Dariusz Łatka – zawodnik, którego darzymy szczególnym sentymentem. W końcu nie tak dawno zrobiliśmy go nawet kapitanem wyjątkowej jedenastki. Piszemy „wyjątkowej”, bo była to drużyna złożona z samych nieszczęśników, którzy w większości przypadków latami biegają po boiskach naszej niepodrabialnej Ekstraklasy i w życiu, ale absolutnie nigdy, nie udało im się strzelić gola. Z pozoru to trochę przypałowe, prawda? Być piłkarzem, nie bramkarzem (!) i ani razu, nawet przez przypadek, nie trafić do siatki przeciwnika. Później siadasz przy piwie ze znajomymi i robi się wstydliwie…
– Te, Darek, a ile ty goli strzeliłeś w tym sezonie?
– Ile? Ł»adnego.
– Serio? Ł»adnego?
– Ł»adnego.
– Hm, a w poprzednim?
– Tak samo. Zero.
– A kiedykolwiek jakiegoś strzeliłeś?
– Eeee, w Ekstraklasie to chyba nigdy.
– I co, nie głupio ci?
– Ani trochę. Ja na boisku mam inne zadania!
Wyobrażamy sobie, że mniej więcej tak mogłoby to wyglądać w przypadku Łatki, który ma na koncie w Ekstraklasie grubo ponad setkę meczów i przy okazji prawie 36 lat na karku. Ale, ale… chyba nie jest tak tragicznie.
Dzisiaj takie oto słowa wyczytaliśmy na sport.pl. Łatka mówi: – W ekstraklasie grałem na pozycjach prawego obrońcy, teraz defensywnego pomocnika, gdzie także moim zadaniem jest zabezpieczenie tyłów przed kontrą przeciwnika – mówi Łatka. – Gdy już w tych sytuacjach się znajdowałem, to ich nie wykorzystywałem. Na pewno jest to jakiś minus, ale mi ta sytuacja nie przeszkadza. Ostatnio żona i koledzy śmiali się ze mnie, bo dziennikarze wybrali drużynę złożoną z zawodników, którzy nie strzelili bramki w ekstraklasie. Zostałem jej kapitanem, bo rozegrałem najwięcej meczów. Gdybym strzelił chociażby jedną, to by o mnie nie pisali.
Zastanawialiśmy się, jak to jest: czy jak się jest takim Łatką to strzelecka indolencja boli, czy dopiero boli jak się jest Dudzicem i rzuca się to trochę bardziej w oczy (bo na tym głównie polega jego robota)? I w sumie z ulgą przyjmujemy, że przynajmniej jemu, znaczy Łatce, naszemu kapitanowi, nie spędza to snu z powiek. „Na pewno jest to jakiś minus, ale mi to nie przeszkadza” – mówi uradowany rankingiem Weszło. Czyli jednak… Nawet my czasem umiemy ligowcom sprawić radość.