Pisząc tu dla was nie staram się być ekspertem. Ekspertów jest w Polsce wystarczająco wielu. Oczywiście mam swoje przemyślenia, jednak odnoszę wrażenie, że nie o tym chcecie czytać. A ja na pewno nie chciałbym być jednym z wielu. Opisuję więc wam prawdziwe historie z życia piłkarza. Dzisiaj stanę w obronie naszej profesji. Wydaje mi się bowiem, że wiele osób ma bardzo mylne wyobrażenie o tym zawodzie.
Pewnie wszyscy sądzicie, że życie piłkarza jest klawe. A już takiego, który gra na zachodzie Europy, w poważanej lidze, musi być po prostu bajką. Ogromne pieniądze, piękne kobiety, wypasione samochody. Jak się zahaczy w słonecznej Hiszpanii czy Włoszech, to jeszcze dojdzie do tego pogoda i ładne widoki. Dwie godziny dziennie treningu i po robocie. Ł»yć nie umierać. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie – myślą pewnie niektórzy kibice, przeglądający doniesienia z życia piłkarzy. I tych sławnych bardzo, i tych znanych trochę mniej. Cóż. Szczerze mówiąc, żywot ludzi zarabiających na życie profesjonalną grą w piłkę jest całkiem fajny. Przynajmniej ja nie zamieniłbym tych wszystkich lat na nic innego. Szczególnie, że kochałem to, co robiłem. Jednak…
Jednak nauczyłem się już, że w życiu nikt nie daje niczego za darmo. Szczególnie wielkich pieniędzy. Czy to w piłce, czy w biznesie, nauce i każdej innej dziedzinie życia, żeby zarabiać naprawdę dużo, musimy się czymś wyróżnić. Musimy dać, żeby móc brać.
Uwierzcie mi, że profesja piłkarza nie jest wyjątkiem. Ł»eby zagrać nawet w tej naszej, pewnie nie za mocnej Ekstraklasie, trzeba czymś się wyróżnić. Trzeba wygrać ze swoimi słabościami, trzeba wygrać z innymi chłopakami dążącymi do tego samego. Talent to tylko mały procent sukcesu. Reszta to ciężka praca. Nie widzicie tego na co dzień. Bo to mało atrakcyjny temat dla prasy.
Kiedy zaczynałem moją przygodę z piłką, trenowałem z 25 innymi dziewięciolatkami, którzy marzyli o tym, żeby zostać piłkarzami. Każdy z nich miał pewnie plakaty wielkich zawodników na ścianach w domu. Lata płynęły, mali piłkarze tracili chęci, motywację, odwagę. Niektórym się nie chciało, inni woleli jechać na wakacje zamiast biegać po lesie na obozach sportowych. Sam miałem chwile zwątpienia, kiedy koledzy bawili się, a ja musiałem trenować. Z drużyny Widzewa, o której piszę, profesjonalnymi piłkarzami zostaliśmy tylko Rafał Grzelak i ja. Może któryś z dawnych kolegów grał czy gra w jakiejś sporo niższej lidze. Jednak w Ekstraklasie zaistniało tylko dwóch z tamtej bandy rozmarzonych dzieciaków.
Podejrzewam, że statystyki we wszystkich klubach są podobne. Bardzo mały procent dzieciaków zostaje wybitnymi piłkarzami. Dzieje się tak dlatego, że droga na szczyt jest wyboista. Jest usiana bólem, trudnościami, często łzami bezradności, złości. Pewnie większość czytających ten felieton chciałoby zamienić się miejscem z Robertem Lewandowskim, Van Persiem, Cavanim czy choćby Furmanem. Każdy z was chciałby pewnie tyle zarabiać i widzieć swoją twarz na okładkach gazet. Ilu z was jednak wytrzymałoby 10-15 lat wyrzeczeń, morderczych treningów, wracania godzinami po kontuzjach w gabinetach rehabilitacyjnych? Ilu z was starczyłoby odwagi, determinacji, zacięcia, żeby znosić wszystko, co znosili i znoszą oni?
Łukasz Garguła spędził ponad rok u rehabilitantów, powtarzając codziennie godzinami kilka monotonnych ćwiczeń. Po jednej operacji okazało się, że musi przejść drugą. O tym mało kto pamięta. Wszyscy wiedzą jednak o jego ponoć gigantycznej pensji w Wiśle Kraków. Mogę was zapewnić, że to akurat nie jest prawda.
Niedawno na Weszło ukazał się film o Damianie Radowiczu. Możecie zobaczyć, ile musiał przejść ten chłopak, aby znów móc zagrać w piłkę.
Po wpisie na temat mojego pobytu w Grecji, pojawiły się komentarze posądzające mnie o spędzenie fajnych, płatnych wakacji w Tripoli. Pewnie to samo myślą niektórzy o mojej grze we Włoszech. Mało kto z was jednak wie, że każdego dnia musiałem być dobrze przygotowany do treningu. Ł»e każdego dnia byłem dokładnie ważony. Codziennie wylewałem litry potu. Na obozie nogi bolały tak bardzo, że nie mogłem chodzić. Musiałem radzić sobie z nieprzychylną prasą, często publikującą nieprawdę. Musiała z tym radzić sobie moja rodzina. W Holandii przez zimowe miesiące praktycznie codziennie trenowaliśmy przy marznącym deszczu padającym prosto w twarz. W Polsce trenuje się na śniegu i w błocie. Setki razy musiałem wysłuchiwać „kurew” lecących w moim kierunku z trybun, rzucanych przez podpitych wyrostków. Uwierzcie mi, że zarobiłem na każde euro, które dostałem. To jestem ja. Takich jak ja są tysiące. Właściwie wszyscy piłkarze powiedzą wam to samo.
Za kurtyną pieniędzy, sławy, uśmiechniętych twarzy kryją się lata pracy. Ciężkiej pracy. Możecie być pewni, że nikt, kto gra w piłkę na najwyższym poziomie, nie prześlizgnął się tam niepostrzeżenie. Zawsze jak ktoś mówi, że mamy tak fajnie, a on tak źle, pytam czemu nie został dobrym piłkarzem. Pytam, mimo że dobrze wiem – bo nie jest to wcale takie proste.
RADOSŁAW MATUSIAK