Czy to na pewno tylko zbieg okoliczności? Znowu? A może faktycznie – jak to ktoś trafnie napisał na Twitterze – w Monachium przygotowali sobie laleczkę voodoo, przybrali w czarno-żółte barwy i wbijają kolejne szpilki? Juergen Klopp ma prawo załamać ręce: na dwa tygodnie wypada mu ze składu Mats Hummels. Los znów brutalnie śmieje się w twarz.
Ktoś pewnie machnie ręką, że to tylko dwa tygodnie, że zaraz zleci… Nie, w Dortmundzie dziś tak nikt nie patrzy. Hummels nie wypada nagle na chwilę, tylko powraca do bycia na aucie – po tym, jak z powodu kontuzji ominął dziesięć meczów, zdążył zagrać w jednym i znów musi się leczyć. No i to nie pierwsza ofiara wiosennego powiewu, bo przecież chwilę wcześniej rozpadł się Kuba Błaszczykowski.
Klopp może tylko popatrzeć w tabelę i złapać się za głowę: „kiedy to wszystko się skończy?”. Problem w tym, że chyba dopiero zaczęło.
Przerwa zimowa w Dortmundzie nikomu nie dała do myślenia. Ł»e jesienią trener Borussii musiał lepić skład na kolanie, zmieniając piłkarzom pozycje i co chwila rotując składem? No cóż, bywa. Ł»e co chwila wypadały mu kolejne elementy układanki bez przygotowanego planu B (ciężko nazwać nim Manuela Friedricha)? Racja, ale to niczego przecież nie przesądza… Liga dopiero ruszyła, a Klopp po stronie strat zapisuje Suboticia, Błaszczykowskiego (obaj nie zagrają do końca sezonu), Gundogana i Hummelsa. Zimą doszła jedna dodatkowa opcja, czyli Milos Jojić, ale dopiero wtedy, gdy rozkraczył się Kuba. Na wszystkich pozostałych pozycjach sytuacja nie uległa zmianie.
– Informacja o kontuzji Matsa była złą wiadomością, ale na pewno nie jest to katastrofa. Spodziewałem się, że będzie gorzej – pociesza się dziś Klopp.
Tymczasem Borussia ciągle stawia sobie wysoko poprzeczkę, wyznacza kolejne cele, planuje walczyć o Puchar Niemiec, może też Ligę Mistrzów, no i oczywiście wicemistrzostwo kraju (skoro mistrzem i tak, wiadomo, będzie Bayern). Zapomina się natomiast o jednym szczególe – przy tych ciągłych urazach gra BVB, zwłaszcza w obronie, przypomina tykającą bombę. Weźmy pod uwagę ostatnie dziesięć meczów w Bundeslidze, w których dortmundczycy stracili przynajmniej po golu. Albo trzy ostatnie występy Ligi Mistrzów – tak samo. A przecież tyły w Dortmundzie zawsze były solidne.