Jaka liga, taki urok. Niby wszelkie dyskusje na temat kształtu tabeli są jeszcze zbyt pochopne, niby cały czas wszystko może się wydarzyć, natomiast coraz trudniej jest nam odpędzić się od wrażenia, że katowicka gieksa grzecznie wypisuje się z walki o awans, z kolei Bełchatów – na papierze naprawdę mocny – jeśli nie zacznie w końcu seryjnie wygrywać, w ciągu paru tygodni podzieli prawdopodobny los swojego niedzielnego rywala. A reszta? Na tle wybitnie leniwej – jak co roku – konkurencji, najmniejszym nakładem sił punktują zespoły z Łęcznej (o zgrozo) oraz Gdyni (jak długo?). Ciekawiej dzieje się, jeżeli spojrzeć na tył tabeli – pewnie dlatego, że tam akurat – dla zwiększenia emocji – kolejne remisy i porażki są w cenie…
1. Mecz kolejki
Zdecydowanie starcie dwóch GKS-ów. Skończyło się remisem 2:2, a nawet w doliczonym czasie obie drużyny mogłyby pokusić się o komplet punktów. Pokusić się? Precyzyjniej byłoby napisać: gdyby Michał Zieliński umiał przyjąć piłkę w polu karnym, co skoordynowałby ze strzałem z powietrza i gdyby Prokić w kontrze trzech na dwóch nie zaprzestałby z niewiadomych przyczyn swawolnego galopu lewym skrzydłem. Alternatywnie – napastnik z Katowic mógł przykleić gumę do żucia na lewą stopę, a wtedy przyjęcie byłoby „krótsze” i strzał bliżej bramki niż chorągiewki. Prokicia natomiast nie tłumaczy zupełnie nic. W autokarze do Bełchatowa powinien robić karne pompki naprzemiennie z przysiadami. I tak przez całą podróż.
Świetne zawody padły udziałem Janusza Gancarczyka, który dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców, a gdyby nie instynktowna parada Arkadiusza Malarza, miałby hat-tricka. Zwłaszcza drugi gol – płaski, sytuacyjny strzał przy dalszym słupku jest godny odnotowania. Mecz lepiej zaczęli gospodarze, którzy jeszcze pięć minut przed zejściem na przerwę wygrywali 1:0, lecz do szatni schodzili już przegrywając 1:2, a gdyby Michał Mak po sprytnym podaniu brata bliźniaka nie kopnął w maliny, wynik byłby wyższy. Później wspomniany przed chwilą strzał Gancarczyka, kilka razy kocioł w obu szesnastkach i sporo strzałów. Mecz jak najbardziej ekstraklasowy, w przeciwieństwie do odbywającego się w podobnym czasie pojedynku Podbeskidzia z Cracovią.
2. Wydarzenie kolejki
Przyjazd do Katowic GKS-u Bełchatów. I nie chodzi wcale o to, że i jedni, i drudzy słabo rozpoczęli rundę wiosenną. Sentyment – trudno, żeby Grzegorz Fonfara i Tomasz Wróbel do takiego meczu podeszli beznamiętnie, wszak obaj uzbierali w sumie aż 282 występy dla bełchatowian na poziomie Ekstraklasy. Można powiedzieć, że złote czasy Brunatnych przypadły właśnie na okres ich gry. Zresztą również Bartłomiej Chwalibogowski dawniej grał w tym klubie, a kontuzjowany bramkarz Łukasz Budziłek jest jego wychowankiem.
3. Piłkarz kolejki
Janusz Gancarczyk, który zremisował z Bełchatowem 2:2. Nie zagrał rewelacyjnie, po prostu miał taki dzień, że piłka wyraźnie szukała go w szesnastce. Jakby się nie odbiła, od kogo by się nie odbiła, najczęściej wędrowała wprost do byłego skrzydłowego rezerwowego Zagłębia Lubin i Polonii Warszawa. Trudno było przypuszczać, że właśnie on przesądzi o wyniku, ponieważ od blisko sześciu miesięcy jedyne co zdobył, to sześć żółtych kartek i kilkanaście wrzutów od sfrustrowanych kibiców z Blaszoka.
4. Gamoń kolejki
Tym razem nagroda drużynowa – dla zawodników Sandecji, za całokształt twórczości. Kiedy wygrywasz u siebie 1:0 z liderem i do końca pozostał niecały kwadrans, w najgorszym razie możesz zremisować. Jeżeli jednak na zegarze wyświetla się 88. minuta, ty zaś wciąż prowadzisz, kładziesz się, gryziesz, zagadujesz, recytujesz wiersze… Cokolwiek, byle dotrwać do końcowego gwizdka. Ale nie, lepiej dać strzelić pierdole Woźniakowi i jakiemuś Łotyszowi, wpuszczonemu mrugnięcie oka wcześniej. Wszedł i bum, po ptakach. Jest też druga strona medalu – coraz więcej wskazuje na to, że… jesienią będziemy oglądali w Ekstraklasie Sasinów, Boninów czy innych Szmatiuków. Aha, no i pytanie „w szatni z Mrazem czy Gikiewiczem” znów będzie nieaktualne, lecz już nie z winy słowackiego wielbiciela procentów.
5. Młodzieżowiec kolejki
Znów strzelił gola wypożyczony z Lechii Gdańsk Smuczyński i trener Cecherz już chyba nie płacze po Michale Bajdurze, który wolał wrócić do trzecioligowych rezerw Legii. Tyle że Kolejarz Stróże utopił punkty po raz kolejny, w związku z czym znajduje się pod kreską. Patrząc jednak na układ gier, pracownicy senatora Koguta nie są bez szans w walce o utrzymanie.
Pokazał się także Jakub Chrzanowski, czyli nowy młodzieżowiec w składzie Miedzi. Pozyskany z Broni Radom 18-letni napastnik trafił do siatki już drugi raz w trzecim meczu, aczkolwiek w międzyczasie zdążył podpaść szkoleniowcowi i kolegom z drużyny, ponieważ w Pucharze Polski w beznadziejny sposób osłabił legniczan czerwoną kartką.
6. Gol kolejki
Wygląda na to, że panowie pierwszoligowcy wystrzelali się tydzień temu, gdy Mateuszowie Szwoch i Bartków zakisili, aż miło. Tym razem jednak nie będziemy lepić w czymś, co śmierdzi, więc odstępujemy od wyróżnienia kogokolwiek.
7. Absurd kolejki
Ha, jak zwykle mocno obsadzona kategoria, tym razem z jednym pewniakiem. Naprawdę trudno jest wygrać w Grudziądzu i wcale nie tylko dlatego, że zawodnicy Olimpii czują się u siebie jak w domu. Pomagają im bowiem ściany, ale też… sędziowie. No dobra, nie tyle pomagają, co bardzo dyskretnie nie przeszkadzają, w kontrowersyjnych sytuacjach sprzyjając gospodarzom. Popatrzcie sami.
Ł»ółto było i czerwono, zwłaszcza w przypadku Chojniczanki… Ostatnia minuta, dyskusyjny karny – kolejny raz Olimpia w końcówce bez mydłalitości.
Cóż, zobaczymy jak poradzą sobie w delegacji.
