Jedni nerwowo przestępują z nogi na nogę. Drudzy na szybko zatrudniają trenerów strażaków, którzy, daj Boże, zostaną bohaterami i ugaszą rozhulany ogień. Jeszcze inni zakładają ręce i pogodzeni z losem czekają na wykonanie wyroku – spadek. Sezony w najlepszych ligach wchodzą w decydującą fazę. Już dziś możemy wskazać palcem kluby, których utrzymanie wisi na włosku. Oto przewodnik po najgorętszych obecnie piłkarskich terenach w Europie.
1. Fulham FC – 4 punkty straty do bezpiecznej strefy (bilans ostatnich 10 spotkań: 2-1-7, ogółem 69% porażek)
Na przestrzeni lat klub z Craven Cottage miewał słabsze momenty, ale ten sezon, w szczególności ostatni okres, zwiastuje jego spadek z Premier League. Drużyny, która przyjmuje szóstkę od Hull City czy czwórkę od do niedawna ostatniego Sunderlandu, po prostu nie da się traktować poważnie. Kryzysu trzeba zażegnać jak najszybciej, z czego świetnie zdały sobie sprawę władze. Potrzebny im był ktoś z mocnym charakterem i nietuzinkową charyzmą. Znaleźli, akurat miał wolne. Misji ratowania Fulham podjął się doskonale znany Felix Magath, który szacunek wypracowuje głównie poprzez odbieranie radości z życia. Tak czy siak, trzymamy kciuki, bo byłoby naprawdę szkoda, gdyby rekordowy transfer Kostasa Mitroglou okazał się łabędzim śpiewem.
2. Real Betis – 10 punktów straty do bezpiecznej strefy (bilans ostatnich 10 spotkań: 1-2-7, ogółem 67% porażek)
Najwyższe płomienie z bliska, to znaczy przeważnie z klubowego ambulatorium, obserwuje nasz znajomy z reprezentacji PZPN, Damien Perquis. On sam nie może mieć sobie zbyt wiele do zarzucenia. W sumie zagrał tylko w pięciu ligowych meczach, ale bilans z nim na stoperze Betis ma nie za ciekawy – cztery porażki i jeden remis. W poprzednim sezonie finiszowali na siódmym miejscu, które dało im udział w europejskich pucharach. Przed bieżącym cel był prosty – powtórka z rozrywki. Tymczasem od października tkwią w strefie spadkowej, a Primera Division oddala się z każdą kolejną kolejką. Z Betisem trochę jak z Perquisem. Tak on, jak i cały klub to przypadki beznadziejne, które właściwie zdiagnozowałby co najwyżej dr. House. Zdjęcie leżącego na murawie Francuza jest z resztą świetnym spuentowaniem dotychczasowej części sezonu. Jedyną pocieszającą perspektywą jest dwumecz z Rubinem Kazań w fazie pucharowej Ligi Europejskiej.
3. Hamburger SV – 3 punkty straty do bezpiecznej strefy (bilans ostatnich 10 spotkań: 1-1-8, ogółem 62% porażek)
Do pewnego momentu ich wyniki można było podsumować słowem „kryzys”. Teraz, po siedmiu porażkach z rzędu, rozsądniej brzmi „katastrofa”. Za gaszenie pożaru od poniedziałku odpowiedzialny jest Mirko Slomka. To już trzeci, po Thorstenie Finku i Bertcie van Marwijku trener HSV w tym sezonie. Przygodę tego drugiego zakończyła kompromitująca porażka (2:4) z walczącym o utrzymanie Entrachtem Brunszwik. To już ostatnie tygodnie na to, żeby uspokoić trzęsienie ziemi i ocalić to, co zostało. Pierwszy w historii spadek HSV byłby klęską, także finansową. Za samo odszkodowanie dla van Marwijka trzeba było wyłożyć, według różnych źródeł, od dwóch do trzech milionów euro. To największe, ale nie jedyne zadośćuczynienie. Poprzednika Holendra odprawiono za 800 tys. euro. Byłemu dyrektorowi sportowemu zapłacono z kolei 1,4 miliona. Wóz albo przewóz. Wszystko w rękach nowego trenera.
4. US Sassuolo – 3 punkty straty do bezpiecznej strefy (bilans ostatnich 10 spotkań: 1-0-9, ogółem 62,5% porażek)
Sytuacja włoskiego beniaminka niby nie jest jeszcze tak tragiczna. Do spokojnego, pozbawionego arytmii oddechu, potrzeba jednak czegoś ekstra. Zrywu, zapunktowania w kilku kolejnych meczach. W obecnej formie trudno byłoby jednak ich o to podejrzewać. Spadek będzie sprawiedliwy o tyle, że są najzwyczajniej najsłabszą kadrowo drużyną w Serie A, i to zdecydowanie. Fakt, mają kapitalnego Domenico Berardiego. Większość pozostałych poziomem usytuowana jest jednak kilometr pod ziemią. Nawet jeśli jakimś cudem udałoby się utrzymać, to w przyszłym sezonie zostaliby bez połowy kadry. Dodajmy, tej mniej zgniłej połowy. Ośmiu piłkarzy jest wypożyczonych. Kilku kolejnych, w tym Berardiego czy Simone Zazę, sprowadzono na zasadzie współwłasności. Serie A to zbyt wysokie progi dla tak maleńkiego klubiku. Cytując klasyk – sorry, nie ta liga.
5. AC Ajaccio – 10 punktów straty do bezpiecznej strefy (bilans ostatnich 10 spotkań 1-3-6, ogółem 60% porażek)
Przed sezonem w związku z mianowaniem Fabrizio Ravanellego na stanowisko trenera, miano spore nadzieje. Włoch od samego początku miał jednak pod górkę i w listopadzie podjęto decyzję o zakończeniu współpracy. To w żaden sposób nie wpłynęło jednak na wyniki, które wciąż są dramatycznie słabe. Zimą klub opuściło siedmiu piłkarzy, w tym najbardziej znany z towarzystwa Adrian Mutu, czy najlepszy strzelec Eduardo. Obecny trener, Christian Bracconi, nie ma nawet odpowiedniej licencji. Kompletna prowizorka. Byle dograć do końca sezonu.
6. Roda Kerkrade – 4 punkty straty do bezpiecznej strefy (bilans ostatnich 10 spotkań 1-1-8, ogółem 50% porażek)
W klubie Filipa Kurty nie jest wesoło, ale chyba nie nadszedł jeszcze czas na wygłaszanie pożegnalnych przemówień. W Kerkrade walka o utrzymanie jest jak chleb powszedni. W poprzednim sezonie, po morderczych barażach, cudem udało się uniknąć degradacji. Wówczas stracili jednak aż 69 bramek w 34 ligowych meczach. Teraz statystyki wcale nie są lepsze. Do końca sezonu pozostało dziesięć meczów, a Filip Kurto wyjmował piłkę z siatki już 51 razy. To właśnie Polak, według lokalnych mediów, jest jedną z trujących składowych takiej, a nie innej sytuacji klubu. O ile w tamtym roku czasem zdarzało mu się bronić naprawdę dobrze, o tyle w bieżącym jego forma utrzymuje się na stałym, niskim poziomie. W grudniu na ławce trenerskiej zasiadł człowiek z nazwiskiem – Jon Dahl Tomasson. Jego dorobek nie powala. Zdobył cztery punkty w siedmiu meczach. Skazującym Rodę na spadek z uporem maniaka przypomina, że do zgarnięcia pozostało jeszcze trzydzieści oczek. Jego entuzjazmu nie podzielają kibice, którzy po ostatniej porażce z równie słabym ADO Den Haag, mocno postraszyli jego piłkarzy.