Odwróć tabelę, Widzew na czele. Ł»artuje dziś wielu, choć do śmiechu tak naprawdę to nikomu nie jest, bo oto nad przepaścią stanął zasłużony dla polskiej piłki klub. Klub, o którym co chwila pisze się w kontekście rekordu bitego w meczach wyjazdowych. To znaczy, nikt w Europie nie ma tak nędznego bilansu, co właśnie łodzianie, którzy na obcym terenie nie zdobyli w tym sezonie choćby punktu (0-0-13). Tymczasem piłkarze Skowronka wzięli sobie na cel – to słowo-klucz – kolejny rekord.
Bo oto z celem, a właściwie z celnością, widzewiacy mają niewyobrażalny problem. Ł»e tylko 23 zdobyte gole? Pal licho, Podbeskidzie ma jeszcze mniej – 21. Chodzi natomiast o to, że w meczu z Zagłębiem, tak jak tydzień wcześniej w Gdańsku, łodzianie nie oddali ani jednego celnego uderzenia!
Aż włączyliśmy sobie z ciekawości końcówkę starcia z Lechem, po czym odnotowaliśmy, że od gola na 2:2 piłka ani razu nie poleciała w światło bramki. Bierzemy kalkulatory w dłoń i dodajemy… 13, 90, 90. Łącznie: 193 minuty. Ponad TRZY GODZINY bez jakiegokolwiek strzału w bramkę! Czy ktoś jest w stanie to pojąć? Przecież tyle to trwa Titanic! Ludzie jadą za ukochaną drużyną kilkaset kilometrów albo urywają się z pracy, by zdążyć w piątek na 18, do tego wydają nie tylko prywatne pieniądze, ale i własny czas. I co? I nic. Nie dość, że nie zobaczą gola, to nawet jakiejkolwiek szansy na jego zdobycie (czytaj: celnego strzału).
– To jest niedopuszczalne na tym poziomie – mówi Artur Skowronek, zapytany o ten problem. Problem, który na całe szczęście potrafi rozwiązać. Jak tłumaczy, zmienić może to tylko trening, i to taki w stylu przyjęcie-podanie-strzał. Czyli nic prostszego… Uff, odetchnęliśmy!
Nie mamy pojęcia, czy ktoś prowadzi tego typu statystyki, ale wnioskujemy, że nie. Słyszeliśmy, jak to liczyło się konkretnym piłkarzom czas bez zdobytego gola, a tu, proszę – nie dość, że nie chodzi o piłkarza, a drużynę, to jeszcze nie o gola, a celne uderzenie w wielki prostokąt. 193 minuty… Zegar bije dalej.
Fot. FotoPyK