Niemcy nie chcą goal-line. Za chwilę pewnie znowu objawi się jakiś Kiessling

redakcja

Autor:redakcja

24 marca 2014, 18:10 • 2 min czytania

W Bundeslidze powrócił temat technologii goal line. Rycerze postępu z Bayernem na czele starli się z zastępem konserwatystów spod znaku „nie, nie i jeszcze raz nie”. Efekt walki mizerny, bo właśnie poinformowano, że nowinek technicznych nie będzie. Co tam gol widmo Kiesslinga w meczu z Hoffenheim, co tam nieuznana bramka Timo Wernera z Wolfsburgiem – nie ma goal-line i nic nie zanosi się na to, by było. Dziwne, jeśli spojrzeć np. na Anglię i to ile spornych sytuacji w tym sezonie dzięki nowinkom udało się rozstrzygnąć.
Oczywiście mają prawo Niemcy robić, co chcą. To oni w Europie uchodzą za wzór w większości futbolowych kwestii (ceny biletów, frekwencja, infrastruktura, budżety) i to oni najlepiej wiedzą, co dla ich futbolu najlepsze. Argumenty, że to kosztuje i że nie przynosi aż takich efektów można jednak wyrzucić do kosza. W Anglii system sprawdza się świetnie. Felix Magath mówił ostatnio, że nie rozumie ludzi, którzy są przeciw, a Mike Riley dodał, że to jedna z fajniejszych rzeczy, jakie w tym sezonie spotkała angielską piłkę. Od sierpnia system przydał się w 13 meczach, w spotkaniu Norwich – Crystal Palace nawet dwukrotnie.

Reklama

18 sierpnia 2013: Arsenal 1-3 Aston Villa
21 października 2013: Crystal Palace 1-4 Fulham
23 listopada 2013: Hull City 0-1 Crystal Palace
30 listopada 2013: Norwich City 1-0 Crystal Palace (x2)
7 grudnia 2013: Crystal Palace 2-0 Cardiff City
26 grudnia 2013: Norwich City 1-2 Fulham
11 stycznia 2014: Cardiff City 0-2 West Ham United
18 stycznia 2014: Manchester City 4-2 Cardiff City
1 lutego 2014: Cardiff City 2-1 Norwich City
11 lutego 2014: Hull City 0-1 Southampton
12 lutego 2014: Stoke City 1-1 Swansea City
22 lutego 2014: West Bromwich Albion 1-1 Fulham

Trzynaście meczów. Kilkanaście naprawdę ważnych decyzji Mimo to wciąż słyszymy niektórych kibiców Bundesligi, mówiących: to nie daje aż takiego efektu.

Reklama

No tak, lepiej dalej kłócić się o to, czy Kevin Volland z Hoffenheim strzelił gola Norymberdze (sytuacja z sierpnia) albo, jak to możliwe, że Stefan Kiessling trafiając w siatkę zaliczył trafienie. Sprawa goal-line to oczywiście drobnostka, zwykła ciekawostka przyrodnicza, ale coś nam mówi, że do końca sezonu znowu wydarzy się jakiś Werner, Volland albo – to już mniej prawdopodobne – Kiessling. A wtedy cała dyskusja zacznie się na nowo.

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
0
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama