Piękni na wiosnę, a bestie jesienią – siedmiu takich, którzy nagle zaczęli grać

redakcja

Autor:redakcja

20 marca 2014, 11:45 • 6 min czytania

Za nami pięć pierwszych wiosennych kolejek i – jak to nasi panowie piłkarze mają w zwyczaju – trudno ogarnąć, kto w końcu jest tym dobrym, a kto złym. Jak na złość. Kiedy już sobie myślimy, że jeden z drugim to szrot najwyższej próby, bo przez długi czas kopią się po czole, nagle stają się wiodącymi postaciami swoich drużyn. Próbujemy jakoś to zrozumieć, mamy otwarte głowy, radzimy się ekspertów, lecz ci również solidaryzują się z nami, przynajmniej gestem. Rozkładają ręce jak do „Ojcze nasz” i mówią: – Nie wiem, poważnie. Zapytaj kogoś mądrzejszego. A gdyby po prostu zaczęło im się palić w dupce i nadeszła pora, że już nie można, że teraz już trzeba coś pokazać, by zahaczyć się na dłużej? Oceńcie sami. Poniżej lista siedmiu takich, na których jesienią nie mogliśmy patrzeć, a teraz to nawet chętnie.

Piękni na wiosnę, a bestie jesienią – siedmiu takich, którzy nagle zaczęli grać
Reklama

7. Maciej IWAŁƒSKI

Wkurza nas niemiłosiernie i irytuje, gdy otwarcie narzeka na pracę sędziów. On, czyli ten, który z czystej przyzwoitości powinien milczeć. Jeśli już koniecznie musi zabrać głos w dyskusji, niech zrobi to bez świadków. Inną sprawą jest natomiast fakt, iż wiosną – obok Richarda Zajaca – należy do najważniejszych zawodników coraz częściej próbującego grać w piłkę Podbeskidzia. Grać, nie tylko wybijać. Pewnie nie zdoła nawiązać do czasów z Zagłębia czy Legii, zegar tyka bowiem nieubłaganie, a on brzydko się starzeje, jeśli chodzi o motorykę, lecz piłkarsko wciąż ma coś ciekawego do zaproponowania. A sposób, w jaki wypuścił w Poznaniu Piotra Malinowskiego – aż chciało się klaskać. Podsumowując: bez zbędnej podjarki nad oldbojem, aczkolwiek brawa za jakościowe momenty.

Reklama

6. Mateusz MOŁ»DŁ»EŁƒ

Urodził się, strzelił gola Manchesterowi City, a resztę czasu spędził na zaprzeczaniu temu, że coś może z niego być. Nie ofensywny pomocnik, niekoniecznie defensywny, na prawe skrzydło odrobinę zbyt ślamazarny. Został więc chłopak sam – z bardzo dobrą wrzutką i z biegu, i ze stojącej piłki, a także z rzutem wolnym. Siłą rzeczy zawędrował na bok obrony, gdzie zdarzało się już Mateuszowi zawalić – jak w decydującym o tytule meczu z Legią przy فazienkowskiej. Jesień dla wychowanka warszawskiego Ursusa była „średnio na jeża”, czyli w zasadzie podobnie do wszystkich pozostałych. Tyle że kiedy jesteśmy bliscy skreślenia go raz na zawsze i domagamy się, by przestać go oceniać przez pryzmat jednego gola, ten odwali coś, obok czego nie możemy przejść obojętnie. Wiosną co najmniej dobry, a trafieniem z doliczonego czasu z Podbeskidziem, odłożył wyrok na Rumaka.

5. Maciej JANKOWSKI

Odkryciem podobno był już sto lat temu, tak przynajmniej stwierdził jego menedżer i jednocześnie wydawca tygodnika, który od jakiegoś czasu połączył się z miesięcznikiem. Skomplikowane? Zagmatwane? Dokładnie tak, jak losy Jankowskiego. Wprawdzie przynajmniej kilka razy przymierzano go do Legii, lecz im głośniej się robiło, tym słabiej zaczynał grać. Gdyby dobrze przyłożyć ucho, wyszłoby, że po sezonie wyjedzie do Belgii, do jednego z mniejszych klubów. Znając jednak jego na wskroś chimeryczną formę, pół roku – no, niech będzie, że rok później – wróci do Polski. Typowy wieczny talent, który rzeczywiście sporo potrafi, chociaż nie częściej niż raz na kwartał. Powtarzalność studenta, nie piłkarza. No, ale jako że wiosnę ma nieporównywalnie lepszą od poprzedniej rundy, w naszym zestawieniu nie mogło go zabraknąć.

4. Zbigniew MAفKOWSKI

Słyszeliśmy, że jest bardzo czuły na swoim punkcie i jednocześnie uważa się za ligowy top wśród panów w rękawicach. Nigdy nie przejdzie nam przez usta pod jego adresem większy komplement niż to, że jest artystą dla ubogich – to znaczy słabość Korony objawia się w tym, że dają bronić komuś, komu w Szkocji bali się dać potrzymać dziecko. OK, złośliwość – powiecie. Być może, ale mamy tutaj sporo racji. Big Zbig w pięciu poprzednich meczach akurat zawsze stawał na wysokości zadania i swojej drużynie na pewno nie przeszkodził, lecz przecież nie raz w minionych latach to on zaciągał ręczny hamulec. Najpierw wpuszczał szmatę, a następnie biegł na trybuny, gdzie udrażniał przejścia ewakuacyjne, wskakiwał na płoty i tak dalej. Naszym zdaniem – często na pokaz.

3. Ivica VRDOLJAK

Ani my nie przepadamy za nim, ani on – w sumie rozumiemy to – za nami. Nie jest to piłkarz za milion złotych, prędzej za milion lirów, o europejskiej walucie przez grzeczność nawet nie wspominając. Co to za kapitan, który jawnie kpi z pracy wszystkich dziennikarzy? No w jednym filmie raczej byśmy nie zagrali. Według nas Ivica kompletnie nie umie grać w piłkę, co zresztą nie leży w jego boiskowych zadaniach. Dopóki piłki nie holuje, dopóki nie próbuje pokracznych strzałów z dystansu czy mierzonych w aut przerzutów – daje radę. Potrafi doskoczyć, przerwać akcję i panować w powietrzu – co na pozycji numer sześć cenne (o ile akurat nie świetuje Dnia Człapaka). Ale dobra, zapominamy o nim. Patrzymy tylko od pierwszego wiosennego meczu i oceniamy. Cztery z plusem, tak z półtorej oceny wyżej od Jodłowca, przecież wiele lepszego od niego w rundzie jesiennej. Teraz zamienili się rolami, a nam pozostaje to odnotować w tym zestawieniu.

2. Marian KELEMEN

Wiadomo, że Marian jest najlepszy, dlatego że on tak twierdzi. Wszak kto ma inne zdanie, niech lepiej rozgląda się za adwokatem. Spodziewaliśmy się, że przyjście gniewnego Pawłowskiego, który właśnie z Ekstraklasy wybił się na ławkę w Udine, posadzi czupurnego Słowaka i drogiego w utrzymaniu Słowaka na niewygodnym krzesełku. Przetrzymać do końca kontraktu, po czym zapomnieć. Natomiast w praniu wyszło inaczej, choć – przyznajmy to otwarcie – nie bez współudziału fatalnie dysponowanej obrony, z Grodzickim na czele. Kelemen zawsze miał dobry refleks, lubił bronić instynktownie, co tej wiosny potwierdził w stu procentach. Niby tylko pięć spotkań, za to w każdym z nich ratował dupę kolegom. Jeszcze trochę, a okaże się, że nie taki zły ten Marian, nie taki stary i w sumie, to wcale aż tak dużo nie zarabia… Wiosną bezwzględnie najlepszy golkiper ligi.

1. David ABWO

Ł»e jest szybki – wiedziało wielu. Ł»e nic z tego nie wynika – chyba każdy. Abwo przez długi czas robił wszystko, by przekonać obserwatorów: hej, panowie, mnie się pomyliły profesje! Chciał się zapisać do klubu lekkoatletycznego, trafił do piłkarskiego i tak już zostało. To Lenczyk jako pierwszy na niego postawił, uczynił liderem szykanowanego zespołu, za co teraz słusznie spija śmietankę w postaci systematycznie zbieranych ligowych punktów. Tak naprawdę mamy jednak spory zgryz, ponieważ kiedy podkreślamy zasługi trenerskiego nestora, gdzieś tam w głowie pobrzdękują nam oczywiste hasła: Spała, maty, piłki lekarskie. Wiadomo. Dobra forma Nigeryjczyka konsekwencją ciężkiej pracy w przerwie między rundami.Ale takiego wała, nie było go tam! Wszedł sobie na świeżości, pyknął kilka goli, nagle okazało się, że z techniką niekoniecznie jest na bakier, a jeśli trzeba, trafi do siatki z powietrza, z zerowego kąta. No właśnie, tyle że cudów nie ma, więc teoria nakazuje utrzymywać, że wkrótce Abwo zgaśnie, gdyż zwyczajnie braknie mu sił.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama