Niepostrzeżenie w dziale „Weszło Extra” Mateusza Piątkowskiego zmienił wczoraj późnym wieczorem Mikołaj Lebedyński, z którym spotkaliśmy się niedawno w Bielsku. Pogadaliśmy sobie właściwie o wszystkim – m.in. Rodzie, Szwecji, trenerze Mandryszu i sodówce w Pogoni. Na zachętę mamy dla was dwa fragmenty i mały bonus do Ustaw Ligę – z powodu problemów z kolanem Lebedyński na pewno nie zagra w pierwszych meczach, więc jeśli ktoś pokusił się o wyłożenie dwóch baniek na napastnika Podbeskidzia, to radzimy dokonać szybkiej korekty.
Mieliśmy belgijskiego trenera, Harma van Veldhovena, u którego zajęcia były bez porównania cięższe, niż później u Holendra Ruuda Brooda, który go zastąpił. Nawiasem mówiąc, jeden z mniej przyjemnych trenerów z jakimi miałem okazję pracować. Mało kto go lubił, nawet zawodnicy, którzy mieli pewne miejsce w wyjściowym składzie. Potrafił wywalić kiedyś z obiadu Mateusza Prusa mówiąc mu bez powodu, że dla niego posiłku tego dnia nie ma. Niesamowity burak.
(…)
Wydaje mi się, że po prostu trener Mandrysz nie był do końca wtajemniczony w pewne sprawy, które rozgrywały się między mną, a klubem. Grałem w Pogoni na kontrakcie juniorskim i przy próbie jego przedłużenia chciano mnie – że tak delikatnie to ujmę – niezbyt miło potraktować. I ja się postawiłem, a trener Mandrysz powiedział na Weszło, że zmieniły się u mnie priorytety i stosunek do pieniędzy. Ł»e nagle wyżej zacząłem cenić sobie kasę niż rozegrane w lidze minuty. Ktoś postronny mógł to w ten sposób odebrać, natomiast ja uważam, że po prostu walczyłem o swoje. Niewielu wie, że całą drugą ligę i niemal cały rok w pierwszej grałem za 500 złotych miesięcznie. I o to nikt się nie pytał! Klub chciał przedłużyć kontrakt o następne trzy lata, oczywiście uwzględniając jakąś podwyżkę, jednak w porównaniu do innych zawodników z drużyny, było to tyle, co nic.
Cały wywiad znajdziecie w tym miejscu.
Fot. FotoPyK