Co dalej, panie Courtois? Jak wejść na top i wciąż nie być pewnym przyszłości

redakcja

Autor:redakcja

21 lutego 2014, 11:17 • 6 min czytania

Kto ma największy udział w sukcesach Atletico? Zagadka poziomem trudności nawiązująca do klasyków audiotele, bo oczywista odpowiedź to: po pierwsze, Simeone. Bawimy się dalej? Kto na kolejnych miejscach? Już macie problem? Niepotrzebnie, bo po drugie i po trzecie to także Simeone. Ciekawiej robi się tuż za podium, gdzie większość pewnie widziałaby Diego Costę, ale znaleźliby się i tacy, którzy na zaszczytnej czwartej pozycji chcieliby umieścić Thibauta Courtoisa. Kwestia dyskusyjna? Owszem. Ale pod długą, interesującą i merytoryczną debatę. Bo nie ulega wątpliwościom, że miejsce w czołówce takiego rankingu Belgowi się należy.
W środę znienawidzili go kibice na San Siro. Milan rozgrywał prawdopodobnie najlepsze czterdzieści pięć minut w tym sezonie. Przesadą byłoby powiedzieć, że „Rossoneri” mogli w te trzy kwadranse rozstrzygnąć dwumecz, ale prowadzenie 2:0 spokojnie wchodziło w grę. A odrobienie takiego wyniku to już nie spacer po parku, a raczej wspinaczka na wcale niemałe wzniesienie. Jednak na drodze Kaki, Poliego czy też Taarabta stanął dwumetrowy koszmar i wyłapał wszystko. Dziękujemy, dobranoc, fajnie chłopaki walczyliście.

Co dalej, panie Courtois? Jak wejść na top i wciąż nie być pewnym przyszłości
Reklama

Gdzie jak gdzie, ale między słupkami najczęściej znajdziemy starszych zawodników. To wręcz naturalna kolej rzeczy, bo w „klatce” mniejsze znaczenie ma na przykład wydolność, a większe doświadczenie. Czytanie gry, umiejętność zachowania się w trudnych sytuacjach boiskowych – to wszystko przychodzi z czasem. Dlatego tym bardziej nienaturalne (tak, to według nas najwłaściwsze słowo), że Courtois debiutował w silnej przecież lidze belgijskiej już w wieku szesnastu lat (2:2 z Gentem, dziewięćdziesiąt minut). Jak wielkim trzeba być talentem, nie tylko pod względem czysto piłkarskim, ale także mentalnym, by to osiągnąć? Nie mógł sobie kupić piwa, patrząc na niego wątpimy, by potrzebował w łazience maszynki do golenia, po treningach natomiast musiał rozwiązywać prace domowe z geografii. A potem wychodził na Cristal Arena i bronił całe spotkanie w Jupiler League.

Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Owszem, blisko dwa lata musiał czekać na kolejną szansę. Ale jak już ją dostał, to jej – delikatnie mówiąc – nie zmarnował. Został gwiazdą mistrzowskiego Genku. W zgodnej opinii wybrany najlepszym bramkarzem ligi. Przez kibiców nagrodzony mianem gracza roku ekipy z Limburgii, co należy tym bardziej docenić, że prawie zawsze takie trofea zgarniają zawodnicy ofensywni. فadnie się przedstawił, prawda? Dzień dobry, Courtois jestem, mam osiemnaście lat. Za chwilę podbiję świat.

Oczywiście skauci największych klubów Europy zaczęli koczować pod jego domem. Najszybsza i najkonkretniejsza okazała się Chelsea. Był to wybór bardzo dobry, bo na Stamford Bridge wiedzą jak nie zarzynać talentów. Błyskawicznie trafił na wypożyczenie i to nie byle gdzie, bo na Vicente Calderon. Owszem, był wtedy uznawany za jeden z największych talentów na świecie, ale chyba tylko jego mama, tata i wujostwo na poważnie liczyli, że tak szybko znajdzie drogę do pierwszego składu. Przecież Sergio Asenjo miał wtedy bardzo mocną pozycję w „Rojosblancos”. Ale Thibaut lubi mocne wejścia, więc w pierwszym rozdaniu wygryzł Asenjo dzięki rewelacyjnej postawie na treningach, a potem w sześciu pierwszych spotkaniach cztery razy zachował czyste konto, usadzając przeciwnika na końcu ławki. Potem poszło z górki: Liga Europy, Puchar Hiszpanii, nagroda dla najlepszego bramkarza La Liga. Aż wreszcie przenosimy się z przeszłości w interesującą teraźniejszość. Bo choć to jeden z najlepszych bramkarzy świata, tak jego przyszłość klubowa i reprezentacyjna stoi pod znakiem zapytania. Jak to możliwe? Najpierw niech sytuację spróbuje wyjaśnić „The Special One”.

– Czy Courtois zostanie w Atletico na przyszły sezon? Nie. I jeszcze raz nie – Mourinho nie zwykł rzucać słów na wiatr, dlatego choć Thibaut doskonale czuje się w Madrycie i nigdzie nie chcą stąd odchodzić, tak bardzo możliwe, że niedługo wróci do Londynu. Nie ma wielu piłkarzy na świecie, dla których przenosiny na Stamford Bridge byłyby wielką tragedią, ale akurat Belg mógłby być średnio zadowolony z takiego rozwiązania. Napotkałby tam bowiem dwumetrowy problem, czyli Petra Cecha. Ten broni już bramki „The Blues” dziesiąty rok. Jest człowiekiem instytucją, gościem praktycznie nie do wygryzienia. Tak naprawdę nie będzię przesady gdy powiemy, że akurat Chelsea mogłaby być najgorszym możliwym wyborem dla Thibauta. Bardzo prawdopodobne bowiem, że musiałby się zadowolić wysiadywaniem ławki, co podkreślał nawet sam Mourinho. A jak Courtois odnosi się do powrotu na wyspy?

– Nie boję się walki z Petrem, bo nie boję się nikogo. Jestem pewny swoich umiejętności i wiem, że Mourinho nie wybiera składu tylko na podstawie czyjejś reputacji. Udowodnił to w Realu, gdzie postawił na Diego Lopeza kosztem Casillasa – przekonuje Belg. Z drugiej strony jednak zdaje sobie sprawę, że usadzenie Cecha to wielkie wyzwanie. – Najchętniej zostałbym w Madrycie. Czuję się tu bardzo dobrze. Mój priorytet? Grać. Nie mam czasu na ławkę rezerwowych. To nie dla mnie.

Kwestia gry na Vicente Calderon pozostaje jednak w pewnym sensie w jego rękach. „Rojosblancos” bardzo chętnie by go zatrzymali, ale nie są potentatem finansowym, który lekką ręką może rzucić 30 milionów euro na golkipera. Nadzieja w uzyskaniu dobrego wyniku w Lidze Mistrzów (kasa misiu, kasa), czyli piłka po stronie Courtoisa. Spekuluje się również, że sprzedaż Diego Costy, którego chyba jeszcze trudniej będzie zatrzymać w Madrycie, może nieco rozluźnić budżet i w rezultacie znajdzie się „parę groszy” na Belga. Opcji jest jednak wiele, bo zawodnik przymierzany był też choćby do Barcy i Realu.

Image and video hosting by TinyPic

W reprezentacji z kolei sporym echem odbił się jego konflikt z Simonem Mignoletem. – Gdy pytają mnie w Anglii dlaczego nie jestem pierwszym bramkarzem „Czerwonych Diabłów”, naprawdę nie wiem co odpowiedzieć – takiej wypowiedzi udzielił golkiper Liverpoolu belgijskiej prasie, sprzedając tym samym prztyczka graczowi Atletico. Ten nie zamierzał puszczać aluzji płazem: – Mignolet może mówić co chce, jego słowa nie robią na mnie wrażenia. Wygrałem Belgii dość punktów w kwalifikacjach by przed mundialem czuć się pewnie. Simon powinien mieć więcej szacunku do mnie, bo to nie jest pierwsza jego deklaracja w takim tonie. Ja osobiście zawsze staram się bardzo szanować innych bramkarzy i to coś, co według mnie wszyscy powinni stosować – przekonywał Thibaut. Sam jednak bynajmniej nie powinien udzielać porad z zakresu etyki, skoro w swoim czasie wdał się w romans z dziewczyną Kevina de Bruyne. Sprawa bolała tym bardziej, że to starzy koledzy, pamiętający się jeszcze z czasów wspólnej gry w Genku. Marc Wilmots musiał na zgrupowaniach reprezentacji odgrywać rolę mediatora, bo obaj gracze nie chcieli ze sobą wspólnie dzielić szatni. Poniżej obiekt westchnień obu panów.

Image and video hosting by TinyPic

A to obecna dziewczyna Thibauta.

Image and video hosting by TinyPic

Porsche Panamera GTS na pewno nie przeszkodziło w jej zdobyciu.

Image and video hosting by TinyPic

Póki co Mignolet ogląda jego plecy. Ale nawet przez okołomundialowe wypowiedzi Courtoisa przeziera temat Chelsea. – Nie mogłem w tym roku ryzykować siedzenia na ławce, bo straciłbym wtedy miejsce w składzie reprezentacji Belgii. Tak samo do sprawy podeszli Kevin de Bruyne, Christian Benteke i Romelu Lukaku. Po mundialu będę bardziej skłonny do podjęcia ryzyka. Dlatego szanse na powrót do Anglii oceniam na 50 na 50.

Bez dwóch zdań czeka go najciekawsze lato w karierze. Mundial, a potem kluczowa decyzja w sprawie przynależności klubowej. Która naturalnie też jest uzależniona przynajmniej po części od tego jak Belgia i Courtois zaprezentują się w Brazylii. Ale jedno trzeba powiedzieć jasno: dla tego chłopaka nie ma granic. Może osiągnąć status bramkarskiej legendy? Może. Ma na to papiery. No bo kiedy ostatnio tak młody golkiper wdarł się do absolutnej czołówki światowych bramkarzy? Czy trzeba się cofać do czasu pierwszych kroków Casillasa i Buffona? Te nazwiska przynajmniej pierwsze przychodzą na myśl. Dostatecznie wymowne, że wymieniamy Belga w kontekście takich sław.

Zabawne, że jeszcze kilka lat temu był średnio utalentowanym lewym obrońcą juniorów Genku. Szybko urósł, więc trenerzy spróbowali go na bramce. Pomysł, jak widać, wypalił. Ktoś, kto podjął wtedy tę decyzję, może sobie wręczyć medal. Póki co w pewnym sensie Thibautowi wręczyli go internauci, bo po jednej z jego interwencji powstał mem „Thibauting”. W związku z nim ludzie robią sobie zdjęcia ustawiając się w pozie symulującej kapitalną paradę Courtoisa ze starcia z Sociedad. Dzięki temu do swojej długiej listy trofeów może też doliczyć nagrodę za… najciekawsze nowe słowo języka belgijskiego za 2013 rok.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama