Cena ekstraklasowych emocji. Jak na poziom ligi, wciąż za wysoka

redakcja

Autor:redakcja

15 lutego 2014, 11:47 • 4 min czytania

Znowu wywołamy temat, który średnio wywoływany jest dwa razy w roku. Ceny biletów na mecze Ekstraklasy. Podobno z każdym rokiem coraz niższe. Ale umówmy się, póki Podbeskidzie przebiera się w barakach, a szrot do Ekstraklasy ściągany jest całymi taborami, nikt nie powie, że cenowo bilety są w sam raz. Tak, znamy powiedzenie „nie chcesz, nie kupuj”. Wiemy też, jak dużo kosztuje organizacja meczu. Ale potem patrzymy, że najtańszy bilet na trybunę krytą na Widzewie kosztuje 85 złotych i myślimy sobie: za co?

Cena ekstraklasowych emocji. Jak na poziom ligi, wciąż za wysoka
Reklama

Za ten skansen dookoła? Za Jonathana de Amo? Czy może chodzi o te 13 goli, które Widzew strzelił u siebie rundzie jesiennej? Trzeba oczywiście klubom oddać, że mają szereg promocji i biletów ulgowych. Ale kogo obchodzi zniżka na walentynki, jak na koniec zawsze przychodzi smutna refleksja, że cena za oglądanie Batrovicia nie odbiega dziś znacząco od kwoty, dzięki której możesz zobaczyć Stefana Kiesslinga (Leverkusen), Aarona Hunta (Werder) albo wszystkie gwiazdy Borussii Dortmund. W Niemczech średnia cena najtańszego biletu to 10 euro, czyli jakieś 40 złotych. O poziomie gry i wysokości zarobków wspominać nie trzeba.

Reklama

Jeśli weźmiemy pod uwagę cenę najtańszego biletu, dramatu wielkiego nie ma. Poza Legią i Lechem wejściówki często są tańsze niż za zwyczajne wyjście do kina. Ale co z resztą sektorów? Zastanawiamy się, czy przy tym poziomie ligi (przypomnijcie sobie wczoraj Marka Wasiluka) cena za miejsce na środkowych trybunach Legii powinna oscylować w okolicach stu złotych, kiedy Messiego w Barcelonie można zobaczyć już od sześćdziesięciu złotych, a Lyon od… czterdziestu.

A przecież mówimy tu o czołowych ligach, o najlepszych meczach w Europie. Tam też co chwilę odzywają się głosy, że patologia, że zdzierstwo. A potem – jak przychodzi co do czego – to bilety nie są jakoś kolosalnie droższe niż w Polsce. Gdy kupujesz komputer, porównujesz cenę z jakością. Kiedy idziesz na mecz, robisz dokładnie to samo. Niestety, u nas porównania nie mają większego sensu. Liga piłkarskich cebulaków.

A bilety bez zmian.

***

Zbadaliśmy sytuację w pięciu najważniejszych ligach:

Francja – ceny w Ligue 1 kształtują się od 11 do 42,5 euro za mecz. W jedenastu klubach można pójść na stadion za mniej niż 10 euro, co jak na ligę, gdzie grają Ibrahimović i Falcao, jest doskonałym wynikiem. Najtaniej jest w Lorient i Lyonie (zaledwie 5 euro), najdrożej w PSG (35), które jako jedyne w ostatnich latach podniosło ceny biletów i zrobiło to aż o 191 procent w porównaniu z 2010 roku. Z drugiej stronie Paryżanie właśnie pobili rekord abonamentów. W pierwszym sezonie panowania Katarczyków było to 9 tysięcy, rok temu 18, a obecnie 32 tysiące. Karnet na Ajaccio kosztuje 100 euro.

Włochy – średnia cena biletu – 20 euro. Na Parmę i Udinese można już wejść za 10, na Lazio za 11, a wizyta na San Siro to wydatek rzędu 14 euro, czyli na oko jakieś sześć dyszek. Przypominamy, że mówimy o rozgrywkach Serie A, gdzie i tak co jakiśÂ czas słychać głosy oburzonych, jak choćby wtedy, gdy w Milanie debiutowałÂ Honda i tylko z tego powodu podwyższono cenę na jedną z trybun.

Hiszpania – La Liga od kilku lat notuje spadek frekwencji, głównie ze względu na kryzys ekonomiczny, z którym w parze idą jednak wysokie ceny biletów. Jeśli jednak dobrze poszukamy to przekonamy się, że wejściówki na najlepszych wcale nie kosztują kwot z kosmosu. Barcelonę obejrzeć możemy za 15 euro, Atletico za 20, a Real za 28. Najlepiej wypada jednak Valencia, bo mecz na Mestalla można obejrzeć już za 10 euro.

Niemcy – Bundesliga przyciąga na trybuny ponad 13 milionów kibiców rocznie, a średnia frekwencja na mecz wynosi 41,9 tysięcy. Tylko amerykańska NFL może pochwalić się lepszymi statystykami. Bayern, Borussia i Schalke mają zawsze pełne stadiony, a osiem innych klubów może pochwalić się frekwencją powyżej 90 procent zapełnionego stadionu. Pod względem dbałości o kibica i proponowanej ceny za konkretną jakość – Niemcy to dziś wzór do naśladowania. Aż sześć zespołów możemy obejrzeć za 10 euro, a miejsce stojące na Borussii Dortmund kosztuje tyle samo, ile analogiczna miejscówka w czwartoligowym angielskim Exeter City. Hitem są karnety na Bayern Monachium, które przed sezonem kosztowały… 140 euro. Uli Hoeness: – Moglibyśmy podnieść cenę do 300. Dostalibyśmy 2 mln więcej dochodu, ale co to jest 2 mln dla nas? W dyskusjach transferowych żąda się takiej sumy w pięć minut. Fani nie są jak krowy, których można doić. Piłka powinna być dla wszystkich. To największa różnica między nami a Anglią.

Anglia – no właśnie, co jakiśÂ czas wszyscy wywołują Anglików do tablicy, bo to oni zamienili futbol w rozgrywkę dla bogatych. Od 1989 roku ceny biletów wzrosły średnio o 871 procent. Gdyby tak szybko drożały również ubrania, to tenisówki Adidasa kosztowałyby dziś półtora tysiąca, a spodnie Levisa ponad dwa. Najtaniej za wejściówkę zapłacimy w Newcastle (15), najdrożej na Stamford Bridge (41). A karnet na Arsenal to wydatek prawie tysiąca funtów. Nie dziwne, że coraz więcej w Anglii tekstów o biletach i coraz więcej protestów. Nic to jednak nie zmienia. W ostatnich latach tylko dwa kluby obniżyły ceny, a gdy kibice krzyczą „Bundesliga!”, mamieni są wizją Premiership jako najlepszej ligi świata. Co tu dużo mówić – polecenie z Manchesteru do Bremy i obejrzenie meczu Werderu wychodzi dziś taniej (razem z kosztami podróży) niżÂ bilet na City albo United.

Fot. AJK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama