Hajto wybiera się na Cypr, rozmawia z AEK Larnaka

redakcja

Autor:redakcja

10 lutego 2014, 10:20 • 18 min czytania

Zgodnie z przewidywaniami dzisiejszą prasę totalnie zdominowała tematyka Soczi, zimowych igrzysk i wczorajszego sukcesu Kamila Stocha. W niektórych tytułach trudno znaleźć jeden tekst o piłce, a już jeden dobry, wykraczający poza weekendowe relacje ligowe to już sukces. Najlepiej zajrzeć dziś do Przeglądu Sportowego, który proponuje reportaż z Rennes oraz krótkie rozmowy z trenerem Kamila Grosickiego czy Kamilem Bilińskim. Fakt i Przegląd piszą również o tym, o czym wczoraj informował Mateusz Borek, czyli o cypryjskiej ofercie dla Tomasza Hajty. – Skontaktował się ze mnę menedżer reprezentujący ten klub. Spotkaliśmy się w Warszawie, porozmawialiśmy, wyraziłem zainteresowanie i w środę mam lecieć na Cypr.

Hajto wybiera się na Cypr, rozmawia z AEK Larnaka
Reklama

FAKT

W poniedziałkowym wydaniu Faktu trzy piłkarskie strony, z czego przynajmniej połowa to reakcje na wydarzenia weekendowe. Tyczy się to krótkich tekstów o skutecznym Lewandowskim oraz trafieniu Wolskiego dla Fiorentiny. Z ciekawszych rzeczy mamy tekst z wypowiedziami trenera Rennes, Phillippe Montaniera, zatytułowany: „Dla Grosickiego nauczę się polskiego”. – Kamil bardzo dobrze zintegrował się z zespołem, a do tego od początku prezentuje cechy, których u niego poszukiwałem. Mam nadzieję, że wkrótce poprawi też się jego komunikacja i nie będę potrzebował słownika – śmiał się Montanier. Natychmiast skorzystał z okazji, że jesteśmy na miejscu, prosząc o poprawną wymowę słów: atak, obrona i… składka.

Reklama

Może lepszym pomysłem byłoby, żeby to Grosik nauczył się francuskiego?

Na stronie obok dwie informacje, które już w ostatnich godzinach mocno krążyły w środowisku. Po pierwsze materiał zapowiadany już przez nas: Tomasz Hajto ma ofertę z ligi cypryjskiej, z AEK Larnaka.

– To prawda. Wszystko okaże się w ciągu tego tygodnia – mówi Faktowi były reprezentant. Z końcem poprzedniego sezonu Hajto rozstał się z Jagiellonią Białystok. Później łączono go z kilkoma polskimi klubami – Widzewem i Podbeskidziem, ale zatrudnienia tam nie znalazł. Niewykluczone, że były reprezentant znajdzie zatrudnienie za granicą. W siódmej drużynie ligi cypryjskiej AEK Larnaka. – Skontaktował się ze mnę menedżer reprezentujący ten klub. Spotkaliśmy się w Warszawie, porozmawialiśmy, wyraziłem zainteresowanie i w środę mam lecieć na Cypr – informuje Hajto. To oczywiście nie oznacza, że cypryjski klub zatrudni Polaka. – Na razie nie myślę o tym. Lecę na rozmowy i zobaczymy, co się z tego urodzi. Mówienie, na ile realne jest zatrudnienie mnie przez ten klub, mija się z celem. Już kilka klubów rozmawiało ze mną i nic z tego nie wyszło. Dlatego spokojnie podchodzę do tego tematu – mówi Hajto.

Z kolei Bartosz Ślusarski ma oferty z Ekstraklasy.

W grę wchodzą obecnie: Górnik Zabrze, Podbeskidzie i Jagiellonia. W tym gronie była też wymieniana pierwszoligowa Miedź Legnica, ale sprawę szybko zdementował grający, dyrektor sportowy Mariusz Mowlik (33 l.). – Poszukujemy napastnika, ale znacznie tańszego. Obecnie nie stać nas na takiego zawodnika. Bartek jest dla nas stanowczo za drogi. Gdyby zgodził się na zarobki 3-4 mniejsze, to może byłby temat – przekonuje Mowlik. Kluczowe dla zmiany klubu przez Ślusarskiego wydaje się rozwiązanie kontraktu z Lechem, co jest bardzo możliwe jeszcze w lutym. Piłkarz ostatnio trenował we Wronkach z drugim zespołem. W prywatnych rozmowach piłkarz nie ukrywa, że chciałby dalej grać w ekstraklasie. Już teraz wiadomo, że Ślusarski, podobnie jak i drugi z banitów Rafał Murawski (33 l.) nie mają żadnych szans na powrót do pierwszej drużyny Kolejorza. Zresztą obaj o to zbytnio nie zabiegają. Chcą grać w innym klubie.

No, Muraś do przenosin gdziekolwiek aż tak zdeterminowany chyba nie jest. Aha, poza tym Jerzy Dudek przekonuje w swoim felietonie, że Liverpool już w tym sezonie może być mistrzem Anglii.

Do niedawna wydawało się, że tytuł zdobędzie Arsenal. Teraz wyżej ocenia się szanse Chelsea i Manchesteru City. A przecież Liverpool ma do tych drużyn odpowiednio pięć, sześć i cztery punkty straty, z Chelsea i City gra jeszcze u siebie. Poza tym nie będzie musiał łączyć ligi z graniem w pucharach. Arsenal czekają nieprawdopodobne boje z Bayernem Monachium, w których prawdopodobnie polegnie. City gra dwumecz z Barceloną, który w klubie stanie się priorytetem, a Chelsea trafiła co prawda na Galatasaray Stambuł, ale w ćwierćfinale los raczej nie będzie już tak łaskawy. Liverpool absolutnie może w tym sezonie sięgnąć po tytuł. Przecież w meczach z najlepszymi drużynami ligi, nawet jak przegrywał, był równorzędnym rywalem. Na stadionie City trochę oszukał ich sędzia, z Chelsea w Londynie wyszli na prowadzenie, a na Emirates też mieli swoje okazje, choć trafili akurat na świetnie dysponowany Arsenal. Kluczem do sukcesu będą mecze ze średniakami, bo takie wpadki, jak remis z Aston Villą czy grającym prymitywny futbol West Bromwich Albion, jeśli się walczy o tytuł, nie mogą się zdarzać. Mecz z Arsenalem będzie na Anfield wspominany latami, podobnie jak przed laty boje z Chelsea, bramka Luisa Garcii, która do dzisiaj nie wiadomo czy była i mecz z Olimpiakosem Pireus, kiedy przegrywaliśmy do przerwy 0:1, a jednak wygraliśmy 3:1 po kapitalnym golu Stevena Gerrarda pod koniec meczu.

RZECZPOSPOLITA

Naliczyliśmy dziś na łamach sześć tekstów o igrzyskach, większość to korespondencje z Soczi. O piłce jest tylko jeden skromny artykulik pod tytułem „Jaguar na wstecznym”. Podsumowanie weekendu.

– Zagraliśmy genialnie, to był futbol nie z tej ziemi – cieszył się Brendan Rodgers. Jeszcze kilka dni temu przekonywał, że Liverpool nie bije się już o mistrzostwo. Rywale wyglądali przy jego piłkarzach jak grupa ludzi, którzy pierwszy raz spotkali się na boisku, a nie lider Premiership, który wygrał sześć z siedmiu ostatnich spotkań. Do przerwy oddali tylko jeden strzał. Niecelny. Pomocną dłoń wyciągnął do nich Gerrard, faulując w drugiej połowie Aleksa Oxlade`a-Chamberlaina w polu karnym. Jedenastkę wykorzystał Mikel Arteta. – W przerwie mógłbym wymienić całą drużynę. Zawiedli wszyscy oprócz naszych kibiców – przyznał Wenger, który w drodze powrotnej też zaliczył symboliczny upadek – przewrócił się na dworcu w Liverpoolu. Francuz obiecał, że w środę nikt nie będzie się musiał wstydzić za Arsenal. Do Londynu przyjeżdża Manchester United (2:2 z Fulham). A potem kolejne ciężkie mecze – z Liverpoolem w Pucharze Anglii i Bayernem w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Arsenal na pozycji lidera wyprzedziła o punkt Chelsea, pokonując bez problemów 3:0 Newcastle. Hattrick uzyskał Eden Hazard. – Dziwi mnie, że jeszcze ani razu nie został piłkarzem miesiąca. Może w tym kraju jest mnóstwo tak wspaniałych zawodników – ironizował Jose Mourinho. – Wydaje mi się, że każdy lubi go oglądać. Z wyjątkiem tych, którzy przyznają nagrody. Choć Chelsea objęła prowadzenie w tabeli, Mourinho wciąż powtarza, że faworytem w walce o mistrzostwo jest Manchester City. – W tym wyścigu są jak jaguar – używa motoryzacyjnych porównań. Tyle że jaguar wrzucił ostatnio bieg wsteczny. Po porażce z Chelsea na własnym stadionie niespodziewanie zremisował…

Propozycja dla ludzi, którzy nie wiedzą, co działo się w piłce w ostatnich dniach.

GAZETA WYBORCZA

W dzisiejszej Wyborczej również masa czytania o sporcie. Oczywiście, jak wszędzie, królują sporty zimowe, ale w sumie doszukaliśmy się też trzech stron piłkarskich. Na początek „Nowy biznes w polskiej lidze”. Czyli kluby Ekstraklasy od strony właścicielskiej i jak to się robi za granicą.

Kibic ekstraklasy żyje w ciągłej niepewności – gdy jego klub kupuje biznesmen, pozostaje mu wysłuchać słodkich obietnic i patrzeć, jak nic albo niewiele się udaje. A po kilku latach przychodzi kolejny właściciel i gorzka historia się powtarza. ITI obiecywało Legię w Lidze Mistrzów. Andrzej Kuchar przekonywał, że gdańska Lechia uzbiera najwyższy budżet w ekstraklasie i będzie płacić piłkarzom po 700 tysięcy euro za sezon. Zygmunt Solorz miał postawić obok stadionu galerię handlową, która sfinansuje rozwój Śląska Wrocław. Skończyło się żałośnie. Legia dobrnęła tylko do eliminacji LM, budżet Lechii jest ponaddwukrotnie niższy od zapowiadanego, drużyna nie ma żadnego znanego zawodnika. W miejscu wrocławskiej galerii straszyła jedynie dziura, a Śląsk, ratując się przed bankructwem, musiał pożyczać pieniądze od miejskich wodociągów. Tej zimy właściciele tych klubów, grających na stadionach zbudowanych za państwowe pieniądze, zrejterowali. Ale pojawili się następcy. Taki fenomen – w futbolu topi się miliony, ale zawsze znajdą się następni chętni, aby je stracić. – Kolejni wierzą, że są mądrzejsi i zrobią to lepiej – przyznaje Bogusław Leśnodorski, który właśnie nabył 20 procent akcji Legii (pozostałe 80 procent przejął Dariusz Mioduski). Jakby roszad było mało, do przejęcia Korony Kielce szykuje się zagraniczny fundusz inwestycyjny. Odkąd do polskiej piłki zawitał kapitalizm, powiodło się nielicznym. Projekt wrocławski można nazwać polityczno-biznesowym, miastu właśnie udało się wyplątać z niekorzystnej współpracy z Polsatem i sprzedać 51 procent akcji trzem lokalnym firmom (każdej po 17 procent). Projekty gdański i kielecki wyglądają podobnie, polegają na przejęciu większościowego pakietu przez zagraniczne konsorcja, które z drużyn zamierzają prawdopodobnie stworzyć okno wystawowe do promowania piłkarzy (szczegółów na razie nie znamy). Najwięcej wiadomo o intencjach nowych właścicieli Legii, bo trudno kwestionować ich poświęcenie sprawie przez ostatni rok pracy przy فazienkowskiej w roli prezesa i członka rady nadzorczej.

Michał Szadkowski pisze z kolei o Premier League, w której nic nie jest jasne.

Wypożyczony ze Spartaka Moskwa Kim Källström jest dziś mocnym kandydatem do rankingu najdziwniejszych transferów przeprowadzonych w ostatniej chwili. 32-letni szwedzki pomocnik przybył bowiem z kontuzją pleców, na boisko wyjdzie najwcześniej za sześć tygodni. – Gdyby do końca okna transferowego zostały trzy dni, nie sprowadziłbym go. Mieliśmy jednak tylko kilka godzin. Może być tak, że Kim ani razu nie zagra, ale może też strzelić kluczowego gola – bronił się Wenger. Nie ma jednak wątpliwości, że sprowadzenie Källströma nie poprawi atmosfery tak jak transfer Özila. Tym bardziej że Wenger miał przynajmniej dwa powody, by w styczniu postarać się o bardziej cenionego piłkarza – Theo Walcott zerwał więzadła i nie zagra przez pół roku, Ramsey leczy się od grudnia, opuści jeszcze kilka tygodni. Najlepszą wiadomością weekendu dla Arsenalu był bezbramkowy remis Manchesteru City z Norwich – gdyby drużyna Manuela Pellegriniego wygrała, londyńczycy spadliby na trzecie miejsce. Ten ostatni wynik uznalibyśmy za sensację, gdyby nie to, że Premier League pełna jest wydarzeń jak z Archiwum X. City tydzień temu chwalił się trzema golami strzelanymi na mecz, równie skutecznych drużyn w lidze angielskiej trzeba było szukać w latach przedwojennych. I co? I w dwóch ostatnich meczach Manchester nie trafił ani razu. W tym samym czasie lider stracił pięć goli w meczu, co nie zdarzyło się na Wyspach od 22 lat. A jeśli wciąż nie zdajecie sobie sprawy, do jakiej niespodzianki doszło na Anfield, spróbujcie sobie wyobrazić, że 1:5 przegrywają liderzy innych mocnych lig – Bayern, Barcelona albo Juventus.

Gazeta Stołeczna zastanawia się natomiast, co już wiemy o Legii. Kilka pytań i odpowiedzi dziennikarza, na podstawie obserwacji ostatnich treningów i meczów sparingowych w Mijas.

Legia w sześciu sparingach straciła aż 11 goli. Dlaczego?

Według zamysłu Berga defensywa Legii ma grać bardzo wysoko. Boczni obrońcy mają często podłączać się do akcji ofensywnych, a wtedy powinni ich asekurować środkowi pomocnicy. Ale to legionistom nie wychodzi. W defensywie tworzą się dziury, rywale mają wolną drogę do bramki, co najlepiej było widać w meczu z Otelulem – mistrzowie Polski często tracili piłkę w środku pola, a wysoko ustawiona linia obrony spóźniała się z kryciem. I choć w sparingach aż trzy bramki Legia straciła po rzutach karnych, a dwa po rzutach rożnych, to te stałe fragmenty gry rywali nie wydają się największym problemem. Brak asekuracji, błędy w komunikacji – to w tym momencie zawodzi najbardziej. Berg w gierkach taktycznych na treningach uczy piłkarzy, w jaki sposób mają się asekurować i poruszać po boisku. Kazimierz Sokołowski zwraca uwagę zawodnikom, aby jak najwięcej ze sobą rozmawiali, ale w sparingach zawodziło jedno i drugie.

Czy legioniści realizują już założenia taktyczne Berga?

Starają się, ale nie zawsze wychodzi i chyba nie zawsze chcą. Podczas sparingu z Otelulem trener często pokrzykiwał na swoich zawodników, aby podchodzili do rywali wyżej. Piłkarze zazwyczaj reagowali na jego wskazówki, ale momentami można było zauważyć, że próbują akcje rozgrywać po swojemu – spokojniej konstruując ataki, nie podając cały czas do przodu, tylko szukając podań do tyłu czy do boku. Tak jak u Jana Urbana w rundzie jesiennej. Po ostatnich wypowiedziach Berga widać jednak, że na kilka dni przed startem ligi Norweg nieco zweryfikował swój pomysł na grę Legii. Duży wpływ na zmianę mógł mieć sobotni występ rezerwowych z Dynamem, którzy grali wolniej i nie tak agresywnie. Spokojnymi akcjami, choć czasem też kontratakami, stworzyli sobie kilkanaście dogodnych sytuacji do zdobycia bramki, a rywalom pozwolili zaledwie na kilka.

Zewsząd napływają informacje, że Legia w okresie przygotowań nie błyszczy.

SPORT

Na niemal każdej okładce można dziś znaleźć Kamila Stocha.

Tematy piłkarskie zaczynają się dziś w Sporcie dopiero od 12. strony. Ponoć Ruch Chorzów skompletował drużynę z dublerami na każdą pozycję. W środku pomocy kandydatów do gry jest sześciu, a może nawet siedmiu. Pewniakami do niedzielnego występy z Jagiellonią Białystok są Łukasz Surma i Filip Starzyński. W odwodzie są Bartłomiej Babiarz oraz młodzi – Maciej Urbańczyk i Patryk Lipski, a nie można zapominać, że zawsze można postawić tam Marcina Malinowskiego. Na tym jednak nie koniec, ponieważ wkrótce z Ruchem może się związać kolejny defensywny pomocnik, Kamil Kopunek. Papiery do podpisu dla Słowaka są już podobno przygotowane, pozostaje złożyć na nich autografy – czytamy w poniedziałkowym wydaniu. Puenta jest taka, że przyszłoćć nie jawi się wcale w kolorowych barwach, bo latem zespół może opuścić kilku zawodników: między innymi Jankowski, Dziwniel, Starzyński czy Buchalik.

Idziemy na mistrza – zadeklarowała tymczasem Małgorzata Mańka-Szulik, prezydent Zabrza podczas przedsezonowej prezentacji zespołu. – Drużyna jest dobrze przygotowana i wynik też będzie dobry – podkreślił Artur Jankowski, prezes klubu. Krok dalej poszła jednak Małgorzata Mańka – Szulik. – Idziemy na mistrza! Mam nadzieję na piętnastą gwiazdkę – stwierdziła prezydent miasta, co kibice przyjęli owacją. Zaraz po tym przypomnieli jednak o innej bardzo ważnej sprawie. – Bez stadionu nie ma Górnika! – niosło się z trybun hali. Zaskakujące pompowanie balonika w Zabrzu, chociaż…

Paweł Olkowski, zapytany o słowa pani prezydent, odpowiedział:
– Zobaczymy. Na razie skupiamy się na tym, aby wygrać z Zagłębiem Lubin.

Sport dziś bardzo przeciętny. Na następnej stronie jeszcze rozmówka z Damianem Zbozieniem.

Telefon rozgrzany do czerwoności?
– Oj tak. Muszę przyznać, że rachunek nabiłem niesamowity (śmiech).

Wyjechał pan ze zgrupowania Piasta i na kilka dni słuch o panu zaginął.
– Na obóz Amkara do Turcji dotarłem w niedzielę. Najpierw była krótka rozmowa z trenerem Czerczesowem, a wieczorem badania, jakim jeszcze w hotelu poddali mnie klubowi lekarze. Te właściwe testy medyczne – w jednymz tureckich szpitali – odbyły się nazajutrz. Nikt wcześniej tak dokładnie mnie nie przeskanował. Na szczęście wszystkie wyniki miałem dobre. Począwszy od następnego dnia jeździłem już z zespołem na treningi, ale że nie mogłem w nich jeszcze uczestniczyć, to jedynie truchtałem i pracowałem na siłowni.

Często powtarza pan, że wielkiego talentu nigdy nie miał.
– Przeczytałem gdzieś, że talent jest przereklamowany. Coś w tym musi być. Bo przede wszystkim trzeba ciężko pracować i po prostu walczyć o swoje. Oczywiście nie zawsze się udaje, znajdziemy na to milion przykładów, ale ja akurat jestem tym pozytywnym. Wszystko zaczyna się do tego, by dawać z siebie maksa.

SUPER EXPRESS

Super Express można dziś z miejsca odłożyć na półkę, chyba że interesują nas igrzyska w Soczi. Ciekawych materiałów piłkarskich tym razem po prostu nie ma. Tylko Lewandowski i Szczęsny.

Lewandowski przełamał serię 5 meczów bez gola w Bundeslidze – najdłuższą, odkąd trafił do Borussii z Lecha. Dzięki temu wciąż liczy się w walce o tytuł króla strzelców, który jest jego wielkim marzeniem. Ma na koncie już 13 goli, o jednego mniej od Adriana Ramosa z Herthy. Natomiast w klasyfikacji kanadyjskiej (gole plus asysty) nie ma sobie równych. Zaliczył od początku sezonu 8 asyst i z 21 punktami zdecydowanie prowadzi (drugi Ramos ma 19 pkt). Polak jest na szóstym miejscu w klasyfikacji najskuteczniejszych piłkarzy w historii BVB w Bundeslidze. Ma na koncie już 67 goli, do piątego Andreasa Muellera traci 4 bramki. Jego pewnie jeszcze wyprzedzi, ale lidera – Manfreda Burgsmullera, już nie. Niemiec w latach 1976- 1983 strzelił dla Borussii aż 135 goli. Lewandowski oczywiście został uznany przez niemieckie media za bohatera meczu. Od „Bilda” dostał ocenę 1 (klasa światowa). „Najlepszy z dortmundczyków. Pierwsza w tym sezonie wyjazdowa bramka, której nie strzelił z rzutu karnego” – napisał z kolei „Der Westen”. فukasz Piszczek (29 l.) grał przez 90 minut. Martin Kobylański z Werderu grał od 55. minuty.

Cała energia dziennikarzy SE poszła w kierunku igrzysk.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Dzisiejsza okładka Przeglądu:

Futbol w odwrocie. Tym razem od 20. strony gazety. Przebywający we Francji Tomasz Włodarczyk przygotował duży materiał o Kamilu Grosickim i jego nowym klubie – Stade Rennes. Reportaż.

W Rennes mówi się o transferze Kamila Grosickiego, że to ogromna niewiadoma. Dziennikarze są nieufni wobec Polaka z trudną przeszłością. Ale spore nadzieje w umiejętnościach „Grosika” pokłada Philippe Montanier. – Szukałem takiego zawodnika. Wierzę, że Kamil da mi to, czego się po nim spodziewam – mówi szkoleniowiec. Sam Montanier niespodziewanie pojawił się latem w Rennes. Trener, który z Realem Sociedad dokonał wydawałoby się rzeczy niemożliwej, zajmując w hiszpańskiej ekstraklasie 4. miejsce, był przymierzany do znacznie większych klubów. Wybrał zachodnią Francję. Namówił go miliarder Francois-Henri Pinault, współwłaściciel takich marek jak Gucci czy Yves Saint Laurent, który bardziej niż z posiadania klubu piłkarskiego jest znany ze związku ze słynną aktorką Salmą Hayek. Do nowiutkiego ośrodka treningowego położonego na obrzeżach 250-tysięcznego Rennes przy wiejskiej drodze Chemin de la Taupinais docieramy w połowie zajęć. Nawet korzystając z nawigacji nie jest łatwo znaleźć ukryte w polu kilka boisk należących do klubu. W dodatku fatalna pogoda utrudnia poruszanie się po niewyasfaltowanej drodze. Jest czwartek, zawodnicy mają lekki trening polegający głównie na zabawie z piłkami. Kto nie chce, nie trenuje, może iść na masaż. Grosicki ćwiczy. Wspólnie z trenerem właśnie ogrywa kolejnych rywali w siatkonogę. Przegrywają dopiero w finale. – Trener ma niezłe umiejętności techniczne jak na byłego bramkarza – Kamil wita się z nami szybko i ucieka do szatni, bo Francuz nie lubi, kiedy piłkarze rozpraszają się podczas zajęć. „Grosik” zdążył szybko poznać zasady wprowadzone przez Montaniera. – W całym ośrodku nie można używać telefonu komórkowego. Fajnie, że mi ktoś powiedział. Leżę sobie na stole do masażu i spokojnie gadam, gdy nagle kolega z drużyny lekko zmieszany ostrzegł mnie, że tak nie wolno. Inna rzecz, jakiej trener bardzo przestrzega, to punktualność – opowiada nasz rodak.

Warto przeczytać. Obok również krótka rozmowa z Philippem Montanierem.

Dlaczego zdecydował się pan sprowadzić akurat Kamila Grosickiego?
– To nie jest przypadkowy wybór. Szukałem zawodnika, który dysponuje dużą szybkością i którego mógłbym wystawiać zarówno na prawej jak i lewej pomocy. Potrzebowałem piłkarza, który potrafi atakować i dobrze dośrodkowywać w pole karne. Na tę chwilę jestem bardzo usatysfakcjonowany, bo Kamil bardzo dobrze zintegrował się z zespołem, a do tego od początku prezentuje cechy, których u niego poszukiwałem.

Dał pan szybko zadebiutować Polakowi. Jak pan ocenia jego pierwsze dni w klubie?
– Nie obawiałem się o to, że Kamil sobie nie poradzi z Olympique Lyon i miałem rację. Dla mnie to był bardzo przekonujący debiut. Zawsze trudno jest wejść na boisko w takim momencie, kiedy trzeba myśleć o utrzymaniu wyniku i do tego w tak ważnym meczu. Kamil sobie z tym poradził. Wydaje mi się, że w najbliższych kolejkach, kiedy będzie z zespołem coraz dłużej, będzie dostawał więcej szans. Grosicki ma mocną psychikę i widzę, że jest przygotowany na to, aby powalczyć o skład. Jestem z niego zadowolony.

Dalej trochę tekstów z lig zagranicznych i dwie mniejsze rozmówki. Pierwsza z Mateuszem Ostaszewskim, który – choć niewielu o tym wie – jest czwartym Polakiem w Dortmundzie.

Jak niespełna 16–latek może trafić do Borussii Dortmund?
– W moim przypadku to wszystko wyszło znienacka. Z reprezentacją Podlasia występowałem w mistrzostwach Polski rozgrywanych w Nowy Sączu. I właśnie podczas mistrzostw trafiła do mnie plotka, że być może dostanę szansę wyjazdu na testy do Dortmundu. Na szczęście okazało się to prawdą. Po wygranych mistrzostwach, podbudowany sukcesem pojechałem do Dortmundu. Chwilę wcześniej do mojego klubu – Jagiellonii przyszło oficjalne zaproszenie na testy. No i pod koniec lipca stawiłem się w Dortmundzie.

Była niepewność przed testami?
– Po mistrzostwach o których wspomniałem pojechałem do Dortmundu pewny siebie. Zresztą zawsze staram się taki być. Na boisku nie stresowałem się i to z pewnością mi pomogło. Zagrałem w sparingu, potrenowałem, zbadano mnie pod względem szybkościowym.

Jak wygląda dzień piłkarza młodzieżowej drużyny Borussii?
– Przez pierwsze dwa miesiące uczyłem się niemieckiego w szkole językowej. Teraz chodzę do zwykłej szkoły z moim rocznikiem – 1998. Po szkole mam dodatkowe lekcje niemieckiego, opłacone oczywiście przez Borussię. Później trening w ośrodku Borussii w dzielnicy Brackel, po powrocie odrabiam lekcje i…do spania! Jestem uczniem dziewiątej klasy czyli w polskim odpowiedniku trzeciej gimnazjum.

Druga z zapowiadanych rozmów – z Kamilem Bilińskim, który chcę tak jak فukasz Szukała i Piotrek Celeban dostać się poprzez ligę rumuńską do kadry. Niedawno przeniósł się do Dinama Bukareszt.

W Bukareszcie dostał pan kontrakt życia.
– Niech każdy nazwie to jak chce. Jestem zadowolony z tego co wynegocjowałem, choć miałem oferty korzystniejsze finansowo, na przykład z Azerbejdżanu, czy zaplecza ligi rosyjskiej. Postawiłem na aspekt sportowy.

„Tu gwiazdami są koszykarze. My jesteśmy tylko dodatkiem” – mówił pan gdy rozmawialiśmy kilka miesięcy temu o życiu na Litwie. Teraz może się pan znowu poczuć jak piłkarz.
– Dinamo jest 18-krotnym mistrzem kraju, grywa na stadionie narodowym. Na Litwie występujesz dla maksymalnie sześciu tysięcy kibiców. Na derby Bukaresztu przychodzi 30 tysięcy. Już na lotnisku odczułem, że to dwa inne światy. Przywitali mnie kibice, dziennikarze. Kamery, flesze. Fani przybijali piątkę, robili sobie zdjęcia, poznawali mnie. Na Litwie futbol jest na drugim miejscu i długo tak zostanie, bo liczy się koszykówka.

Dinamo ściągnęło pana na zasadzie: „małe ryzyko, jak się nie sprawdzi, to trudno”?
– Mam być ważnym zawodnikiem drużyny, a nie graczem, który wchodzi na ogony. Jestem jednym z bardziej doświadczonych piłkarzy w naszym zespole. Prezesom zależało na moim transferze. Trenerzy we mnie wierzą. Zakładałem sobie, że Litwa będzie moją trampoliną. Udało się. Teraz czas na kolejny krok w przód. Reprezentację.

ANGLIA: Moyes nie sądził, że będzie tak źle

Dziś wszyscy w angielskiej prasie wybijają ten sam rytm, solidarnie rozliczając się z Manchesterem. O tym, że Moyesowi diabelsko w tym sezonie nie idzie, że tzw. Fergie Time (wydłużenie doliczonego czasu gry) okazał się zabójczy dla niego, że presja jeszcze została podkręcona… – Nie spodziewałem się, że będzie tak źle – przyznaje menedżer MU. Jak wcześniej wielu dookoła lubiło się z niego pośmiać, tak teraz mu współczują i za chwilę zaczną wyrażać litość. Bo Manchester United, jak porównuje jednak z gazet, właśnie dotknął dna.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

HISZPANIA: Dycha Modricia

Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich widoków hiszpańskiej prasy, tym bardziej, że to poniedziałek, tuż po weekendzie, ale jednak – koszykówka pokonała piłkę nożną (Real z pucharem, ograł jednym punktem Barcelonę). W futbolowej tematyce dotyczącej Królewskich dominuje Luka Modrić. Człowiek, który poprowadził ekipę z Madrytu do zwycięstwa i był „dziesiątką”, która zasłużyła na „dziesiątkę”. Natomiast Barcelona po niedawnej wtopie z Valencią wraca na właściwe tory: wygrywa mecz, a różnicę robi Leo Messi. Czyli wszystko w normie.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

PORTUGALIA: Unikanie tragedii

Temat numer 1 w Portugalii może być tylko jeden – odwołany mecz Benfiki ze Sportingiem. Odwołany przez uszkodzenia dachu w Lizbonie, co świetnie pokazują zdjęcia na okładkach gazet (polecamy). Organizatorzy mówią o chęci dbania o bezpieczeństwo kibiców, ale znacznie lepiej obrazuje to praca, pisząc o unikaniu tragedii. Z sytuacji korzystają już piłkarze Porto, którzy przynajmniej na chwilę wskoczyli pomiędzy Benfikę a Sporting.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

WفOCHY: Dzień wolny? Zapomnijcie

Conte wściekły. Verona zatrzymuje Juventus, dublet Teveza to za mało – zaczyna La Gazzetta dello Sport. Conte wkurzył się tak mocno, że momentalnie piłkarzy zjebał, odwołał zaplanowany dzień wolny i zakomunikował prasie, że nadszedł czas pobudki. Aha, i ten, kto teraz zawiedzie, wylatuje. Gdyby ktoś sądził, że w Turynie potrzebne jest trzęsienie ziemi, bo zespołowi nie idzie, przypominamy: Juve jest liderem. Niepocieszeni są też wszyscy w Milanie, po kolejnej porażce z Napoli, ale prasa podkreśla, że Seedorf jest na dobrej drodze.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama