Puchar Polski. Abwo na wiaderku witamin, Danek odkłada telefon

redakcja

Autor:redakcja

11 marca 2014, 21:16 • 3 min czytania

Kto musiałby zagrać na Narodowym, żeby frekwencja okazała się niższa niż na tegorocznym finale Pucharu Polski? Czy byłby to Stachurski, a może Zenek Martyniuk? Nie wiemy, ale patrząc na dzisiejsze trybuny w Lubinie nie można było nie mieć takich właśnie czarnych myśli względem majowego starcia. Ćwierćfinał Pucharu Polski nie przyciągnął przecież nawet trzech tysięcy widzów.
Pojedynek był przewidywalny jak wycieczka do Lichenia. Zagłębie było lepsze, uzyskało wynik, którego chciało, a potem skutecznie klinczowało aż do końca. Ciekawie było głównie wtedy, gdy piłkę dostawał Abwo, bo ostatni raz mecz, w którym jeden zawodnik miał tyle udanych dryblingów oglądaliśmy chyba w Championship Managerze. W każdym razie dzisiaj pierwsze wąsy sportowego Nowego Sącza, czyli Adam Mójta, co chwila siadały na murawie po akcjach gracza z Lubina. Ten kiwał dwóch, trzech, był za szybki, nieuchwytny. I co nam się podobało: nawet, jak dryblingi mu się nie udawały, to też było interesująco, bo na przykład zbierał soczysty opierdol od Arka Piecha.

Puchar Polski. Abwo na wiaderku witamin, Danek odkłada telefon
Reklama

Sandecja wyszła na mecz wystraszona, a gdy już nieco się ogarnęła, dostała bramkę na 2:0 po kolejnym rajdzie Abwo i błędzie golkipera, który niepotrzebnie wychodził do Papadopoulosa. Wielu rzeczy brakowało dzisiaj tej drużynie, poczynając od nutki ryzyka. Naprawdę wynik 0:2 w plecy jest tak dobry przed rewanżem, by nie rzucić więcej sił na rywala w końcówce? Ponoć miał być to jeden z najważniejszych meczów w historii klubu, bo nigdy zespół z Nowego Sącza tak daleko nie zaszedł w PP. Jakoś nie widzieliśmy tego na boisku.

Jedyne co zapamiętamy z przodu u tej ekipy to wrzutki na pierwszego od Mójty, a także chaos w podaniach. Co z tego, że w końcówce Sandecja raz czy dwa dobrze wyszła z kontrą, skoro zawsze wkradała się w ich poczynania rażąca niedokładność. Wszędobylski w dobrym i złym tego słowa znaczeniu Mójta miał czystą pozycję w polu karnym Zagłębia, ale dograł do nikogo, a potem Bębenek zamiast wypuścić Falowskiego na sam na sam, podał do Rodicia. Nie będziemy czarować, całą drugą połowę goście bardzo nieudolnie próbowali gonić wynik, na tej podstawie trudno wróżyć im sukcesDl w pogoni jaką ma być drugi mecz. Dlatego jeśli Andrzejowi Dankowi znowu rozdzwoni się telefon od dziennikarzy pytających na jakim stadionie Sandecja ewentualnie planuje grać w pucharach (takie plotki żarty dziś słyszeliśmy), to może spokojnie się rozłączyć.

Reklama

Trzeba wspomnieć też o starciu Rymaniaka z – kim by innym! – Mójtą. Wielu miało pretensje, że gracz Zagłębia powinien wylecieć za umyślną próbę kopnięcia rywala i to już po gwizdku. Część osób interpretuje to zajście inaczej: Rymaniak próbował pokazać w jaki sposób zaatakował go wąsacz z Nowego Sącza. Dobrze, tylko czy to odpowiedni ku temu sposób? Ostatecznie nie staniemy po niczyjej stronie.

Może tylko po stronie Andrzeja Iwana w kwestii debiutu Gliwy w Rumunii: – Poznamy po samochodzie jak mu idzie.

Fot: FotoPyK

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
0
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama