Dlaczego dyrektorzy sportowi wykonują tylko połowę pracy?

redakcja

Autor:redakcja

14 lutego 2014, 03:07 • 3 min czytania

Bartosz Ślusarski i Rafał Murawski otrzymali wolną rękę w poszukiwaniu klubu – taki komunikat poszedł w świat. W porządku, jest to typowy przekaz wypuszczany, gdy klub chce się pozbyć piłkarzy. Jednak jako że od czasu do czasu pełnimy funkcję edukacyjną i staramy się podpowiadać co niektórym, co powinni zrobić lepiej, tak teraz włączymy ten swój przemądrzały mentorski ton.
Przyjęło się, że dyrektorzy sportowi są od kupowania zawodników i wszystkich czynności, które z kupnem są związane (skauting, weryfikacja, negocjacje). To bardzo powszechne podejście, jednak nie do końca słuszne. Jeśli bowiem klub zajmuje się kupnem i sprzedażą, to jego dyrektor nie może zajmować się tylko kupnem. Tu trzeba przestawić myślenie. Obowiązkiem dyrektora sportowego nie jest tylko znaleźć piłkarza X na pozycję Y, czasami znacznie ważniejsze jest… sprzedanie zawodnika czy też pozbycie się go z klubu w inny sposób. Niekoniecznie poprzez wyrzucenie do rezerw, bo to wyjście dobre dla idiotów (trzeba bulić i tak).

Dlaczego dyrektorzy sportowi wykonują tylko połowę pracy?
Reklama

Ślusarski i Murawski mają wolną rękę w poszukiwaniu klubu. Jednak oni nie muszą poszukiwać – mogą zostać w Poznaniu i bardzo godziwie zarabiać. To Lech powinien zintensyfikować starania, by obu znaleźć nowego pracodawcę. Teraz pracownik tego klubu powinien rozmawiać z wieloma prezesami i mówić: – Wiecie, ten Murawski naprawdę dobry, solidnie pracował, no ale z Rumakiem nie porozumie się za Chiny. Weźcie go.

Przyjmijmy, że Murawski zarabiał w Lechu 100 tysięcy złotych miesięcznie. To znaczy, że przed nim pensja za luty, marzec, kwiecień, maj i czerwiec. Razem 500 tysięcy złotych. Dorzućcie jeszcze Ślusarskiego, zbliżymy się do miliona. To jest suma, którą Lech straci, jeśli w ciągu dwóch tygodni nie znajdzie obu zawodnikom nowego pracodawcy. Być może trzeba po prostu minimalizować straty – umówić się z innym klubem: będziemy co miesiąc płacić 40 tysięcy pensji Murawskiemu, wy dacie 40 tysięcy od siebie, on 20 tysięcy odpuści. Wszyscy zadowoleni?

Reklama

Nie o to chodzi, by ratować tym piłkarzom kariery, ale o to, by ratować budżet klubu. Najłatwiej powiedzieć: zawodnicy są odsunięci, więcej nie zagrają, w czerwcu kończą im się kontrakty. Czasami trzeba się wysilić, ruszyć w Polskę (a może też skorzystać z kontaktów międzynarodowych, jeśli takie są) i spróbować niechciany towar opchnąć komuś innemu. Niby oczywiste, prawda?

Niby. W rzeczywistości dyrektorzy sportowi często siedzą z założonymi rękoma i czekają, jakie rozwiązania zaproponują menedżerowie zawodników. Ale gdyby sami ruszyli tyłek, nic złego by się im nie stało. Jeszcze raz podkreślamy: to Lech Poznań ma największy interes w tym, żeby Murawski i Ślusarski bezzwłocznie zeszli z listy płac i dlatego to Lech Poznań powinien się dwoić i troić, by znaleźć tej dwójce nowych pracodawców. Piłkarze na pewno chcieliby grać, ale skoro nie mogą – jakoś się „przemęczą” na takiej pensji.

Najnowsze

Anglia

Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”

Braian Wilma
0
Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama