Mecze, podczas których słychać deszcz. Ta tradycja zapoczątkowana w niedzielę na Legii nie umarła, dziś wcielono ją w życie w Bydgoszczy. W dziwnym meczu, który można określić grą dwunastu na jedenastu, bo Kasprzik ewidentnie zmienił barwy, ale próbował za niego odrobić stratę Nakoulma, który wreszcie wyglądał jak „Prezes”, którego znamy. Szarpiący, potrafiący zrobić więcej, ale też – i tu pytanie – egoistyczny czy też nie mający z kim pograć? Na tę zagwozdkę nie znajdziemy odpowiedzi.
Druga zagadka. Ile zasięgu ma Kasprzik? Policzmy wzrost, do tego wyprostowane ręce, a jeszcze wyskok. Tu was poratujemy: sumując to mniej niż 178cm. Czemu tak mało? Cóż, tyle ma Masłowski, który dzisiaj po kornerze Petasza ubiegł golkipera ręcznik zabrzan i to głową. Całości przyglądał się Szeweluchin, atakując tak zdecydowanie, broniąc tak pewnie i zażarcie, że aż Warzycha wściekł się i momentalnie zdjął go z boiska. A była przecież 43. minuta. Wędka w takim momencie… Ostro panie Robercie, ostro. Może tak właśnie trzeba.
Był to gol na 1:1, bo nieco wcześniej najbrzydszą bramkę sezonu strzelił Majtan. Zamieszanie, on na trzecim metrze ma leżącego Kaczmarka i praktycznie nikogo więcej, ale i tak trafia piłkę tak, jak pewnie tylko on potrafi. Czyli jakby grał w kaloszach. Mało nie zabił się wtedy o własne nogi, ale jednak futbolówka wtoczyła się do bramki o ten centymetr za linię i Tomas mógł się cieszyć z pierwszego i ostatniegotrafienia zaliczonego w Polsce.
Zawisza miał dzisiaj jednak Masłowskiego oraz pierwszą lewą nogę Pucharu Polski, czyli Petasza. Po jego rzutach rożnych panika w defensywie Górnika była taka, jakby dośrodkowywał w pole karne granat. Zamieszanie totalne. Ale żeby było śmieszniej strzelił gola tak, jak nie strzela ich prawie nigdy, czyli głową. I to jak: mierzony po długim słupku strzał z mniej więcej dwunastego metra. Co prawda mierzony tak, że większość ogarniętych bramkarzy (czytaj: potrafiących sensownie się ustawić) złapałaby futbolówkę w zęby, ale Kasprzik do ogarniętych dzisiaj nie należał więc odbił piłkę jak Zagumny. Do góry, ładnie wystawił, a potem wpadła do siatki.
Co nam się jeszcze podobało? Alvarinho, który wyglądał na ogarniętego, świetnie dograł też raz piłkę Petaszowi na jedenasty metr, ten mógł to skończyć na 3:1. Ma pojęcie chłopak, tak na pierwszy rzut oka. Podobał nam się też – o dziwo! – komentarz Terleckiego na temat defensywy Zawiszy w pierwszej połowie, a która opierała się na zasadzie „przesuwamy się, robimy tłok”. Nie podobało nam się podanie Łuczaka z metra w aut, nie podobał nam się rajd Kosznika przez pół boiska, a zakończony oddaniem piłki obrońcy, nie podobała nam się kontra Górnika pięciu na dwóch, a skończona strzałem w maliny. Mimo to spotkanie miało sporo walorów rozrywkowych. I przy 2:1 dla Zawiszy jest spora nadzieja, że tak będzie i w rewanżu. Lekko, ale jednak zakreślamy markerem datę spotkania w Zabrzu w naszym naściennym kalendarzu.
Fot. FotoPyK