrzebuje jak ryba wody. Bo poziomem nie przyciąga…
– Coraz piękniejsze mamy stadiony, i… coraz bardziej puste, to prawda. Frekwencja jest marna, bo spada jakość ligi. Ta zaś spada, bo coraz niższą mamy jakość ligowych piłkarzy. Przeciętnemu graczowi naszej ekstraklasy problemów przysparza przyjęcie piłki, strzał z dystansu itp., itd. Takie „widowiska” są niemiłe dla oka.
(…)
Kiedy patrzę na ligową mizerię, czasami chadzają mi po głowie całkiem drastyczne pomysły. A może na 3-4 cykle eliminacyjne wycofać się z międzynarodowych rozgrywek?
Z eliminacji mistrzostw Europy i świata?!
– A czemu nie, skoro i tak dostajemy w nich po dupie? Dajmy sobie nie pięć, nie siedem, a dziesięć lat na „przemielenie” obecnego towarzystwa piłkarskiego, spopularyzowanie futbolu na najniższych szczeblach wiekowych. Tak, by po tym okresie wychować zawodników zdolnych podjąć rywalizację z niektórymi średnimi reprezentacjami w Europie. Wiem, trudno to wprowadzić w życie, ale zaryzykowałbym coś takiego, miast najadać się wstydu rok po roku.
Zamilski ostry jak nigdy. Mamy wrażenie, jakbyśmy czytali Tomaszewskiego.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Jak przebrniecie przez dość sporą reklamę na okładce, to dostrzeżecie hasło o zakazie gry na Stadionie Narodowym. Czyli zapowiadany wcześniej tekst o finale Pucharu Polski, który może się nie odbyć przez system ostrzegania przeciwpożarowego.
Finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym zagrożony. Może się nie odbyć przez znany z przeszłości problem. Znów chodzi o wydanie opinii przez policję i straż pożarną. Obie instytucje skłaniają się ku decyzji negatywnej. I mają swoje racje. (…) Policja nie może w tym momencie oszacować ryzyka związanego z finałem, bo, co zrozumiałe, nie są znani jeszcze finaliści Pucharu Polski. Ci zostaną wyłonieni dopiero 16 kwietnia. Przedstawiciele policji najbardziej boją się meczów drużyn (a w zasadzie ich kibiców) ze sobą zwaśnionych. Ostatnie wydarzenia z ligowych spotkań w Warszawie i Krakowie, a także poprzednie finały, jak ten w Bydgoszczy sprawiają, że obecność policji na stadionie jest nieunikniona. – Cały czas kręcą nosem, czepiają się najmniejszych detali. Szukają dziury w całym. Dla nich idealnym rozwiązaniem byłoby, gdyby finał nie odbył się w Warszawie. Tylko jak tłumaczyć ludziom, że raz stadion jest bezpieczny, a raz nie? Raz odbywa się na nim mecz, a innym razem nie – mówi nam osoba związana z organizacją finału. (…)Znacznie twardszą postawę reprezentuje komendant Stołecznej Straży Pożarnej. – Na dziś to będzie opinia negatywna. Pozytywna, jeśli chodzi o trybuny i murawę, ale mamy ogromne obiekcje co do pomieszczeń wewnętrznych, jak chociażby loże VIP i Biznes Klub – tłumaczy komendant miejski Państwowej Straży Pożarnej Mariusz Wejdelek. O co chodzi? O jeden dokument. Formularz potwierdzający sprawność systemu SAP (System Sygnalizacji Alarmu Pożaru), czyli mechanizm sterujący w przypadku zagrożenia pożarowego wentylacją, oświetleniem, dźwiękowym systemem ostrzegawczym itp. Jak udało nam się ustalić, Spółka PL.2012+ odpowiadająca za obsługę Stadionu Narodowego, nie jest w stanie przedstawić certyfikatu straży, bo… go nie posiada.
Innymi słowy, cyrk na kółkach… Dalej mamy dwie relacje z Pucharu Polski plus materiały na dwie strony te same, co w Fakcie (Lato, Hermes, Tarasiewicz).
Lech Poznań powraca do rozmów w sprawie nowej umowy Mateusz Możdżenia, wciąż nie wiadomo, co z tym atakiem Legii. Wiadomo natomiast, że od przyszłego sezonu mecze ekstraklasy będą dostępne tylko i wyłącznie na platformie nc+. Wyjaśnia to Robert Błoński.
Od trzech sezonów ligę pokazywał także Polsat Sport oraz Eurosport 2. – Obu stacjom kończy się sublicencja i władze nc+ postanowiły, że na przyszły sezon nie będą jej przedłużać – mówi Arkadiusz Mierzwa, rzecznik prasowy nc+. – Wierzymy w produkt, jakim jest nasza liga. Nawet te słabsze mecze, jak np. 0:0 Podbeskidzia z Pogonią oglądało więcej osób niż większość pojedynków w ligach zagranicznych w ten sam weekend – dodaj. – Najważniejszy jest widz, od nowego sezonu transmisje będą bardziej elastyczne – tłumaczy Tomasz Smokowski, dyrektor redakcji sportowej nc+. – To, że teraz mecze pokazuje kilka stacji, powoduje, że scenariusz jest rozpisany co do sekundy i nie ma od niego żadnych odstępstw. Z tego powodu wiele rzeczy mogło umknąć, w kolejnym sezonie będziemy mieli możliwość większego zaskakiwania widzów i dodawania emocji. Platforma nc+ ma prawa do pokazywania polskiej ligi jeszcze tylko w przyszłym sezonie. Nie wiadomo, co będzie w sezonie 2015/16, czy na przykład powstanie planowany od dawna, ale dotąd niezrealizowany projekt, kanał Ekstraklasa TV. – Rozmowy w tej sprawie to na razie melodia przyszłości. Na razie koncentrujemy się na decydujących rozstrzygnięciach w tym sezonie. Warto dodać, że po połączeniu Cyfry+ i platformy nc+ średnia oglądalność meczów ligowych wzrosła – mówi Mierzwa. Nie zapadła jeszcze decyzja, czy w następnym sezonie liga będzie grała wg. tegorocznej formuły czyli 30 meczów sezonu zasadniczego, a później podział na grupę mistrzowską oraz spadkową i siedem dodatkowych kolejek.
Zaglądamy jeszcze do Rozmowy Tygodnia, której bohaterem jest Michał Ł»yro, ale naprawdę w nic niej nadzwyczajnego.
Niedawno do Legii przyszedł 20-letni słowacki utalentowany piłkarz Ondrej Duda. Różni się czymś od 20-letniego talentu z Polski?
– Niczym. Porównania z Rafałem Wolskim są trafne, grają w podobnym stylu. Ondrej potrafi być nieprzewidywalny, utrzymać przy piłce, zaskoczyć rywala.
(…)
Jest już pan gotowy, żeby wyjechać do zagranicznego klubu?
– Bardzo bym chciał znaleźć się za granicą. Nie przeraża mnie nawet to, że na początku mógłbym usiąść na ławce. Jeśli tylko będą omijały mnie kontuzje, stać mnie na grę na bardzo wysokim poziomie. Najpierw jednak musimy obronić tytuł.
Sami widzicie, szału nie ma. Ale dzisiejszy PS niezły.

ANGLIA: Niebieski Manchester
„Dżeko pomalował Manchester na niebiesko” to tylko jeden z tytułów, które możemy znaleźć w dzisiejszej prasie w Anglii. Nie da się ukryć, kolejna kompromitująca porażka zespołu Moyesa jest tematem numer jeden, Szkot pobił prawdopodobnie w tym sezonie rekord jeśli chodzi o liczbę publikacji, niemal codziennie możemy znaleźć go na czołówce. W weekend ekipa z Old Trafford dostała trzy do zera z Liverpoolem u siebie, teraz trójka w plecy z City… Dla fanów United to tydzień jak z koszmaru.
WŁOCHY: Destro zgłasza się na mundial
„Corriere dello Sport” żyje wczorajszym meczem Romy i bramką Destro. Czy ten gracz właśnie zgłosił akces do reprezentacji? Wielu przekonuje, że tam jego miejsce. Ale Prandelli bardziej skłonny byłby chyba powołać Cassano, którego dzisiaj ma obserwować w Turynie, gdzie Parma zagra z Juve. Trudno o lepszy test Antonio, może dziś wygrać swój bilet do Brazylii w przypadku olśniewającego występu. „Tuttosport” z kolei zauważa, że gol Destro… Padł ze spalonego, infografika nie pozostawia wątpliwości.
HISZPANIA: Neymar problemem Barcy?
W „Marce” Cruyff pochyla się nad Neymarem. – Problemem Barcy jest to, że podpisała kontrakt z 21-letnim graczem zarabiającym więcej niż ci, którzy wygrali wszystko – przekonuje Holender. Simeone wyśmiewa z kolei deklaracje Cristiano i Ramosa, których wypowiedzi sugerowały sędziowski spisek. „As” docenia Sevillę, której liderem groźny Bacca, a „Mundo” zauważa, że finisz rozgrywek może być najłatwiejszy dla Barcelony. Atletico i Real czują na sobie dodatkową presję wiedząc, że katalończycy złapali wiatr w żagle, a na pewno taka wygrana na Bernabeu może dodać energii i poprawić morale.
PORTUGALIA: Przed szlagierem Porto – Benfica
„Record” przekonuje, że Pedro Tiba z Setubal znalazł się na celowniku Sportingu. Gazeta pochyla się też nad Jacksonem Martineem, dokładnie analizując jego skuteczność. „O Jogo” już żyje szlagierem Porto – Benfica, gdzie goście de facto mogą zagwarantować sobie mistrzostwo Portugalii. Także ten mecz tematem numer jeden w „A Boli”, które jednak podkreśla, że to klasyk inny niż ostatnie, bo Porto jest w kryzysie.





















