Pogoń szybko zamieniła się miejscami z Ruchem. To znaczy – do przeskoczenia go w tabeli szczecinianom wciąż brakuje dwóch punktów, jednak dziś to oni są zespołem, który znów potwierdza dobrą formę, notując przy tym passę sześciu spotkań bez porażki. Nie Ruch, który po sześciu kolejnych zwycięstwach właśnie zaczął kolekcjonować przegrane. Mecz w Szczecinie z pewnością nie dał nam ostatecznej odpowiedzi, co się dzieje z drużyną Kociana i czy to już jest kryzys, który wiele osób jej zwiastuje. Bo przecież jak to w Polsce – kiedy jest tak dobrze, w pewnej chwili musi się pojawić jakiś dołek. Zwłaszcza, gdy non stop gra się dwunastoma czy trzynastoma piłkarzami, co w kontekście Ruchu jest dyżurnym argumentem.
Jedna rzecz z pewnością może dziś chorzowskich fanów martwić – tak naprawdę, podopieczni Kociana dosłownie przez moment nawiązali z Portowcami równorzędną walkę. Pół biedy jeszcze, że grając na wyjeździe dali się mocno zdominować (do przerwy 11:3 w strzałach i 63 procent posiadania po stronie Pogoni). Gorzej, że ich defensywa zupełnie nie przypominała tej, która do tej pory szczelnie zamykała przeciwnikom wszystkie furtki. Przy pierwszym golu Dąbrowski wyraźnie przeskoczył kryjącego go Jankowskiego, przy drugim znów wygrał główkę, przytomnie zgrywając piłkę do Akahoshiego, no a trzecia bramka to już jedna wielka tajemnica Marcina Malinowskiego, pod tytułem: „co on tam zamierzał zrobić?”. Liczył, że piłka wyjdzie za boisko? Chciał ją tak sprytnie zaasekurować? Za cholerę nie wiadomo, ale takich prezentów Marcinowi Robakowi nie robił dotąd nawet Hubert Wołąkiewicz.
Ruch parę razy postraszył w ofensywie, ale tak jak wcześniej Podbeskidzie, był dziś zdolny jedynie wykorzystać prezent, który dało się zamienić na dobrze wykonaną jedenastkę.
W przeciwieństwie do Podbeskidzie – Cracovia obejrzeliśmy jednak mecz będący zapowiedzią dużych emocji w Ekstraklasie na koniec i już po samej rundzie zasadniczej. Pogoń traci na tę chwilę trzy punkty do trzeciego miejsca. Po podziale punktów będzie to dystans do zniwelowania w dziewięćdziesiąt minut. Zwłaszcza mając w składzie takich ludzi jak Robak (22 mecze, 15 goli i 6 asyst, a o ile mniej dogodnych sytuacji niż choćby Teodorczyk w Lechu…) albo Akahoshi (7 goli i 13 asyst).
Gdybyśmy stworzyli klasyfikację kanadyjską Ekstraklasy, wyszłoby nam, że tylko dwie drużyny w całej lidze mają tak efektywną dwójkę zawodników – właśnie Pogoń oraz Wisła z nierównym ostatnio Gargułą i zupełnie nierozbudzonym jeszcze na wiosnę Brożkiem.
