Sennie, nudno, aż ciężko zacytować coś, co mogłoby poruszyć i miało jakąś realną wartość inną niż zabijacz czasu. W tej sytuacji na pierwszy plan zdecydowanie wybija się rozmowa z Wojciechem Kowalczykiem o kadrze. – Przed tym nieszczęsnym meczem ze Szkocją mój redakcyjny kolega Roman Kołtoń stwierdził, że tym razem zobaczymy trzon kadry Adama Nawałki. No to ja twierdzę, że może zobaczyliśmy trzoneczek jak kiedyś w programie Adama Słodowego „Zrób to sam”. On miał taki maleńki młoteczek z maleńkim trzoneczkiem. Nawet na upartego trudno uznać, że mamy reprezentację czy jej zalążek – mówi Kowal.
FAKT
Dzisiaj szybko, bo jesteśmy lekko spóźnieni z codziennym przeglądem. Wspomniany już wyżej wywiad z Kowalczykiem zatytułowany „Nie mamy reprezentacji” dziś zarówno w Fakcie, jak i Przeglądzie Sportowym.
Mamy piłkarską reprezentację, czy jej nie mamy?
– Nie mieliśmy jej wczoraj, nie mamy jej dzisiaj. Przed tym nieszczęsnym meczem ze Szkocją mój redakcyjny kolega Roman Kołtoń stwierdził, że tym razem zobaczymy trzon kadry Adama Nawałki. No to ja twierdzę, że może zobaczyliśmy trzoneczek jak kiedyś w programie Adama Słodowego „Zrób to sam”. On miał taki maleńki młoteczek z maleńkim trzoneczkiem. Nawet na upartego trudno uznać, że mamy reprezentację czy jej zalążek. Niestety. Mówię to bez najmniejszej złośliwości.
Wspomniał pan, że obejrzał kilka razy spotkanie ze Szkocją. Twardziel z pana…
Nawet nie wiem, czy z tą kadrą może być gorzej, bo ona wpadła w taki nałóg, w taki nawyk przegrywania i remisowania, że o zwycięstwie chyba nikt w niej nie myśli. Ale i tak ta nasza reprezentacja ma szczęście.
Dosadnie pan skomentował po ostatnim meczu, że tylko „g…y” dziennikarz usprawiedliwi naszą kadrę, powołując się na brak Roberta Lewandowskiego i Jakuba Błaszczykowskiego.
– I zdanie podtrzymuję. A kto mi da gwarancję, że Błaszczykowski będzie w formie na mecze eliminacyjne? Na razie Kuba walczy z paskudną kontuzją i powalczy jeszcze przez kilka miesięcy. Osobiście uważam, że Kuba nie będzie w formie. Każdy piłkarz po kontuzji więzadeł powoli wchodzi do gry. A poza tym Kuba to typ szybkościowca i nie daj Boże jak po przerwie przyplączą się mu urazy mięśni. Obym się mylił. W kontekście jesiennych spotkań na Kubę bym nie liczył. Nie przypominam sobie, by zawodnik po takim urazie wrócił i nagle zaczął grać to, co przed kontuzją. A słabego Błaszczykowskiego kadra nie potrzebuje. Kuba musi być w swojej normalnej dyspozycji, a nie sponiewierany kontuzją.A co do Lewandowskiego, skoro kadrze nie pomógł od dawna, to tym razem pomoże? Potężny znak zapytania. A oprócz Lewandowskiego i Błaszczykowskiego będą grali ci co zawsze, dlatego ja słabo to widzę. Kilka razy mówiłem o ewentualnym uzdrowieniu reprezentacji – trójka z Dortmundu plus gracze z reprezentacji młodzieżowej. Może wtedy będzie to wyglądało? A na to potrzeba czasu, bo młodzieżowcy mają swoje zadania…
Kowal tnie dziś równo z trasą. Dalej o Gerardzie Badii z Piasta, z którym wiązano najmniejsze nadzieje, a okazuje się póki co największym wzmocnieniem zespołu. Nic ważnego ani ciekawego. Tymczasem okazuje się, że w miasto znów ruszyli fotoreporterzy Faktu. Leśnodorski jeździ drogim autem z szoferem.
Fotoreporter Faktu spotkał Leśnodorskiego na ulicach Warszawy. Szef Legii porusza się po stolicy efektownym maserati quatroporte. Cena tego cacka sięga nawet miliona złotych! W garażu prezesa Legii stoi również terenowy mercedes G 500 wart ok. 500 tysięcy złotych. Jak przystało na zapracowanego człowieka, Leśnodorski nie prowadzi swojego auta sam, lecz zatrudnia do tego szofera. Dzięki temu może się skoncentrować na rozwiązywaniu bieżących problemów Legii nawet podczas jazdy samochodem. Ostatnio prezes stołecznego klubu ma się czym zajmować. Po bijatyce chuliganów na meczu z Jagiellonią stadion przy ul. Łazienkowskiej został zamknięty na najbliższy mecz z Wisłą, na klub nałożono grzywnę w wysokości 100 tysięcy złotych, a drużyna została ukarana walkowerem. Leśnodorski i jego wspólnik Dariusz Mioduski (51 l.) robili wszystko, żeby kary nałożone przez Komisję Ligi i wojewodę mazowieckiego Jacka Kozłowskiego (57 l.) były jak najmniejsze. Jest powszechnie wiadome, że relacje pomiędzy Leśnodorskim a wojewodą są niezwykle napięte, dlatego to uchodzący za bardziej wyważonego Mioduski był na rozmowach z urzędnikiem. Negocjacje przyniosły skutek, ponieważ Kozłowski nie przychylił się do wniosku policji…
„Może się skoncentrować na rozwiązywaniu bieżących problemów Legii nawet podczas jazdy samochodem”. No, przynajmniej nie skończy jak niedawno poseł Kaczmarek, zwany też agentem Tomkiem.
Na koniec dwa tematy, o których Fakt już nieraz pisał. Koniec Arboledy w Lechu i kontrakt Miśkiewicza.
Paradoks Kolumbijczyka polega na tym, że najgorzej w tym sezonie gra wtedy, kiedy… strzela gola! Każdy niesie bowiem za sobą podwójne nieszczęście. Kiedy trafił w jesiennym starciu z Pogonią Szczecin, to potem przytrafiły mu się dwa klopsy i jego zespół przegrał 1:2. W poniedziałek w Łodzi dał drużynie prowadzenie 1:0, ale skończyło się remisem 2:2, bo raz dał się ograć jak junior, a potem nie zdążył za napastnikiem. Na pytanie, co Arboleda może jeszcze dać Kolejorzowi, trener Mariusz Rumak (37 l.) odpowiada: „doświadczenie”. Po czym rozwija tę myśl. – On nam jest potrzebny w szatni, bo kilka razy był mistrzem różnych krajów. Może nie wie, co trzeba zrobić na boisku w czasie grania, ale wie, co powiedzieć w szatni między meczami. A to jest bezcenne dla zespołu – uważa szkoleniowiec. Są jednak wątpliwości, czy ktoś chce tego słuchać. Bo chemii między Latynosem a resztą drużyny nie ma od dawna. Dość powiedzieć, że po golu w Łodzi nikt nie podbiegł do niego z gratulacjami, więc wybrał się tylko do siedzącego na ławce swojego przyjaciela, Luisa Henriqueza (32 l.). Niechęć do Arboledy innych piłkarzy, kibiców, czy ekspertów jest już tak ogromna, że wystawianie go teraz trąciłoby sabotażem – czytamy w środowym wydaniu.
Maniek przypieczętował swój los. Z kolei w sprawie Miśkiewicza wiadomo tyle, że wciąż nie ma przełomu w sprawie jego nowej umowy, mimo że rozmowy toczą się od listopada. Jego menedżer Gianluca Di Carlo oczywiście opowiada o licznych ofertach, nawet z Włoch, Anglii, Francji i Portugalii.
RZECZPOSPOLITA
W Rzepie piłka zagraniczna. Uli Hoeness w gruzach. Jeśli ktoś nie jest na bieżąco z jego procesem…
Sprawa rozpoczęła się w 2000 roku, kiedy były szef Adidasa Robert-Louis Dreyfus założył dla Hoenessa konto w szwajcarskim banku i zasilił je kwotą 20 mln marek. Prezes Bayernu korzystał z tych funduszy do gry na giełdzie i spekulacji, można powiedzieć, dla zabawy. Od tej kwoty, ani od późniejszych zysków, nie odprowadzał jednak podatku w niemieckim urzędzie skarbowym. Sprawa ujrzała światło dzienne na początku 2013 roku, kiedy w tygodniku „Stern” ukazał się artykuł o tajnym szwajcarskim koncie „osoby o znanym nazwisku związanej z Bundesligą”. Kiedy na jaw wyszły dalsze szczegóły, Hoeness wiedział już, że sprawa dotyczy właśnie jego. Postanowił więc, zgodnie z niemiecką ordynacją podatkową, dobrowolnie przyznać się do zaległości podatkowych, które szacowano na 3,2–3,5 mln euro. Prokuratura zakwestionowała jednak to oświadczenie, twierdząc, że jest niekompletne, poza tym Hoeness został ostrzeżony o grożącym mu dochodzeniu, a w takiej sytuacji przyznanie się do winy nie wstrzymuje postępowania. Doszło więc do procesu, który rozpoczął się w poniedziałek i planowo ma potrwać cztery dni, co jednak wydaje się mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę ilość nowych informacji, które pojawiają się z każdą godziną obrad sądu. Sam oskarżony zaskoczył obserwatorów, przyznając, że jego zaległości podatkowe są znacznie wyższe, niż pierwotnie mu zarzucano, i sięgają 18,5 mln euro, chociaż i ta kwota może być niedoszacowana.
I króciutki kawałek o Lidze Mistrzów pt. W Barcelonie też grają tylko ludzie.
– Jestem wojownikiem. Mam nadzieję, że moi zawodnicy również – mówi Sami Hyypia, ale to dobra mina do złej gry, bo Bayer wiosną w siedmiu meczach Bundesligi zdobył tylko siedem punktów. Manchesteru City skreślać jeszcze nie wolno, mimo że strzelenie przynajmniej dwóch bramek na Camp Nou to ciężkie zadanie. Nawet jeśli rywal jest w kryzysie i przegrywa w lidze z broniącym się przed spadkiem Valladolid. Piłkarze City także liżą rany. Do niedawna mieli jeszcze szanse na wszystkie cztery trofea, wydawało się, że stanowią jedną z niewielu drużyn w Europie, które mogą zatrzymać Katalończyków. Zdobyli puchar ligi angielskiej, w niedzielę odpadli jednak z Pucharu Anglii po bolesnej porażce z drugoligowym Wigan (1:2) na własnym stadionie. Samir Nasri, strzelec jedynego gola w meczu z Wigan, cieszy się, że rewanż z Barceloną jest właśnie teraz, bo pozwoli zapomnieć o ostatniej wpadce. – W futbolu nie ma rzeczy niemożliwych. Katalończycy w miniony weekend pokazali, że są tylko ludźmi – przypomina francuski pomocnik, a Vincent Kompany dodaje: – Wierzymy, że stać nas na odrobienie strat. Śledzimy każdy ruch Katalończyków. Przypominamy trochę kierowców Formuły 1, którzy przed wyścigiem próbują poznać tor. Zespołowi z Manchesteru może nie pomóc powrót do składu Sergia Aguero. Liga Mistrzów zna tylko dwa przypadki, gdy drużyna, która przegrała u siebie pierwsze spotkanie, awansowała do następnej rundy.
W kolejnym dniu sport nie jest priorytetem w Rzeczpospolitej.
GAZETA WYBORCZA
O Barcelonie pisze też w Gazecie Wyborczej Michał Szadkowski. Skończyli się czy się nie skończyli?
Gdybyśmy mieli wymienić najznaczniejsze postaci zespołu, który dwa razy sięgał po Puchar Europy, wskazalibyśmy Messiego, Xaviego, Iniestę, Puyola i Piqué. Dwaj ostatni uchodzili wówczas za najlepszą parę stoperów na świecie, z ich współpracy korzystały klub i zbierająca złote medale na największych imprezach reprezentacja. Puyol był wymagającym szefem, Piqué – pilnym uczniem. Puyol dawał zespołowi charakter, Piqué – fantazję. Puyol wolał błyszczeć na boisku, Piqué – lubił także przed kamerami. Dziś ta para jest już wspomnieniem, 36-letni kapitan Barcy poczuł, że nogi odmawiają współpracy z resztą ciała, po sezonie odejdzie z klubu. Piqué stracił nie tylko – jak sam mówił – „anioła stróża”, kłopoty Puyola spowodowały, że na środku obrony permanentnie gra defensywny pomocnik. Xavi i Iniesta na pytania o słabszą formę odpowiadają niemal od roku, gdy Barcelona została rozbita w półfinale LM przez Bayern 0:7. Nie wiadomo, czy grają słabiej dlatego, że drużyna wpadła w kryzys czy drużyna wpadła w kryzys, dlatego, że jej silnik coraz częściej się zacina. Wiadomo natomiast, że Xavi dał w tym sezonie tylko dwie ligowe asysty (w najlepszym sezonie 2008/09 – 20), a Iniesta strzelił tylko jednego gola (ostatnio tak mało skuteczny był cztery lata temu, gdy zmagał się z kontuzją). Ten ostatni przeżył właśnie tragedię, kilka dni temu jego żona poroniła.
Niczego więcej nie znaleźliśmy, nawet w wydaniu stołecznym.
SPORT
Dzisiejsza okładka Sportu.
Zabawnie o nowym szkoleniowcu Górnika gdyba sobie dziennikarz Tomasz Mucha. Nazwisko nowego trenera mamy poznać dziś o siódmej wieczorem. W Columbus w stanie Ohio będzie wtedy godzina druga po południu, a więc jakby nieco bardziej przyjazna organizowaniu konferencji prasowych. Być może nowy szkoleniowiec ekipy z Roosevelta zjawi się w siedzibie klubu osobiście, docierając popołudniowym samolotem z Ameryki, a być może pojawi się tylko na telebimie, siedząc tysiące kilometrów stąd.
Oczywiście mamy też typową śpiewkę…
Warzycha-trener to ryzyko, bo kraju i polskiej ekstraklasy nie zna, niewiele wie o piłkarzach, w ogóle doświadczenie trenerskie ma takie sobie, pracował de facto w jednym klubie i to za oceanem, gdzie uwarunkowania futbolu są zgoła inne niż nad Wisłą. Teraz będzie przechodził przyspieszony kurs.
Sport zastanawia się dziś również, czy ukształtowała nam się już grupa mistrzowska, bowiem takiego dystansu punktowego między ósmym i dziewiątym zespołem jeszcze nie było. – Przynajmniej jedna zmiana jeszcze nastąpi – uważa Czesław Michniewicz. – Awans Korony do czołowej ósemki byłby niespodzianką. Prędzej widziałbym w niej Cracovię. O ile znajdzie następcę Dawida Nowaka i wreszcie zacznie strzelać bramki – dodaje. – W Cracovię nie wierzę w Lechię też nie – ocenia Przytuła.
Zwykłe gdybanie ekspertów.
Na kolejnej stronie czytamy o niepewnej przyszłości kilku zawodników Ruchu. Pracodawcę na pewno zmieni Maciej Jankowski. Największym zainteresowaniem powinien cieszyć się Filip Starzyński. Na Cichej kibice mogą już nie zobaczyć Daniela Dziwniela (choć to na razie przypuszczenia) albo Grzegorza Kuświka. Do końca nie wiadomo również, co stanie się po sezonie z Michałem Buchalikiem – taka wyliczanka. Działacze chcą zaproponować nową umowę „Zieniowi”, ale jego pozostanie na Cichej nie jest jeszcze przesądzone. Roland Gigołajew z kolei ma być następcą Dziwniela. Kontrakty mają przedłużyć również doświadczeni Marcin Malinowski i Łukasz Surma, lecz w ich przypadku najważniejsze będzie zdrowie.
Na koniec możemy poczytać jeszcze o Richardzie Zajacu, który rzekomo przeżywa drugą młodość, dość nijaką rozmówkę z Tomaszem Podgórskim i kolejne gdybanie o trenerze Górnika z Warzychą w tle.
SUPER EXPRESS
Futbol na łamach Super Expressu, jak i w pozostałych gazetach, nie rzuca na kolana. Mamy przede wszystkim rozmowę z Januszem Sybisem, który komentuje ostatnie wydarzenia w Śląsku Wrocław.
Chwali pan Pawłowskiego, a on swoje rządy zaczął najgorzej jak można. Od ujawnienia, że lider zespołu Sebastian Mila ma nadwagę. Takich rzeczy nie powinno się wynosić z szatni.
– Sebastian niejeden mecz wygrał dla Śląska i jeszcze niejeden wygra, ale taka lekcja pokory mu się przyda. Przyszło paru nowych chłopaków, konkurencja w zespole jest większa, na pozycji Mili może grać Flavio Paixao i dobrze, że były kapitan dostał sygnał, że nie ma ludzi niezastąpionych, świętych krów. Jeśli chce grać, musi się wziąć do roboty.
Levy stracił pracę, bo nie miał kontroli nad szatnią? Pojawiły się plotki o pijaństwie piłkarzyÂ…
– Bajek nie słucham. Mam zasadę, że nawet jak ktoś montuje ekipę, żeby pójść w miasto, to ja już od dawna siedzę sobie na kawce. Ale nawet laik mógł dostrzec, że w drużynie dzieje się źle. Ekipa, która powinna trząść tą ligą, błąkała się w ogonie tabeli. Wstyd! Na przykładzie „Milowego” Tadziu wstrząsnął szatnią. Nowy trener jest twardy. Wie, czego chce. Nikt mu nie podskoczy. Ale przy tym to dusza człowiek. Otwarty, komunikatywny. I sprawiedliwy. Każdy dostanie od niego tyle, na ile sobie zapracował.
Staje pan murem za Pawłowskim, a ten nawet nie zaproponował panu pracy w sztabie szkoleniowym. W innych klubach bardziej dba się o legendy.
– Marzy mi się, żeby dla Śląska być kimś takim jak Brychczy dla Legii. Tadka znam doskonale. On strzelał gole z moich podań, a ja trafiałem z jego zagrań. W Austrii nie pracował w żadnym znaczącym klubie, ale warsztat ma naprawdę super. Nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą, ale Tadziu wie, że zawsze mu pomogę.
Dość ofensywna rozmowa Piotra Dobrowolskiego, pełna kategorycznych sądów samego dziennikarza.
Poza tym możemy zacytować Michała Listkiewicza, który pisze o „Patriotach w kominiarkach”.
Łobuzerka zniknie z polskich stadionów? Kiedyś pewnie tak, ale najbliższe czasy nie będą wesołe. Podobno działacze niektórych klubów pocieszają zatrzymanych rzezimieszków, a tym w kominiarkach gratulują skutecznego kamuflażu. Nożownik z Krakowa jest dziś bogatym obszarnikiem, którego boją się piłkarze zadłużeni w kasynach. Ciemne interesy przeniosły się z obskurnych parkingów na piłkarskie areny. Sieć powiązań półświatka z futbolem nie skończyła się z ujawnieniem afery korupcyjnej. To są grubsze sprawy niż kupowanie meczów. Znajdzie się szeryf, który powie prawdę o handlarzach narkotyków i sutenerach przyodzianych w klubowe szaliki? Gangsterzy kryją się za plecami naiwnych kibiców. Często sięgają po patriotyczną symbolikę, powołują się na ofiary Katynia i Powstania Warszawskiego, wywieszają na sztandary Ł»ołnierzy Wyklętych. To pospolita ściema, podobnie jak śpiewanie hymnu przez pijanych osiłków.
Zgodnie z prawdą, choć mało odkrywczo.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Może honor dzisiejszej prasy uratuje Przegląd?
Gazeta zaczyna się od zapowiedzi Ligi Mistrzów, których skutecznie unikamy. Jak ktoś chce, niech czyta. No, może tylko krótki cytacik z Mirosława Trzeciaka, który twierdzi, że gwiazdy Barcy już się wypaliły.
– Jeśli Kun Agüero zagra na Camp Nou na swoim najwyższym poziomie, nie wyobrażam sobie, by Anglicy nie mieli okazji do strzelenia bramki. Bo ostatnio przeciwko Barcelonie każdy je ma, nawet drużyny o kilka klas słabsze od City. Gol dla rywali wprowadziłby niepokój u gospodarzy. Jeśli Fabregas mówi „Musimy otrzeć się o doskonałość, żeby awansować” to znaczy, że się boją. Za czasów Pepa Guardioli, po 2:0 na wyjeździe, rewanż graliby rezerwami, teraz pewni awansu nie są. Nikt nie wie, jak będzie wyglądała Barcelona w kolejnym meczu. Trwa rozpad drużyny stworzonej przez Guardiolę. Nic nie dzieje się od razu. Zaczęło się od jego słynnego zdania, na pożegnanie z klubem „Odchodzę, żebyśmy wzajemnie nie zrobili sobie krzywdy”. Drużyna zaczynała funkcjonować po swojemu, Alves z Pique nie przestrzegali dyscypliny taktycznej, Fabregas kręcił nosem, buntował się przeciwko roli rezerwowego. A Guardiola był perfekcjonistą, chciał mieć kontrolę nad klubem i zespołem na wszystkich poziomach. Nie znosił bałaganu. Po jego odejściu przyszedł Tito, a kiedy zachorował, zajęcia prowadzili asystenci. Na tym poziomie to nie do pomyślenia.
Tematem numeru jest dziś wspominana już przez nas rozmowa z Wojtkiem Kowalczykiem. Niezbyt długa, na pół strony. Spróbujemy zacytować inny fragment niż ten, który mieliśmy już w Fakcie.
Ktoś zauważył, że za czasów trenera Jerzego Engela w meczach towarzyskich biało-czerwonym szło beznadziejnie, a mimo to awansowali do mistrzostw świata w Korei i Japonii.
– Mamy grupę, z której powinniśmy wyjść, ale mi chodzi też o coś innego. W klubie lub reprezentacji zmienia się trenera, by poprawił styl lub wyniki. Czyli po Leo Beenhakkerze mamy już trzeciego szkoleniowca, a nadal nie mamy ani wyników i prezentujemy marny styl. A piłkarze wciąż ci sami. Czekam aż zawodnicy z młodzieżówki zaczną grać w dorosłej kadrze. Tylko jak wspomniałem, ciężko ich wyrwać, bo grają ważne eliminacje do młodzieżowych mistrzostw Europy i pośrednio igrzysk olimpijskich. Ci młodzi na pewno lepiej potrafią grać w piłkę od większości, która jest dziś w pierwszej reprezentacji. Śledzę dokładnie dokonania młodzieżówki, więc wiem, o czym mówię. W dorosłej kadrze są od czasów trenera Waldemara Fornalika ci sami piłkarze i wciąż niczego nie wnoszą. Owszem, każdy z nich miał swoje dobre 45 minut, lecz raz na piętnaście spotkań! W kadrze wymagania są takie, że trzeba dobrze zagrać, co drugi albo przynajmniej co trzeci mecz. A my wpadliśmy w nawyk słabych wyników. I nie potrafimy z tego wyjść. Nasi piłkarze są w złym nałogu. Tak jak ja z paleniem. Wiem, że nałóg to paskudna sprawa. Przyzwyczaić się do dobrego to źle, ale przyzwyczaić do złego, jeszcze gorzej. My po raz ostatni w miarę przyzwoicie zagraliśmy w towarzyskim meczu z Niemcami. Tyle, że to było dawno, 2,5 roku temu. Nasz ostatni sukces to wygrana nad Mołdawią. A dziś to nawet gola nie potrafimy strzelić.
Spodziewał się pan, że za kadencji trenera Adama Nawałki będzie tak źle?
– Najpierw spróbował coś kombinować i powołał zawodników z polskiej ligi. Ale szybciutko wrócił do zgranych nazwisk, tych samych, co grali wcześniej i przegrywali. Większość przegrała EURO 2012, później eliminacje do mistrzostw w Brazylii i nadal jest w tej kadrze. Zmieńmy coś nawet przed samymi eliminacjami!
I co nam zostało na koniec? Mniejsze rzeczy.
– Teksty o meczach Pucharu Polski
– Koniec Arboledy w Lechu
– Cenne bramki Radovicia dla Legii.
– Wyjazdowy rekord Ojrzyńskiego.
Seria bez zwycięstwa na wyjazdach Ojrzyńskiego trwa już 22 mecze. Z aktualnie pracujących w Ekstraklasie szkoleniowców nikt mu nie dorównuje. Drugi na liście jest Orest Lenczyk, który nie przywiózł z wyjazdów trzech punktów od dziewięciu meczów. Siedem spotkań bez wygranej ma natomiast Artur Skowronek. Piotra Stokowca uratował walkower w Warszawie, który przerwał jego passę.
Sami przyznacie, że środa wypada słabiutko.

ANGLIA: Ostra jazda z Wengerem
Angielska prasa nie patyczkuje się dzisiaj z Wengerem. „Agonia trwa”, a całość okraszona zdjęciem trenera Arsenalu patrzącego w górę, co opatrzono zjadliwym komentarzem jakoby Francuz potrzebował boskiej pomocy by coś wygrać. „Sun Sport” docenia wysiłki Arsenalu, nazywa ich dzielnymi, ale i tak ostatecznie mamy przecież nokaut, więc za wielu pochwał nie będzie. Do tego pisze się też o wydłużającej się karze dla Alana Pardew.
WŁOCHY: Odpadnięcie Milanu
Włoska prasa musi dzisiaj żyć odpadnięciem ostatniej ekipy Serie A z Ligi Mistrzów, a więc przede wszystkim trwa roztrząsanie wczorajszych wydarzeń na Vicente Calderon. Cytuje się Seedorfa, który z jednej strony jest pełen optymizmu na przyszłość („Odkujemy się, powrócimy”), a z drugiej krytykował drużynę za dzisiejszy mecz. Sporo pisze się też o Giovinco, który ma dostać szansę przeciwko Fiorentinie, bardzo prestiżowym starciu w Europa League. Będzie to być może dla niego być albo nie być w barwach „Starej Damy”. Inter natomiast cały czas w kontekście wzmocnień, tym razem na celowniku Dżeko i Morata.
HISZPANIA
„As” i „Marca” cieszą się z bardzo dobrego meczu Atletico przeciwko Milanowi, zapominając chyba, że dzisiaj to średniak Serie A, którego miało w obowiązku rozjechać. Nie brakuje ciekawych epitetów: „Rojosblancos znowu wśród arystokratów futbolu”, jak puentuje „Marca” powrót do najlepszej ósemki kontynentu po siedemnastu latach. „Mundo Deportivo” i „Sport” dla równowagi skupiają się na zapowiedziach szlagieru Barca – City. Czy Messi pokaże się z lepszej strony niż ostatnio? Jak ewentualny sukces albo mało przekonujący wynik może wpłynąć na notowania Martino?
PORTUGALIA: Świetny Quaresma, Matić mógł grać w Tottenhamie
W portugalskiej prasie już dzisiaj powoli zapowiada się czwartkową kolejkę Ligi Europy. „Record” zajawia nam wzmianką o Benficy, widać dużą wiąrę w możliwości tego zespołu. „O Jogo” żyje z kolei doskonałą formą Quaresmy, który znalazł swój dom. „A Bola” porozmawiała z Maticiem, to dzisiaj najważniejszy materiał w tej prasie. Najciekawsza informacja z niego, to że również Tottenham był bardzo bliski sprowadzenia gracza.





















