Kamil Biliński w czwartym meczu w Dinamie Bukareszt w końcu zaczął robić to, z czego słynął na Litwie: w spotkaniu z Pandurii strzelił dwa gole. Warto się nad tym chwilę pochylić, bo po pierwsze – między słupkami stał Michał Gliwa, po drugie – sposób, w jaki polski napastnik zapakował do siatki jest godny co najmniej kilku powtórek. Tyle się mówi o napastnikach, którzy świetnie grają tyłem do bramki, tyle się przeżywa, że czego to oni na tej szesnastce nie robią. Biliński – owszem tyłem do bramki gra przyzwoicie, ale daje jeszcze coś ekstra. Zobaczcie drugą bramkę.
Na razie Polak wciąż walczy o miejsce w podstawowej jedenastce. Dzisiaj pojawił się dopiero po przerwie. Dinamo ostatecznie przegrało 2:3. Gola – podobnie jak w debiucie Bilińskiego z Vitorulem – straciło w ostatniej minucie.