Na jak długo Milan żegna się z Ligą Mistrzów?

redakcja

Autor:redakcja

11 marca 2014, 22:40 • 5 min czytania

Finaliści trzech pierwszych edycji Ligi Mistrzów. Zwycięzcy jedynego w historii „włoskiego” finału, bohaterowie dreszczowca w Stambule, za który zemścili się na „The Reds” dwa lata później. Milan to historia Champions League. Dziś jednak w bardzo dosłownym tego słowa znaczeniu. Ł»egnamy „Rossonerich” na co najmniej rok, ale dla nikogo zaskoczeniem nie będzie, jeśli ta banicja potrwa znacznie dłużej. To zespół w poważnych tarapatach na wielu szczeblach, zarówno sportowych, organizacyjnych, finansowych. Seedorf wskoczył na wysokiego konia i na razie mocno obija się przy próbie jego ujarzmiania.
Milan był dzisiaj taki sam jak przez cały sezon. Na swój sposób fascynujący. Bo doskonale ogląda się mecze drużyny posiadającej obronę rodem z Serie B, zdezorganizowanej, ale potrafiącej czasem błysnąć na światowym poziomie, okresowo dorównać najlepszym. To przepis na ciekawe mecze, pełne bramek i dramaturgii. Przeciwko każdemu Milan będzie potrafił coś stworzyć, każdego też wpuści pod swoją bramkę.

Na jak długo Milan żegna się z Ligą Mistrzów?
Reklama

Przy stanie 1:1 powróciły emocje i nadzieja. „Rossoneri” mieli setkę, w przypadku jej wykorzystania rozdawaliby karty. Bez przesady jednak, futbolowi bogowie nie mają aż tyle poczucia humoru: Kaka strzelający dwa gole głową w przeciągu jednej połówki? Różne rzeczy widzieliśmy, ale to przekracza możliwości naszej wyobraźni. Zamiast tego wyświetlono nam przewidywalny film, 4:1, podczas którego Atletico pokazało ile znaczy dyscyplina i ta sama intensywność grania od pierwszej do ostatniej minuty. Ile może zdziałać charakter i pracowitość.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Polityka transferowa Milanu niektórym imponowała. Ściągano z dużych klubów znane nazwiska, co tworzyło spory szum medialny. Zapomniano jednak o tym, że jeśli ściągasz prawie wyłącznie odpadki z dużych klubów, to ta sama elita w końcu cię wyprosi ze swojego towarzystwa, by nie powiedzieć: wydali cię. Głównym hamulcowym był dzisiaj Essien, Robinho nawet jeśli nie prezentował się na Vicente Calderon katastrofalnie, to i tak kibice najchętniej zapakowaliby go w skrzynię i wywieźli kajakiem do Brazylii; jeden Kaka wiosny na pewno nie czyni. Problemy są bardzo głębokie, a liczba błędnych decyzji dalece wykraczająca poza normę. Nawet chwalone transfery zimowe wypadają blado w obliczu dzisiejszych wydarzeń. Taarabt ściągnięty w przerwie, Rami w dwumeczu zawalił trzy gole, Honda nie zagrał w Mediolanie jeszcze jednego naprawdę udanego spotkania, dziś był tylko widzem.

Dlatego symbolem tej drużyny jest Balotelli. Jak prawie wszyscy wypchnięty z poważnego klubu, jak prawie wszyscy chimeryczny, często człapiący po boisku. Mimo to dziś w prasie widziano w nim zbawcę. „La Gazetta dello Sport” przekonywała, że tylko on może pociągnąć Milan do ćwierćfinału. Było jednak przewidywalnie, książe rozczarowań… nie rozczarował. Zapamiętamy go właściwie tylko ze strzału z wolnego prosto w krocze Diego Costy.

A Seedorf? Jego będzie się oceniać dopiero za przyszły sezon. Ale sześć porażek w jedenastu meczach to bez względu na okoliczności bardzo marny rezultat.

Image and video hosting by TinyPic

Atletico tymczasem wraca do ćwierćfinałów po 17 latach. Kto spina klamrą obie te drużyny? Oczywiście Simeone.

Image and video hosting by TinyPic

Atleti wraca do elity, czołowej ósemki, jako czarny koń, który ma wszystko, by zakończyć wyścig w glorii zwycięzcy. Taki koniec nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem. To mądra, wyrachowanie grająca drużyna, pewna w tyłach. Ale akurat z rozjechania Milanu nie powinno się wyciągać wielu wniosków, bo dziś robi to również każdy, kto ma na to ochotę Udinese i inne średniaki Serie A.

***

A Arsenal? Cóż, Arsenal zrobił jakieś trzy razy więcej, niż oczekiwano. Po pierwsze – nie dał się rozgromić w pierwszym kwadransie. Po drugie – nie dał się rozgromić przez całą pierwszą połowę. Po trzecie – nie przegrał, a po strzeleniu gola przez Podolskiego pachniało byliśmy w stanie dopuścić do siebie myśl, że podopieczni Wengera jeszcze postraszą niezawodną maszynę Pepa Guardioli. Naturalnie londyńczycy nawet w momentach, gdy w teorii mieli rzucić wszystkie siły do przodu wyglądali raczej jak kontrujący i broniący się beniaminkowie, niż ktoś „goniący wynik”, ale 1:1 w Monachium, po niezłej grze i tak zasługuje na pochwałę. Ten Bayern to przecież zespół, który zjadł jeszcze przed drugim śniadaniem całą Bundesligę, a wygląda na to, że zakąsi wszystkimi rywalami w Lidze Mistrzów.

Tym większe słowa uznania – także dla Fabiańskiego, który w końcówce wybronił rzut karny pozbawiając Bayern premii za zwycięstwo i ratując remis. Remis, który – jeśli Bawarczycy utrzymają tempo – może po latach trzeba będzie wspominać jako jeden z nielicznych momentów, gdy ktoś uszczknął punkty temu potworowi, który stworzył hiszpański magik po osieroceniu Barcelony.

Image and video hosting by TinyPic

Guardiola – Rosicky, pocztówka z przeszłości

Sam mecz oglądało się nieźle – Bayern grał swoje, a to najlepsza rekomendacja, ale i Arsenal nie machnął ręką „skupiając się już na lidze” i ambitnie walczył właściwie do samego końca. Oczywiście, dominacja gospodarzy ani przez moment nie była zagrożona, nawet gol Podolskiego i kilka kolejnych żwawszych akcji gości dało raczej trochę frajdy tym, którzy oczekiwali pogromu, aniżeli sprawiło że sceptycy uwierzyli w cud na niemieckim stadionie. Zresztą, Squawka Football podaje, że Manuel Neuer miał dziś więcej podań, niż którykolwiek z zawodników Arsenalu. Do tego znamienna akcja, która może spokojnie odgrywać rolę skrótu tego meczu – Mesut Oezil, który anemicznie wykonuje swoje przełożenie piłki pod nogą, choć obrońca Bayernu rozczytuje jego zamiary jeszcze przed podjęciem jakiegokolwiek ruchu. Naprawdę wymowne.

Tak to wyglądało i możemy jedynie cieszyć się za ofiarowanie nam tej namiastki emocji po drugim golu, zamiast rozwiązania całego dwumeczu w pierwszych piętnastu minutach. Na ten moment jednak to wszystko – i wygląda na to, że kogokolwiek w losowaniu otrzyma Bayern, kolejne fazy mogą wyglądać podobnie…

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
0
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama