– Wierzcie lub nie, ale to było dobrze zaplanowane od dnia, w którym nieszczęśliwie przestrzeliłem karnego z Bayernem. Ten strzał dedykowałem mojej rodzinie. Zawsze pamięta się o bólu i negatywnych myślach po podobnym pudle. Uderzenie z Portugalią było zatem dla mojej siostry i mamy, które zawsze najtrudniej znoszą wpadki. Uważam, że zasłużyły sobie na nieśmiertelny moment dumy z mojej kariery. To była chyba ta chwila – wspomina obrońca Realu Madryt i reprezentacji Hiszpanii, Sergio Ramos.
Najnowsza kampania Nike Tiempo bazuje na pewnych siebie liderach na boisku, którzy mają w sobie żyłkę rebelianta. Czy taka definicja opisuje też pana?
Chyba nie jestem najlepszą osobą do oceny samego siebie, ale to prawda, że mogę utożsamiać się z tymi wartościami. Teraz producenci chcą pewnie zmienić nieco wizerunek swojego obuwia, które zawsze kojarzyło się z obrońcami. Teraz chodzi o tych, którzy lubią włączać się do ataku. Znakomicie korzystać przy tym z tak wygodnego narzędzia do wykonywania swojej pracy.
Pochodzi pan z Andaluzji, regionu znanego z walk z bykami. Wygląda pan na takiego, któremu nie brak odwagi pogromcy byków. Mylimy się?
W przeszłości myślałem o tym zawodzie, ale futbol bardziej mnie uszczęśliwia. W pewnym stopniu czuję jednak więź z tym światem. W mojej rodzinie i moim mieście zawsze było mnóstwo fanów walk z bykami. Z tym czymś trzeba się urodzić. Na boisku piłkarskim oczywiście się o tym zapomina. Czuję, że jednak mam w sobie trochę z matadora.
Mówiąc o odwadze nie sposób nie wspomnieć serii rzutów karnych podczas EURO 2012. Chciał pan podejść do wykonania jedenastki, mimo wcześniejszej pomyłki w starciu z Bayernem Monachium?
Tak. W pewnych momentach pewni piłkarze mają dar całkowitej wiary we własne umiejętności. Chcą podjąć wielkie wyzwania. W tym kontekście w trakcie całej mojej piłkarskiej kariery zawsze chciałem brać na siebie odpowiedzialność w takich sytuacjach. Czasem miałem więcej szczęścia, czasem mniej. Ale tak, poprosiłem trenera o przydzielenie mnie do karnego. Zrobiłbym to w każdym podobnym przypadku.
Co skłoniło pana do takiej formy wykonania karnego, podcinką a`la Panenka?
Wierzcie lub nie, ale to było dobrze zaplanowane od dnia, w którym nieszczęśliwie przestrzeliłem karnego z Bayernem. Ten strzał dedykowałem mojej rodzinie. Zawsze pamięta się o bólu i negatywnych myślach po podobnym pudle. Uderzenie z Portugalią było zatem dla mojej siostry i mamy, które zawsze najtrudniej znoszą wpadki. Uważam, że zasłużyły sobie na nieśmiertelny moment dumy z mojej kariery. To była chyba ta chwila.
Kto wiedział o pańskich zamiarach?
Jesus Navas, z którym praktycznie zawsze siedzę w pokoju, oraz Raul Albiol, któremu o tym powiedziałem. Tuż przed rozpoczęciem serii rzutów karnych opowiedziałem Raulowi o podcince. Chyba tylko oni dwaj o tym wiedzieli, poza moim tatą i bratem. Im przyznałem się tuż po meczu z Bayernem, że mój następny rzut karny będzie wyglądał właśnie w ten sposób.
A pański trener?
Nie jestem pewien, czy trener o tym pamięta, ale to prawda, że z uwagą trenowaliśmy karne. Tuż przed meczem z Portugalią powiedziałem Vicente: „Trenerze, czy strzelając karnego powinienem zrobić podcinkę?”. Zaśmiał się i powiedział, iż w chwili próby uderzę z całej siły.
Czy czuł pan dużą presję w trakcie wykonywania tego strzału?
Praktycznie żadnej, bo już wcześniej doświadczyłem tego, co znaczy spudłowany karny i jakie są jego konsekwencje. Szczególnie, gdy nazywasz się Sergio Ramos. Gdy piłka wpadła do siatki, poczułem wielką satysfakcję i wiedziałem, że sprawiam dużą przyjemność moim bliskim, którzy byli ze mną w trudnych chwilach. Każdy jest za tobą, gdy idzie ci dobrze.
Tamtego dnia pokonał pan Rui Patricio. Czy przed meczami analizuje pan grę rywali, w tym przypadku bramkarzy?
Z biegiem czasu poznajesz swoich przeciwników i umiesz przewidzieć ich reakcje. Wiesz, czy poczekają na twój ruch, czy wcześnie się rzucą. Mniej więcej wiedziałem, że Rui Patricio lubi ustawić się lekko w jedną stronę przed wykonaniem karnego. Niezależnie od jego zachowania, chciałem zrobić podcinkę. Podczas Pucharu Konfederacji stanąłem oko w oko z Gianluigi Buffonem. Tak doświadczony bramkarz musiał wyczekać na mój ruch, więc zdecydowałem się na zmianę i sam czekałem na jego ostatnie posunięcie. Dopiero potem podjąłem ostateczną decyzję. Mimo to, lubię dowiedzieć się czegoś więcej o moich rywalach.
Zgadza się pan z tym, że najodważniejsi ludzie są za to wynagradzani?
Tak się mówi. Ja nigdy nie miałem z tym problemu. Wierzę, że najwięcej można się nauczyć w trudnych chwilach. Błędy sprawiają, że stajesz się silniejszy.
Gra pan dla Hiszpanii i Realu Madryt od wielu lat, mimo wciąż młodego wieku. Widzi się pan w roli przyszłego kapitana reprezentacji?
Każdy jest kowalem własnego losu. Tak tworzą się liderzy. Pewne umiejętności nabywa się wraz z doświadczeniem, kolejnymi meczami i współpracą z kolegami. Nie mnie o tym decydować. To powinna być opinia partnerów z zespołu, którzy dobrze cię znają. Uważam jednak, że z biegiem czasu mnóstwo się nauczyłem. Miałem szczęście gry przez wiele lat na najwyższym poziomie, w reprezentacji i klubie. Jestem z tego wyjątkowo dumny. Liczę, że w przyszłości moje imię będzie na długo wryte w historię tej pięknej gry.
Ma pan w sobie coś z rebelianta. Czy ten buntownik chce czynić dobro?
Zawsze bezpośrednio mówiłem, co chcę robić, jaki jestem, co lubię i czego nie toleruję. To oczywiste, że nie dogadasz się ze wszystkimi. Ci, którzy mnie znają, wiedzą doskonale jaki jestem. Wiedzą, że zawsze mówię, co myślę, niezależnie od okoliczności.
Piłkarze Realu Madryt mieli konflikty z zawodnikami Barcelony w 2011 roku. W dużej mierze dzięki pańskim działaniom udało się je załagodzić przed EURO 2012. Wiedział pan o swoich zdolnościach przywódczych i wpływie na drużynę?
Każdy z nas dał trochę z siebie, aby to rozwiązać. Ludzie mówili, że mam problemy z Gerardem Pique, ale nigdy tak nie było. Myślę też, że nigdy nie będzie. Spędziłem z nim więcej czasu i wiem, że to świetny gość z dobrym sercem. Jako zespół jesteśmy ciągle tacy sami. Walczymy o te same cele. Bez sensu byłoby burzyć atmosferę w tak znakomitej i obiecującej reprezentacji. Potwierdzają to wyniki i nasze sukcesy. Te dwa kluby rozegrały wówczas wiele spotkań w La Liga, Copa del Rey i Lidze Mistrzów. Oczywiste, że dbaliśmy o swoje interesy. To prawda, że pojawiły się pewne napięcia, czasem zbyt silne. Ale umieliśmy znaleźć rozwiązanie i przeszliśmy nad wszystkim do porządku dziennego. To ważne.
Jak pańskim zdaniem odbierają pana koledzy, zarówno w Realu Madryt i reprezentacji Hiszpanii, a nawet rywale w La Liga?
Honorowy, ciężko pracujący facet, który walczy o swoje cele i broni wartości, w które wierzy. Moi znajomi mogą dopowiedzieć całą resztę. Nade wszystko uważam się za dobrego człowieka. W moich oczach to najważniejsza ze wszystkich cech.
A co pańskim zdaniem myślą o panu kibice za granicą?
Czuję wsparcie, gdziekolwiek jestem. Zawsze będę im za to wdzięczny. Zainteresowanie kibiców, mojego klubu lub przeciwnika, jest wyjątkowe. Cenią cię jako profesjonalistę działającego w swojej branży. W moim przypadku mam szczęście, że piłka nożna jest sportem globalnym. Odczuwam wsparcie poza Hiszpanią, gdy gramy za granicą lub podczas wakacji. W czasie mojej kariery w Realu nie zatraciłem zapału, który towarzyszył mi w chwili, gdy dołączyłem do klubu jako 19-latek. To odróżnia nas od całej reszty. Bycie optymistą, brak poczucia zadowolenia ze swoich dawnych osiągnięć, demonstrowanie światu, że nie wolno żyć minioną chwilą.
Jest pan wzorcem dla dzieci?
Bardzo bym chciał. Od najmłodszych lat miałem swoich bohaterów jak Carles Puyol, Fernando Hierro, Paolo Maldini. Oni odcisnęli piętno na swojej erze. W moim przypadku byli to także Javi Navarro, Pablo Alfaro, Tiburón (Rekin) Prieto, którzy pochodzili z moich okolic. Wierzę, że dzięki własnej walce i poświęceniu będę mógł przejść na emeryturę ze spokojnym sumieniem. Wygram wszystko, co tylko możliwe w tym sporcie. Pod tym względem dzieci zawsze mogą na mnie liczyć i tu mogę im pomóc.
Jaki jest prawdziwy Sergio Ramos?
To człowiek rodzinny, nawet trochę romantyczny. To prawda, że ludzie nie znają prawdziwego Sergio Ramosa. Uważam się za najbardziej romantycznego ze wszystkich moich braci. Zawsze mieliśmy trudności z okazywaniem uczuć na forum publicznym. Moja rodzina chyba o tym wie. Oprócz poczucia szczęścia to rodzina jest najważniejszą rzeczą, która przebija wszystko inne.
Czy to prawda, że grał pan ze swoim bratem w dzieciństwie i nieco go uszkodził?
To prawda. Miałem 15 lat, a mój brat 23. Graliśmy przeciwko sobie w meczu towarzyskim w okolicach Sewilli. Występowałem dla juniorów Sevilli, a on biegał w ataku. Mecz odbywał się u nich. Przyszli wszyscy mieszkańcy miasta. Mój brat jako napastnik, ja na środku obrony. Oczywiście dogryzaliśmy sobie w trakcie meczu. W pewnym momencie bramkarz wybił piłkę i wyskoczyłem do główki z wyciągniętymi łokciami. Przypadkowo uderzyłem go w twarz. Sędzia nawet nie odgwizdał faulu, choć krwawiły mu usta. Dziesięć minut później ich trener ściągnął brata z boiska, bo wyłączyłem go z gry. – Nie jest ci wstyd, że twój 15-letni brat cię we wszystkim przebija – pytał go trener.

