Wisła Kraków oficjalnie zaprezentowała dziś dwóch nowych zawodników – Semira Stilicia i trochę na dokładkę Chorwata Danijela Klaricia. 19-latka który wprawdzie trenował z nią od listopada, ale kontrakt podpisał dopiero wczoraj. Pierwszy ma wnieść jakość od zaraz, tu i teraz, będąc zawodnikiem wyjściowego składu, drugi w perspektywie czasu. Choć nie ma go zbyt wiele, bo umowa obowiązuje tylko przez pół roku (z opcją przedłużenia na kolejne cztery, o ile klub wyrazi taką wolę).
– Chcę dać tej drużynie coś, czego jej brakuje. Fizycznie czuje się już bardzo dobrze. Dołączyłem później, ale wcześniej indywidualnie trenowałem w Sarajewie, a potem dużo nadrobiłem na obozach w Turcji – mówił dzisiaj Stilić. Po czym dorzucił jeszcze trochę standardowych opowiastek o coraz lepszym zgraniu z partnerami, szacunku do trenera i ciężkich treningach pod okiem Smudy, który – trzeba przyznać – może mieć do dyspozycji wiosną naprawdę kreatywny środek pola: z Gargułą, Chrapkiem i Stiliciem właśnie.
Jaka jest sytuacja finansowa Wisły, każdy widzi i w jakimś stopniu świadczy o tym także fakt, że była (choć lekko upadła po przygodach w Turcji i na Ukrainie) gwiazda ligi w Krakowie zarabiać będzie skromne (przynajmniej jak na warunki płacowe, jakie Wisła oferowała w dobrych czasach) 8 tysięcy euro plus premie.
Od dawna dużo łatwiej wierzyć w sygnały, jakie wysyła Jacek Bednarz, mówiąc o równoważeniu budżetu i niwelowaniu długów, co w praktyce przekłada się na to, że klub wciąż stać na niewiele, niż w zapowiedzi Smudy o czterech niezłych transferach w samym zimowym oknie. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę, że Wisła pozbyła się wyłącznie bezproduktywnego Małeckiego oraz Stolarskiego, który może i jest obdarzony wielkim potencjałem, ale u Smudy nie grał dotąd prawie wcale, trzeba uznać, że na półmetku rozgrywek jednak się wzmocniła.
Zwłaszcza, że za moment powrót do Ekstraklasy zaliczy także Dariusz Dudka, którego od podpisaniu półtorarocznego kontraktu dzielą już wyłącznie testy medyczne. Wisła znów korzysta wiec z okazji, przebiera w second-handzie, ale koniec końców ściąga dwóch zawodników, których nazwiska, mimo ostatnich problemów za granicą, ciągle w Polsce sporo znaczą. A przy tym mogą dać Smudzie komfort na kilku pozycjach. Bednarz pytany o brakującego napastnika, oświadczył, wskazując właśnie na Stilicia: „siedzi po mojej lewej. To jest piłkarz, który również potrafi strzelać gole niczym snajper i pasuje do filozofii Smudy”.
Dudka już niegdyś grywał w Wiśle jako defensywny pomocnik, a gdy zachodziła potrzeba, to i na stoperze lub lewej obronie. Biorąc pod uwagę, że Smuda nie bardzo ufa Chavezowi, Jovanović jest kontuzjowany, a Bunoza (najlepszy na lewej stronie) często łatający dziury w środku, może być jak znalazł.
***
Ł»eby jednak nie było do końca wesoło, tak jak wspomnieliśmy w tytule, kiedy jedni w Wiśle próbują coś budować, inni w tym samym czasie rozbierają. Konkretnie: częściowo rozbierają stadion.
Obiekt miejski, na którym Wisła rozgrywa swoje mecze, to nieustanna, niekończąca się heca. Inwestycja po pierwsze droga (około pół miliarda złotych), po drugie zupełnie nierentowna, bo słabo wykorzystana przez miasto, po trzecie niezbyt piękna, jak na poniesione koszty, po czwarte pełna niedoróbek.
I oto co się okazuje… Na wiślackim cudeńku za 500 milionów złotych właśnie zdemontowano fragment dachu. Konkretnie skośne daszki chroniące kibiców na trybunach przed zacinającym deszczem, bo nadzór budowlany po przeprowadzeniu ekspertyzy uznał, że zimową porą, kiedy zalega na nich śnieg, mogą stanowić realne zagrożenie dla widzów. Trzeba by je odśnieżać, a to niemożliwe bez użycia ciężkiego sprzętu, który musiałby wjeżdżać od strony murawy. W związku z tym zarządca obiektu zadecydował o ich demontażu. Klub nie może na to nic poradzić, a Bednarzowi pozostaje przekonywać, że „parametr bezpieczeństwa jest ważniejszy niż sucha głowa na stadionie”.
Taki mamy klimat, prawda?