Nawet nie ma co porównywać temperatury dzisiejszego spotkania z pierwszym meczem na Bernabeu. Różnica jest mniej więcej taka, jak pomiędzy finałem mistrzostw świata i 2500. odcinkiem Klanu. Prześwity na trybunach, senne tempo gry i zerowy poziom agresji na murawie. Atletico do meczu na Calderon przystąpiło bez wszelkiej nadziei, w czym przed tygodniem mocno pomogli piłkarze Ancelottiego. Simeone odpuścił nadmierne motywowanie zespołu, a bez swojego charakteru i determinacji Rojiblancos wyglądają na drużynę przeciętną, typowego średniaka. Takie wrażenie tylko pogłębił brak największych armat, czyli Diego Costy, Davida Villi i skutecznego ostatnio… Diego Godina. Najnowszy bilans Atletico? Trzy mecze i trzy porażki.
Dość napisać, że Atletico nie wygrało z Realem różnicą trzech bramek od 37 lat. Od siódmej minuty gry podopieczni Simeone do awansu potrzebowali już pięciu goli, a po kwadransie sześciu. 5:0 w dwumeczu to wynik dla Rojiblancos wręcz druzgocący. W poprzednich rundach Copa del Rey większy opór Realowi postawiły ekipy Espanyolu, Osasuny i trzecioligowej XÃ tivy. Przed pierwszym meczem przypominaliśmy, że do zeszłorocznego finału Pucharu Hiszpanii Atletico przegrało z lokalnym rywalem dziesięć meczów z rzędu. Po tym co obejrzeliśmy na Calderon wydaje się, że Real właśnie zapoczątkował podobną serię.
Dzisiejszy mecz był dla Królewskich spacerkiem, typową gierką treningową. Ancelotti zagrał bez klasycznego napastnika, po raz pierwszy od trzech miesięcy w pierwszym składzie wystawił Varane’a, a zagrożonego pauzą Ramosa zmienił już w przerwie. Uderzająca była łatwość, z jaką Los Blancos potrafili wywalczyć sobie rzuty karne, które na bramki zamienił Cristiano. W defensywie Real nie pozwolił rywalowi praktycznie na nic – pierwszy celny strzał Casillas obronił w 84. minucie. Kapitan Realu bezproblemowo wyśrubował swój indywidualny rekord 862 minut bez straty gola. Postawą w całym dwumeczu Los Blancos pokazali Atletico miejsce w szeregu i zapewnili sobie sporą przewagę psychologiczną przed spotkaniem w lidze. Simeone ma niewiele czasu na pozbieranie swojej ekipy – zaledwie dwa i pół tygodnia.
Nie sposób przemilczeć zachowania kibiców na Calderon. Na murawie było dziś spokojnie – może dlatego, że nie grali Pepe i Costa – co niestety nie przełożyło się na postawę trybun. Schodzący na przerwę Cristiano oberwał zapalniczką w głowę, co chyba najlepiej podsumowuje atmosferę dzisiejszego meczu. Nie był to jednak jednorazowy incydent, bo od pierwszych minut obserwowaliśmy prawdziwy festiwal kompleksów i nienawiści. Fani Atletico na początku drugiej połowy tłumnie opuszczali stadion, a pozostali nie potrafili przyjąć porażki z klasą. Kibice zgromadzeni na Calderon nie pomagali dziś drużynie Simeone – zaprezentowali się równie żenująco, co piłkarze.
