– Przez ostatnie miesiące większość czasu spędzał w Warszawie, czasami tylko odwiedzał rodzinne strony na Ł»ywiecczyźnie. Choć sam przyznaje, że za te wszystkie lata przepracowane ciurkiem w PZPN należałby mu się teraz z rok urlopu, to nie potrafił bezczynnie usiedzieć. Zajął się drobnym biznesem – kupno, sprzedaż, wynajem nieruchomości. – Nie udzielam wywiadów, nie chcę wychodzić przed orkiestrę – krótko kwituje. Po chwili namysłu wyjaśnia, że wraca dopiero teraz, bo czekał na umorzenie śledztwa. Stało się to trzy miesiące temu. Podobno ofertę z Piasta miał już w zeszłym roku, ale jej nie przyjął. – Wróćmy do rozmowy, jak się wyjaśni ta sprawa z Kulikowskim – miał powiedzieć ludziom z Gliwic – to fragment tekstu o wracającym do świata piłki Zdzisławie Kręcinie. Jeden z niewielu ciekawych materiałów w dzisiejszej prasie.
FAKT
Najbardziej nie lubimy Faktu chyba właśnie w poniedziałek, kiedy jest naszpikowany krótkimi relacjami z Ekstraklasy, którą wałkowaliśmy przez cały weekend. Dziś nie jest inaczej: najpierw teksty o rozstrzelanym Szczęsnym i Lewandowskim, który znów pokazał klasę, zdobywając piękną bramkę. Wiemy o tym, tak?
Co za mecz: sześć goli, rzut karny, czerwona kartka dla gracza, który nie zawinił. Chelsea rozbiła Arsenal aż 6:0! Goście przez 75 minut grali w dziesiątkę, choć czerwoną kartkę zobaczył nie ten piłkarz, który powinien. Spotkanie rozpoczęło się po myśli „The Blues”, którzy w ciągu siedmiu pierwszych minut dwukrotnie pokonali polskiego bramkarza. Najpierw uczynił to Kameruńczyk Samuel Eto`o, a na 2:0 podwyższył Niemiec Andre Schuerrle. W 15. minucie doszło do niecodziennej sytuacji. Zmierzającą do siatki piłkę po strzale Belga Edena Hazarda ręką zatrzymał Alex Oxlade-Chamberlain. Sędzia Andre Marriner podyktował rzut karny i pokazał czerwoną kartkę… Kieranowi Gibbsowi. Zawodnicy „Kanonierów” tłumaczyli arbitrowi, który z nich wybił piłkę, ale ten – mimo konsultacji z asystentami – decyzji nie zmienił. W Anglii to nie pierwszy taki przypadek w minionych miesiącach. W listopadzie do podobnej pomyłki sędziego doszło w spotkaniu trzeciej ligi.
Nie ma sensu zbyt szeroko cytować takich rzeczy.
To może Jerzy Dudek, jak co poniedziałek w Fakcie? Wreszcie trochę kulisów. Bez smakowitych kąsków, ale tego się od Dudka oczekuje. Trochę w swojej karierze widział, a za nic nie chce o tym mówić.
Mourinho w ogóle lubi porównania. Kiedyś mówił nam, że sport jest jak życie, bo w jednym momencie wszystko się może odmienić. Dlatego trzeba cały czas iść do przodu. Zupełnie tak jak on w swojej karierze trenerskiej. To człowiek, którego się nie da skopiować. Pamiętam szok, jaki przeżyłem po transferze z Liverpoolu do Realu. W Anglii Rafa Benitez ciągle zapędzał nas na siłownię, gdzie musieliśmy wyrabiać szybkość i siłę. U Mourinho te same elementy ćwiczyliśmy podczas gier pozycyjnych o różnej intensywności. Każdy trening trwał 90 minut i był bardzo ciężki, a przy tym perfekcyjnie przygotowany. Mourinho już się nie zmieni. Jeżeli mu się przeciwstawisz, od razu jesteś jego wrogiem. Kiedyś w trakcie meczu ciągle instruował go czwarty sędzia i Jose był pewny, że robił to tendencyjnie. Ł»e facet go zwyczajnie nie lubi. Ale to też człowiek, który uwielbia swoich piłkarzy. Kreator, wizjoner, trener, który wiele wniósł do futbolu i wiele jeszcze wniesie. W Premier League kibicuję oczywiście Liverpoolowi, ale piłkarze Chelsea mają…
Teodorczyk strzelił gola z dedykacją dla mamy, a Pogoń jest coraz bliżej europejskich pucharów. Oba teksty nie nadają się co zacytowania, a sam Fakt na piłkarskich stronach niczym nie zachęca.
RZECZPOSPOLITA
Rzeczpospolita w poniedziałek ma dla nas trzy propozycje. Pierwsza to typowy, jak co poniedziałek, przegląd wszystkiego, co wydarzyło się w weekend w ligach zagranicznych. Misz masz w jednym tekście.
Wenger na konferencję nie przyszedł, bo – jak wykrętnie tłumaczył – Mourinho odpowiadał na pytania zbyt długo. Trudno się dziwić. Portugalczyk, który w ostatnich tygodniach robił wszystko, by wyprowadzić Wengera z równowagi („To specjalista od porażek, podziwiam Arsenal, że zawsze w trudnych momentach wspierał swojego trenera, a przecież tych momentów było sporo”), tym razem wolał chwalić Chelsea i opowiadać o błędzie sędziego Andre Marrinera, który pomylił zawodników i dał czerwoną kartkę Kieranowi Gibbsowi zamiast Aleksowi Oxlade`owi-Chamberlainowi. – Ta sytuacja pokazuje najlepiej, jak przydatne byłyby powtórki wideo – skomentował Portugalczyk. Chelsea prowadziła wtedy już 2:0. – Zwykle potrzebujemy więcej czasu, ale dziś zniszczyliśmy ich. Później było już tylko łatwiej – cieszył się Mourinho, który zepsuł drugie święto Wengera: w 2005 roku Chelsea pokonała Arsenal 1:0 w 500. meczu Francuza. Arsenal spadł w Premiership z miejsca trzeciego na czwarte, do Chelsea traci już siedem punktów i choć ma jeszcze zaległy mecz do rozegrania, wszystko wskazuje, że marzenia o tytule trzeba będzie odłożyć na kolejny sezon, a droga do pierwszego od dziewięciu lat trofeum będzie wiodła przez Puchar Anglii (półfinał z Wigan).
Jest też bardzo krótki tekst o pierwszej lidze: Arka Gdynia coraz bliżej Ekstraklasy.
Trzeba przyznać, że piłkarz ten wywiązuje się z pokładanych w nim nadziei. Dzięki jego bramce Arka pokonała w sobotę Flotę Świnoujście 1:0 i ta wygrana wystarczyła, by awansować na drugie miejsce.
Stało się tak, gdyż wygrać nie udało się dotychczasowemu wiceliderowi – GKS Bełchatów. Piłkarze Kamila Kieresia mierzyli się z zajmującym czwartą pozycję imiennikiem z Katowic. Mecz był zapowiadany jako najważniejsze wydarzenie 21. kolejki i nie zawiódł oczekiwań. Zakończył się remisem 2:2, jednak bardziej zadowolona mogła być drużyna z Katowic. Bełchatów spadł na trzecie miejsce. Ma tyle samo punktów co Arka (37), oba zespoły do lidera tabeli Górnika Łęczna tracą 5 punktów. Jeszcze więcej emocji było w Nowym Sączu, gdzie Górnik mierzył się z Sandecją. Wygrał 2:1, ale do samego końca musiał walczyć o korzystny rezultat. Gospodarze wyszli na prowadzenie w 76. minucie (Adam Mójta z karnego). Gole, które dały Górnikowi trzy punkty, Arkadiusz Woźniak i Nikolajs Kozacuks zdobyli w 88. i 94. min.
Surowo o Ekstraklasie pisze z kolei Stefan Szczepłek. „Futboliści prosto z tartaku”.
Uwaga o kiepskiej technice dotyczy piłkarzy we wszystkich klubach. Nie tylko tych najsłabszych. Nie można było patrzeć na mecz Jagiellonii z Koroną czy Podbeskidzia z Cracovią, podczas których piłka odbijała się od nóg zawodników jak od drewnianych desek w tartaku. Wszelkie starania i misterne plany taktyczne trenerów nie mają szans powodzenia w sytuacji, kiedy zawodnik nie potrafi opanować piłki lub się na niej przewraca. Trener Michał Probierz miał przed wyjazdem do Poznania nadzieje, że seria porażek w tym mieście, trwająca od roku 2008 (pięć przegranych Lechii z kolei) wreszcie się skończy. Nic takiego się nie stało. Można mówić o postępie w porównaniu z jesienią, kiedy Lech zwyciężył w Gdańsku 4:1. Ale to nie jest pocieszenie dla kibiców biało-zielonych. Lech obchodził w środę 92. urodziny. Zwycięstwo dało mu awans na drugie miejsce w tabeli. Mimo to w Poznaniu od wielu tygodni mówi się o możliwym zwolnieniu Mariusza Rumaka. W czwartek puszczono nawet plotkę, że już nie pracuje. Sam Rumak, który w poniedziałek i wtorek był na wykładach w Szkole Trenerów PZPN w Białej Podlaskiej, mówił „Rz”, że już się do tego przyzwyczaił. – Czuję się jak na huśtawce. Raz jestem na górze, raz na dole. Taka już specyfika tej roboty. A nie mogę zrobić nic poza robieniem tego, co do mnie należy. W najbliższą sobotę Lech grać będzie w Warszawie z Legią. Po meczach drużyn broniących się przed spadkiem nikt nie może być zadowolony. Widzew zremisował w Łodzi z Zagłębiem, które miało sporą przewagę, ale, jak to w ekstraklasie, mizerne umiejętności techniczne zawodników uniemożliwiały.
GAZETA WYBORCZA
Jak zwykle podoba nam się poniedziałkowa Wyborcza, napakowana futbolem. „Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie futbol”. Krymskie kluby chcą grać w lidze rosyjskiej. Co się z nimi stanie?
Do domu krymscy piłkarze wrócili we wtorek. Opowiadali, że na granicy byli kilka godzin bardzo dokładnie kontrolowani przez ludzi, którzy nie wiedzieli nawet, że istnieje taki klub jak Tawrija. Przeciwko Dynamu nie zagrał już Gustav Svensson. Szwedzki pomocnik kilka dni wcześniej zwrócił się z prośbą o rozwiązanie kontraktu z powodu napiętej sytuacji na Krymie. Z Krymu ucieka też rodzina Edmara, pochodzącego z Brazylii reprezentanta Ukrainy. Piłkarz, który gra od kilku lat w Metaliście Charków, już ogłosił, że sprzedaje dom w Symferopolu i przenosi się na stałe do Charkowa. Tawrija zagrała w weekend swój drugi mecz sezonu – w Odessie z Czornomorcem (0:0). Na stadionie było spokojnie. Sewastopol, w którym jeszcze jesienią występował Mariusz Lewandowski, miał się zmierzyć u siebie z Metalistem, ale zrobi to we Lwowie i jeszcze nie wiadomo kiedy. Wicemistrz kraju wysłał bowiem pismo do władz ukraińskiej ligi z prośbą o zagwarantowanie bezpieczeństwa piłkarzom i trenerom. Występujący w pierwszej lidze Tytan Armiańsk też podnosi sprawę bezpieczeństwa. Czy w ogóle w tak zagmatwanych okolicznościach trzem krymskim zespołom uda się dokończyć rozgrywki? Ł»aden kraj nie uznał aneksji półwyspu przez Rosję, rzecz jasna także Ukraina tego nie zrobiła, oba kluby wciąż formalnie podlegają związkowi z siedzibą w Kijowie. Nawet prezes krymskiej federacji piłkarskiej stwierdził, że ewentualne przenosiny do Rosji będą możliwe dopiero po zakończeniu obecnego sezonu. Zespoły i tak nie mogą grać na swoich stadionach. – Trudno sobie wyobrazić, że na przykład w Sewastopolu zjawią się piłkarze i kibice z Kijowa, miasta przedstawianego na Krymie jako matecznik banderowców i faszystów – mówi „Wyborczej” pracownik ukraińskiego związku piłkarskiego. Prezes Sewastopola zadeklarował jednak oficjalnie, że do końca sezonu klub zostaje w ukraińskiej.
Bardzo ciekawy tekst.
O wybuchowym El Clasico przed zamknięciem wydania zdążył napisać Michał Szadkowski.
Gdybyśmy chcieli po tak szalonym meczu wyciągać wnioski, musielibyśmy napisać, że pogłoski o zmierzchu Barcelony są przesadzone. Powtarzamy je od roku, widzieliśmy katastrofę w półfinale Ligi Mistrzów z Bayernem 0:7, przegrany przez reprezentację (wciąż opartą na graczach z Camp Nou) finał Pucharu Konfederacji z Brazylią i odebranie Złotej Piłki panującemu od czterech lat Messiemu. Teraz zanosiło się jeszcze na klęskę w lidze, bo gdyby Barça skończyła na trzecim miejscu, to byłaby właśnie klęska. W niedzielę drużyna Martino pokonała jednak zespół, który w tym roku wyrósł na głównego kandydata do zatrzymania zmierzającego po drugi triumf w Pucharze Europy Bayernu. Jednak Katalończycy pokonali ten zespół w obu ligowych meczach (jesienią 2:1). A latem sięgnęli po Superpuchar Hiszpanii. W połowie kwietnia zmierzą się z Realem w finale krajowego pucharu, wystąpią też w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Owszem, wpadki zdarzają im się częściej niż wcześniej, klubem wstrząsnęła afera wokół transferu Neymara, atmosferę pogorszyły plotki o wyrzuceniu trenera Martino. Ale to wciąż zespół ścisłej europejskiej czołówki, nie będzie sensacji, jeśli 24 maja zagra o trzecie zwycięstwo w Champions League w ostatnich pięciu latach.
Swoją prawdę oświeconą znów wykłada na łamach Przemysław Zych – w tekście „Nie będzie drugiego Widzewa”. Chcecie drugiej Legii lub Widzewa z lat 90. albo Wisły z przełomu wieków? Zapomnijcie, nie ma na to szans. W naszych realiach nie może powstać silna drużyna, bo budowa ekipy z piłkarzy transferowanych z innych lig zabiera więcej czasu, choćby ze względu na aklimatyzację – pisze.
Dziennikarze pytają trenera Henninga Berga, kiedy w Legii będzie grało więcej polskich piłkarzy. Dziś w pierwszej jedenastce biega bowiem ośmiu obcokrajowców. Norweg kręci, próbuje zaspokoić oczekiwania, ale nie mówi prawdy. Odpowiem za niego: jeśli ich sobie Legia nie wychowa, to się nie pojawią, bo nikt ich jej nie sprzeda. Polski piłkarz – tak na ogół wyśmiewany – okazuje się być towarem horrendalnie drogim, a jego sprzedaż to bardzo niepopularna decyzja. Szef skautingu Legii Michał Ł»ewłakow na oficjalnej stronie klubu przyznał właśnie, że Legia chciała zimą zakupić zawodników z polskiej ligi, ale „okazało się, że są dwa albo trzy razy drożsi niż obcokrajowcy, których można wyciągnąć z innych lig”. Chciał Michała Masłowskiego, ale poddał się, gdy usłyszał oczekiwania Zawiszy. Na własne oczy przekonał się, że budowa dobrego zespołu złożonego z Polaków to mrzonka. Specyfika rynku transferowego w ekstraklasie polega na tym, że zawodnicy zmieniają barwy dopiero w sytuacjach krańcowych. Gdy w grę wchodzi prawo Bosmana (koniec kontraktu), klauzula odstępnego w umowie lub – jak w przypadku Polonii Warszawa – bankructwo klubu. Chcecie drugiej Legii lub Widzewa z lat 90. albo Wisły z przełomu wieków? Zapomnijcie, nie ma na to szans. Transfer polskiego zawodnika do Legii to w ostatnich latach wydarzenie. W ostatnich pięciu latach z innych klubów ekstraklasy za pieniądze (ale jednak skromne) trafiali tam tylko piłkarze, którzy wymuszali transfer.
Ten sam autor pisze też o Bergu, który przeczesuje Legię. W jakim sensie? Poniedziałkowy mecz z Piastem Gliwice potwierdzi postęp w grze warszawiaków lub przekreśli złudzenia zrodzone po remisach z Wisłą i ze Śląskiem. Norweski trener powoli składa drużynę mistrza Polski. Cytujemy krótko:
Współpraca Duda – Radović i solidna gra paru piłkarzy to wciąż za mało na europejskie puchary. Legia nadal potrzebuje klasowego piłkarza na pozycji numer 8 (pomocnika łączącego defensywę i ofensywę), wysokiego napastnika oraz kolejnego ofensywnego pomocnika, który gwarantuje stabilną formę. Berg przeczesuje kadrę, testując po kolei piłkarzy, których zastał w szatni. Skoro zawodzą Wladimer Dwaliszwili i Michał Kucharczyk, to w Gliwicach z ławki mogą wejść Orlando Sa oraz Jakub Kosecki. Kosecki jedzie na pierwszy mecz w tym roku, po kontuzji i kiepskim całym 2013, który strącił go z pozycji pierwszego skrzydłowego w Legii do numeru cztery lub nawet pięć (po przyjściu Guilherme). – Jesienią nie miałem radości z gry, niemal przy każdym sprincie odczuwałem ból. Rezygnowałem z akcji indywidualnych, które uwielbiam. Wolałem podać, a po meczu mówiłem dziennikarzom, że nie szarżuję do przodu, bo zacząłem grać zespołowo. Nie chciałem opowiadać, że gram na tabletkach przeciwbólowych – mówi Kosecki. Sa ominęły dwa mecze, oficjalnie Portugalczyka brakowało ze względu na drobną kontuzję, nieoficjalnie z powodu niedostatków fizycznych, które niespecjalnie starał się nadrobić. Do Polski przyjechał z Cypru ponoć nieprzygotowany, a przecież grał tam w styczniu i lutym, wyszedł na boisko od razu po transferze.
GW to dziś naprawdę przyjemna propozycja.
SPORT
Okładka poniedziałkowego Sportu.
Na wstępie niejaki Kamil Kwaśniewski przekonuje, że chyba powoli trzeba przyzwyczajać się do myśli, że Wdowczyk zostanie selekcjonerem kadry. Skąd ten wniosek? A no stąd, że kiedy sugerował to rok temu, wszyscy zapalczywie protestowali, a teraz – po wywiadzie dla Przeglądu Sportowego – cisza.
Dziś, jak zwykle, w poniedziałek, masa przewidywalnych relacji meczowych. To wręcz niesamowite, że cała część piłkarska składa się dziś WYŁÄ„CZNIE z ligowych sprawozdań, w których po kolei opisywane są sytuacje, gole. Do tego dołożone kilka wypowiedzi z konferencji i już – numer gotowy. Najciekawiej jest chyba w części o pierwszej lidze. Kami Kiereś mocno wypowiada się o grze GKS-u Bełchatów.
Jako trener nie mam argumentów, żeby po trzech wiosennych meczach bronić swojej pracy. Pojawił się w tym meczu dobry fragment, kiedy odrobiliśmy straty, ale grę zespołu po przerwie muszę nazwać skandalem. Praktycznie nie było nas na boisku, nie potrafiliśmy wymienić dwóch – trzech celnych podań.
Od biedy można zacytować jeszcze fragment rozmowy z Szumskim, zapowiadającej dzisiejszy mecz.
Po drugiej stronie barykady stanie ktoś, kogo może pan nazwać przyjacielem?
– Jasne. Na przykład Michał Ł»yro. W ogóle na Łazienkowskiej jest sporo osób, z którymi utrzymuję kontakt. Chociażby z bramkarzami czy z członkami sztabu szkoleniowego. Fajnie będzie się z nimi spotkać. Co prawda doświadczyłem tego, gdy jeździłem z Piastem na poprzednie mecze, ale występ w takim spotkaniu to zupełnie coś innego. Naprzeciwko stanie klub, w którym w ciągu tych wszystkich lat spędzałem po kilka godzin dziennie, a czasem i więcej. Od stadionu Legii mieszkałem pięć minut drogi.
Na ścianie pokoju wisiały pewnie plakaty jej gwiazd.
– Jak u każdego chłopaka z Warszawy. Ja tych gwiazd zawsze byłem trochę bliżej, bo nie tylko chodziłem na mecze, ale w ich trakcie podawałem piłki, a nawet wyprowadzałem zawodników na murawę. Zawsze w tunelu szukałem sobie bramkarza. Byłem więc w parze z Arturem Borucem, Łukaszem Fabiańskim, Wojtkiem Kowalewskim czy Radostinem Stanewem.
SUPER EXPRESS
W Super Expressie sytuacja ma się podobnie jak w Fakcie. Nawet relacja z meczu Lecha ujęta jest w podobny sposób z akcentem na to, że Teodorczyk strzelił gola dla mamy.
Teodorczyk (23 l.), który z 14 golami na koncie bije się o koronę króla strzelców. Po strzelonej bramce snajper „Kolejorza” odsłonił podkoszulek z napisem „100 lat Mamo”. Sympatyczny prezent, ale zamiast jednego gola Teo powinien podarować matce całego hat tricka. Zmarnował bowiem mnóstwo świetnych sytuacji. – Tych goli mogło być więcej. Jednak jeśli dalej będę marnował tyle okazji, ale strzelał zawsze po jednej bramce i będziemy wygrywać, to będę zadowolony – bagatelizował problem koszmarnej nieskuteczności Teodorczyk, który w 61. minucie podwyższył na 2:0, wykazując się sprytem w polu karnym. To była jego kolejna sytuacja strzelecka, a potem znowu kilka zmarnował. Klasę pokazał za to znowu Szymon Pawłowski (27 l.). Jego gol na 1:0 był przepiękny. – Szymek tym strzałem pokazał kunszt – chwalił podopiecznego trener Mariusz Rumak (37 l.). W końcówce kontrolujący przebieg meczu gospodarze dali sobie strzelić bramkę i zrobiło się nerwowo. Piłkarze Lechii zwietrzyli szansę i szturmowali bramkę „Kolejorza”, ale zabrakło im czasu, żeby wyrównać. – Ostatnio regularnie wygrywamy na własnym boisku i przydałoby się teraz dorzucić też coś na wyjazdach. Za tydzień jedziemy do Warszawy i na pewno z Legią nie będzie łatwo.
Robert Lewandowski mijał Niemców jak tyczki.
– To była fantastyczna akcja i gol światowej klasy. Robert musiał w tej sytuacji wszystko zrobić w pojedynkę, ponieważ nie miał w ataku żadnego z kolegów do pomocy. Udało mu się znaleźć lukę, w którą wszedł idealnie. Nikt nie był w stanie przeszkodzić mu w zdobyciu bramki – tak gola Polaka opisał trener Borussii Juergen Klopp.- Zorientowałem się nagle, że tylko ja mogę zrobić coś z otrzymaną piłką. Dlatego też pobiegłem jak najszybciej i po prostu strzeliłem – powiedział Lewandowski. Robert ma już 16 trafień w tym sezonie Bundesligi. Tylko o jednego mniej niż lider klasyfikacji strzelców Mario Mandzukić z Bayernu. Polak śrubuje swoje rekordy w Bundeslidze. Dobił do setki w klasyfikacji kanadyjskiej (70 goli i 30 asyst).
Na razie tylko Wyborcza trzyma bardzo dobry poziom.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Jak będzie w Przeglądzie?
Siedem początkowych stron to relacje:
– z meczu Chelsea – Arsenal
– z wybuchowego El Clasico
– z meczu Borussii z pięknym golem Lewego
– z występu Kamila Grosickiego we Francji.
Zacytujemy tylko część. Najpierw krótko Anglia.
Masakra, upokorzenie, hańba, wstyd, horror – to przymiotniki, które cisną się na usta kibicom Arsenalu po sobotnim spotkaniu na Stamford Bridge. Arsene`owi Wengerowi nawet w najgorszych koszmarach nie pojawiała się wizja, że tak będzie wyglądał jego jubileuszowy, tysięczny mecz w roli trenera Kanonierów. Pewnie liczył się z porażką, bo wskazywały na to statystyki. Po pierwsze, Francuzowi we wszystkich dziesięciu poprzednich konfrontacjach nigdy nie udało się przechytrzyć Jose Mourinho (5 remisów i 5 porażek). Po drugie, Chelsea pod wodzą Portugalczyka nie przegrała żadnego ligowego spotkania na Stamford Bridge. Gary Lineker jeszcze przed pierwszym gwizdkiem napisał na Twitterze, że wygrana Arsenalu byłaby jedną z największych niespodzianek w tym sezonie Premier League. Nikt jednak nie spodziewał się zobaczyć, że lider tabeli rozbije w pył jednego z kandydatów do mistrzostwa Anglii. Dziś można chyba już napisać: byłego kandydata, bo trudno sobie wyobrazić, by zespół z Emirates Stadium zdoła się jeszcze pozbierać. Kanonierzy po tej przegranej obsunęli się już na czwarte miejsce.
Teraz jeszcze Grosicki.
Skrzydłowy Rennes wrócił do składu po zeszłotygodniowej absencji spowodowanej chorobą. – Złapała mnie grypa. Opuściłem dwa treningi, ale od środy ćwiczyłem normalnie. Jestem w pełni zdrowy, ale doznałem niewielkiego urazu i sam poprosiłem o zmianę 20 minut przed końcem – opowiada Grosicki. W poprzednich meczach zbierał niezłe noty, miał udział przy bramkach. Tym razem francuskie media niżej oceniły jego występ. Portal football365.fr przyznał mu 4 w skali 1–10, a football.fr 5,5. – We Francji dostaje się dobre oceny, jak się strzela lub ma asysty. Kto oglądał mecz, widział, ile miałem udanych interwencji w obronie. Bramki czy asysty same przyjdą z czasem. A kto mnie obserwuje, może zobaczyć, że odkąd tu przyszedłem, zrobiłem postęp w defensywie – zapewnia Polak. W sobotę przyczynił się do bardzo ważnego zwycięstwa. Ekipa Rennes po trzech kolejnych porażkach niebezpiecznie zbliżyła się do strefy spadkowej. Dzięki wygranej na Stade Velodrome uciekła na sześć punktów od 18. miejsca w tabeli, które oznacza degradację. Rennes czeka teraz ćwierćfinał Puchar Francji z Lille, a potem mecz z Bastią w lidze. Zespół polskiego pomocnika ostatnio lepiej gra w mocnymi przeciwnikami, w debiucie Grosickiego pokonało także Lyon, ale męczy ze słabszymi drużynami. Dwa tygodnie temu uległ broniącemu się przed spadkiem Valenciennes 1:2. – Byliśmy dużo lepsi, tyle że nie wykorzystaliśmy okazji. Teraz pokazaliśmy, że mamy duży potencjał – opowiada.
Aha, pięć kolejnych stron to z kolei relacje z Ekstraklasy. Idźmy od razu dalej i poświęćmy chwilę tekstom, które nie traktują o tym, co już świetnie wiadomo, bo było widać w telewizji. Najpierw Ondrej Duda.
Co pan sobie pomyślał, zaliczając te dwa pudła w debiucie ze Śląskiem?
– Na boisku nic, po meczu sporo o tym myślałem. Ta pierwsza sytuacja, Kelemen świetnie obronił. Ale druga… Nie da się tego wyjaśnić. Widzisz piłkę w siatce, a kopiesz nad bramką. Największa złość jest jednak w momencie, jak pomyślisz, że drużyna powinna mieć trzy punkty, a zdobywa jeden. Z Wisłą było podobnie.
Była obawa o przygotowanie fizyczne?
– Kiedy powiedziałem, że chcę iść do Legii, odsunięto mnie od treningów z pierwszą drużyną. Ćwiczyłem sam, potem z rezerwami, choć z drugą drużyną tylko przez dwa tygodnie. W Koszycach woleli, żebym tam został, podpisał nowy kontrakt, grał, a oni sprzedaliby mnie za większe pieniądze.
O polskiej lidze mówi się, że jest fizyczna.
– Każda liga jest fizyczna. Trzeba być przygotowanym na walkę, ale umieć też jej uniknąć, jak jest taka potrzeba. Widać, jak gram, cały czas z piłką przy nodze. I po prostu muszę z nią uciec przeciwnikowi. Choć oczywiście ciągle pracuję nad wzmocnieniem się.
Trochę nuda.
Może więc chociaż ex-sekretarz Kręcina zapewni nieco atrakcji? Piast chciał go brać już w ubiegłym roku, ale on czekał na umorzenie śledztwa. Handluje nieruchomościami i sądzi się o blisko 400 tys. zł.
– Muszą być bardzo zdesperowani, skoro go wzięli. Nikt mu nie udowodnił przekrętów, a więc od strony formalnej wszystko jest OK. Ja bym jednak Kręciny nie wziął za całokształt – mówi szef podkarpackiej piłki Kazimierz Greń, który w poprzedniej kadencji zarządu PZPN nijak nie potrafił się ze Zdzichem dogadać (…) – Nie udzielam wywiadów, nie chcę wychodzić przed orkiestrę – krótko kwituje Kręcina. Po chwili namysłu wyjaśnia, że wraca dopiero teraz, bo czekał na umorzenie śledztwa. Stało się to trzy miesiące temu. Podobno ofertę z Piasta miał już w zeszłym roku, ale jej nie przyjął. – Wróćmy do rozmowy, jak się wyjaśni ta sprawa z Kulikowskim – miał powiedzieć ludziom z Gliwic. Nie przeliczył się w swoich rachubach. – Ta historia nie ma żadnego drugiego dna. Pożyczyłem Kulikowskiemu pieniądze we frankach szwajcarskich, których wartość w przeliczeniu na złotówki wynosiła 369 tys. zł. Oczywiście był do tego papier, deklaracje wekslowe. Kulikowski jednak ociągał się z oddawaniem, więc uknuł intrygę, która miała mnie skompromitować. We wrześniu 2012 roku miałem już sądowy nakaz, że te pieniądze musi mi oddać, ale gość się odwołuje. Sprawa cały czas jest przekładana, jednak spokojnie czekam, bo to dobra lokata, odsetki rosną – śmieje się Kręcina. Przez ostatnie miesiące większość czasu spędzał w Warszawie, czasami tylko odwiedzał rodzinne strony na Ł»ywiecczyźnie. Choć sam przyznaje, że za te wszystkie lata przepracowane ciurkiem w PZPN należałby mu się teraz z rok urlopu, to nie potrafił bezczynnie usiedzieć. Zajął się drobnym biznesem – kupno, sprzedaż, wynajem nieruchomości.
Zacytowaliśmy fragmenty, które nie powtarzają tego, co już o Kręcinie świetnie wiadomo.

HISZPANIA: Cristiano krytykuje, Messi na okładkach
Rozpoczyna się właśnie liga! Po wczorajszej wygranej Barcelony liderem La Liga jest Atletico… z przewagą punktu nad trzecią Barcą. Niezwykle to ciekawe… Trzy karne, siedem goli i mnóstwo emocji, czyli – jak pisze AS – piłkarska burza. We wczorajszym El Clasico wydarzyło się wszystko – więcej niż ktokolwiek śmiał oczekiwać. Na okładkach Mundo Deportivo i Sportu, czyli prasy barcelońskiej, króluje oczywiście Leo Messi. Człowiek, który zdobył Madryt i który przy pomocy Iniesty przedłużył (i zwiększył) szansę na mistrzostwo kraju. Ten z Madrytu, Cristiano Ronaldo głównie wypowiada się o pracy arbitra – że wypadł bardzo kiepsko.
ANGLIA: Desperacja Wengera
Wydarzenie weekendu? Alex Oxlade-Gibbs. The Sun podkreśla, że Ox dwukrotnie powtarzał sędziemu, że wyrzuca z boiska niewłaściwego piłkarza, ale ten zostawał niewzruszony: wylatuje Gibbs, nie ty. Całe to zamieszanie zamierza wykorzystać Arsenal, który wymyślił sobie, że wobec tego na najbliższy mecz dostępni będą obaj ci piłkarze, jako że czerwona kartka dla Gibbsa będzie musiała zostać anulowana. Anglicy piszą dziś o desperacji Wengera, który po porażce 6:0 z Chelsea zwołał spotkanie kryzysowe. Cel – oczyścić atmosferę. Ktoś wspomina o genialnym El Clasico pełnym dramaturgii, a brawa zbiera również Tottenham, który przegrywał z Southampton 0:2, a w 90. minucie trafił na 3:2.
WŁOCHY: Seedorf uratowany (na razie)
Straszna nuda we włoskiej prasie. Corriere dello Sport miejsce na okładce poświęca… hiszpańskiemu El Clasico. Pisze o lekcji futbolu, jaką zaprezentowali piłkarze Realu i Barcelony, podkreśla wielkość widowiska i chwali Karima Benzemę. Do tego info, że La Liga będzie miała niezwykle pasjonujący finisz. – Seedorf uratowany (na razie) – to już La Gazzetta dello Sport po wczorajszym meczu Milanu z Lazio. Jako że padł remis, mediolańczycy przerwali swoją fatalną passę. Z kolei Tuttosport w samych pozytywach pisze o Tevezie, który dał Juventusowi wygraną z Catanią.
PORTUGALIA: Tiki-taka z Lizbony
Benfica najbliżej tytułu – portugalska prasa nie ma najmniejszych wątpliwości po zwycięstwie 3:0 nad Academicą. A Bola pisze o tiki-tace przy golu na 2:0, gdzie ośmiu piłkarzy zanotowało 35 kontaktów w ciągu 38 sekund. Jeśli macie taką możliwość, odpalcie tego gola.


























