Arsenal jak z Playstation, Jose coraz śmielej wyciąga ręce po mistrzostwo

redakcja

Autor:redakcja

22 lutego 2014, 23:30 • 3 min czytania

Ciekawe wyniki przyniosła sobota w Premier League. „Kanonierzy” przejechali się po Sunderlandzie niczym gorący nóż po kostce masła, a „Tygrysy” z Hull dosłownie żywcem zjadły drużynę z Cardiff. Grała także drużyna Artura Boruca, a „Święci” mierzyli się z rozpędzonymi „Młotami”. Ekscytująco było na Stamford Bridge, ale tam skończyło się jak… zawsze. Angielska ziemia jak zwykle była krainą emocji, walki, szybkości oraz piłki nożnej na najwyższym poziomie. Zapraszamy na przegląd soboty w Premier League.
Dwa pogromy

Arsenal jak z Playstation, Jose coraz śmielej wyciąga ręce po mistrzostwo
Reklama

Nie zwalnia tempa Arsenal. „Kanonierzy” co prawda dostali w środku tygodnia lanie od Bayernu, a Wojtek Szczęsny pokazał co pokazał, ale Premier League to zupełnie inna bajka. Na Emirates przyjechał Sunderland, a chłopcy Wengera urządzili sobie w pierwszej połowie strzelaninę rodem z „3:10 do Yumy”. Koszmarne zawody rozgrywał defensor Santiago Vergini, a jego błędy bezlitośnie punktował zwłaszcza wzorowy mąż, czyli Olivier Giroud. Francuz powrócił do pierwszej jedenastki Arsenalu i odpowiedział na wszelką krytykę najlepiej jak umiał, czyli golami. Napastnik strzelił pierwsze dwa gole, ale prawdziwą magię fani „Kanonierów” zobaczyli tuż przed przerwą. Arsenal rozegrał kilka szybkich podań na jeden kontakt, a całość zamknął Tomas Rosicky. Czeski maestro wykończył akcję z zimną krwią, a cała akcja przypominała urywki z Fify 14. Palce lizać. Nie minęła godzina gry, gdy Kościelny strzelił na 4:0 i było po meczu. Honorowa bramka Giaccheriniego bez znaczenia.

Reklama

Prawdziwe safari urządziły sobie także „Tygrysy” z Hull, które wypatroszyły Cardiff Ole Gunnara Solskjaera. „The Bluebirds” napoczął Tom Huddlestone, a gole na 2:0 i 3:0 zdobył wracający do formy Nikica Jelavić. Zmiana otoczenia wpłynęła na Chorwata niczym powiew świeżego powietrza – Nikica zaczyna przypominać tego napastnika, który zachwycał grą całe Goodison Park na początku swojej przygody z Evertonem. Swojego gola zaliczył także Jake Livermore, a Steve Bruce mógł z czystym sumieniem otworzyć piwko po meczu. Kwaśną minę miał za to norweski „Baby face killer” z Cardiff – nie dość, że jego gracze dostali wciry od „Tygrysów”, to czeka go spotkanie z jeszcze jednym tygrysem, ale tym razem malezyjskim. Vincent Tan znany jest z trzech rzeczy: ze swojego „cudownego” wyczucia mody, braku poszanowania dla angielskiej tradycji oraz lekkiej ręki do wyrzucania trenerów. Słaby początek Solskjaera w Premier League.

Stary człowiek i może, a bańki cały czas latają wysoko

W Chelsea jak dekadę temu. Lampard i Terry niczym wino – coraz starsi, a dają radę. Mourinho bardziej siwy i parę kilo cięższy, ale jeszcze bardziej wyrachowany i cwany. Na Stamford oglądaliśmy bardzo dobry mecz, akcja toczyła się wartko. Kapitalne zawody rozgrywał zwłaszcza Sylvain Distin. Francuz z każdym kolejnym rokiem wydaje się jeszcze bardziej wyżyłowany, lepszy taktycznie i bardziej niezawodny. Z taką formą śmiało może grać do 40-tki, tak samo jak asy z Chelsea. Wszystko rozstrzygnęło się w końcówce meczu. Lampard dośrodkował w kierunku bramki, Terry chciał nogą wykończyć podanie, ale ostatecznie minął się piłką. Na tyle jednak zaabsorbował uwagę Howarda, że ten wpuścił piłkę do bramki. Z początku John Terry cieszył się z gola, ale powtórka wykazała, że gol należał się Frankowi Lampardowi. Duży pech Evertonu, ale najlepszych poznaje się po instynkcie killera. Jeśli zastanawialiście się, gdzie podział się „Fergie Time”, to już Wam podpowiadamy. Przeprowadził się na Stamford Bridge.

Nawet najstarsi górale nie pamiętają tak dobrej passy West Hamu. „Młoty” od czasu pamiętnego „XIX-wiecznego futbolu” na boisku Chelsea są niepokonane, a ostatnie pięć meczów to cztery zwycięstwa i remis. Dzisiaj Sam Allardyce i spółka odprawiła z kwitkiem drużynę Southampton z Arturem Borucem w bramce. „Święci” co prawda prowadzili 1:0 po golu Yoshidy, ale trzy kolejne trafienia West Hamu wybiły piłkarzom Pochettino z głowy marzenia o jakichkolwiek punktach. Artur Boruc miewał lepsze mecze, ale o porażkę angielska prasa obwinia przede wszystkim blok obronny Southampton, z Shawem na czele.

Zgodnie swoje mecze wygrały kluby z Manchesteru. Swoją pierwszą bramkę po podpisaniu nowego kontraktu strzelił Wayne Rooney. City długo męczyło się ze Stoke, ale ostatecznie gol Toure zapewnił trzy punkty „The Citizens”.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama