Podczas gdy my powoli zaczynamy emocjonować się rozstrzygnięciami w środku tabeli (sic!), na zbyt małą dawkę emocji z pewnością nie mogą narzekać w Hiszpanii. Mowa oczywiście o ich drugim poziomie rozgrywkowym, czyli Segunda Division. Nie uświadczymy tam co prawda dogrywanej fazy play-off, co jednak nie oznacza, że dwie porażki z rzędu drużyny z czuba tabeli nie przyprawią trenera o palpitację serca. O co chodzi? Dlaczego? Zerknijcie sami.

Po 30 kolejkach otwierające tabelę Eibar i czerwoną latarnię ligi z Girony dziel 21 punktów. Uściślijmy: pierwszą drużynę od 22. Dla porównania – to mniejsza różnica niż w Niemczech, jeśli lidera, Bayern zestawimy z drugą (!) Borussią Dortmund! Tam jakże bezpieczny dystans wynosi bowiem aż 23 oczka. No dobra, popatrzmy na tę tabelę raz jeszcze. Myślicie, że Cezary Wilk – było, nie było wicelider – może być pewny bezpośredniego awansu? Ma szansę. A miejsca barażowego? Ma względnie dużą szansę, lecz nie zdziwi nas, gdyby w borykającym się z problemami finansowymi Deportivo pod koniec sezonu wkradła się nerwowość, a wtedy…
Tyle że przykład Wilka nijak ma się do prawdziwego rollercoastera, który przypadł w udziale Mallorce. Otóż wyspiarzom do baraży brakuje trzech punktów, czyli dokładnie tylu, ilu do tego, by znaleźć się w… strefie spadkowej! Jedno zwycięstwo – jesteś w niebie. Jedna porażka – nie ma cię. Kto wie, być może dojdzie do precedensu, że nowo zatrudniony trener Carreras do ostatniej chwili będzie w grze o awans, po czym spektakularnie – w okamgnieniu – zleci z ligi.