Mało kto wie, że jakieś dwa lata temu do wrót zabrzańskiego magistratu zapukał pewien prawnik z Krakowa. Przedstawił odpowiednie listy uwierzytelniające, pełnomocnictwa i zapytał, czy klub Górnik Zabrze jest do kupienia. Po pewnych wahaniach usłyszał odpowiedź twierdzącą. Przeprowadzono więc – z problemami i rzucanymi kłodami pod nogi ale jednak – due diligence prawny i finansowy. Wyniki nie były zachwycające, ale nie odstręczyły zainteresowanego inwestora. Chciał rozmawiać dalej i usłyszeć, jakie plany mają wobec Górnika władze miasta Zabrze. Chodziło głównie o sprawy związane z nowym stadionem: termin zakończenia, zasady wynajmu itp.
Inwestor zaproponował spotkanie na najwyższym szczeblu. Spotkanie zostało umówione i… przez najwyższy zabrzański szczebel odwołane. Scedowane na niższą instancję. Tak potraktowany inwestor wziął i po prostu się wycofał… Czy temat był poważny? Nie wiem, ale wiem, że kilka dni temu ten sam prawnik, reprezentujący tego samego inwestora sfinalizował transakcję zakupu Lechii Gdańsk. Tak Górnikowi przeszedł koło nosa potencjalny nowy właściciel.
Miasto Zabrze „kupuje” Górnika
Miasto Zabrze stało się większościowym właścicielem Górnika w 2011 r. Podwyższając kapitał przejęło odpowiedzialność za klub od nieradzącego sobie i chcącego pozbyć się kukułczego jaja, jakim okazał się klub, Allianz. Chłopcy z Rodzin Hiszpańskich ładnie umyli ręce od problemu, który sam stworzyli: gigantyczne kontrakty ery dwóch nieudaczników Kasperczaka i Jędrycha (były poseł PiS) na lata miały pogrążyć klub w odmęcie długów.
Co ciekawe, mimo że informowałem prezydenta Zabrza, Krzysztofa Lewandowskiego, że władze Allianz, wobec faktu, iż informację o zakupie Górnika ukryły przed centralą (stąd skomplikowana ówczesna struktura właścicielska), jeśli chodzi o jego sprzedaż pod ścianą, to informacji tej nie wykorzystano. Tak bardzo spieszono się do stołków, że nie wzięto pod uwagę interesów ani klubu, ani nawet miasta Zabrza. Jakie to były interesy? Choćby podpisanie wieloletniej umowy reklamowej i rozłożenie zadłużenia wobec Allianz na dowolny, nawet kilkunastoletni okres. Ale nie, widocznie się nie opłaciło. I dlatego Górnik do dziś spłaca zadłużenia reklamami, blokując miejsce na koszulce (a były firmy chętne).
Zamiast wykorzystać słabość Allianz doprowadzono do wieloletniej słabości Górnika.
Nasze, czyli nasze, czyli sami swoi
Nasz klub oznacza „nasze stołki”. Ciekawym warunkiem nabycia klubu było za to pozbycie się mojej skromnej osoby. Nie byłem kochany w Urzędzie, odkąd zabrałem miejskim urzędnikom darmowe karnety VIP. Cóż. Warunek spełniony i „miasto” mogło zacząć obstawiać klubowe stołki swoimi ludźmi. Poza klubem,ciekawy jest zwłaszcza przypadek mojego osobistego projektu, czyli Fundacji Górnika Zabrze. Fundacja ta, według mojego pomysłu, miała, formalnie będąc instytucją charytatywną, stanowić de facto platformę spotkania ważnych i możnych ludzi, niechcących być może być identyfikowanymi od razu z piłką, ale robiących coś ważnego i pozytywnego pod herbem Górnika. Taki dobry początek, zachęta na coś więcej.
Założenie, które miałem, to brak przede wszystkim czynnych polityków we władzach Fundacji. Miałem listę ludzi bogatych i wpływowych. Prezesem Fundacji miały być Stanisław Oślizło: funkcja marzenie stworzona dla naszej legendy! O udziale w niej rozmawiałem na przykład (mimo swoich cholernie innych poglądów politycznych, ale dla Górnika to nawet z diabłem mogę się dogadywać;) z Aleksandrem Kwaśniewskim, którego chciałem uczynić szefem Rady Programowej. Pytałem Jurka Dudka i Łukasza Podolskiego. Z różnych przyczyn odmówili. Ale i tak lista chętnych była imponująca. Mogący wiele Janusz Steinhoff (zobaczymy, ilu sponsorów dla Ruchu załatwił Jerzy Buzek) miał zostać szefem Rady Programowej w miejsce Kwaśniewskiego. Jeden z najbogatszych Ślązaków miał być przewodniczącym Rady Fundacji. Niestety, założyć Fundacji nie zdążyłem, lecz korzystając z mojego pomysłu, wulgaryzując go, zrobili to moi, miejscy następcy.
I kogóż dzisiaj znajdziemy we władzach Fundacji? Poza kilkoma „kwiatkami do kożucha” (Roma Kurz, Lech Poloński) to sami „starzy znajomi” Prezes Zarządu: Tomasz Młynarczyk (szef RN Górnika, zaufany prawnik Pani Szulik), przewodnicząca Rady Programowej Fundacji: Małgorzata Mańka Szulik (prezydent Zabrza), przewodniczący Rady Fundacji: Krzysztof Lewandowski (vwiceprezydent Zabrza), wiceprzewodniczący Rady Fundacji: Zdzisław Iwański (wiceszef MOSiR, ma problemy w związku z aferą korupcyjną w piłce), sekretarz Rady Fundacji: Krzysztof Maj (człowiek od wszystkiego w klubie, ostatnio członek zarządu). Hehe. Smutno, śmieszno czy straszno?
Zabrze Górnika (nie) sprzedaje
Poza wskazanym w pierwszym akapicie inwestorem, obecnym właścicielem klubu, gdzieś tam przewijają się inni potencjalni nabywcy. Przez chwilę było głośno o tym, że Marek Profus chce kupić klub piłkarski. Co więc zrobiłem (nie będąc już w klubie)? Pojechałem, pokazałem i zacząłem namawiać Pana Profusa, żeby wybrał właśnie Górnika. Nic z tego ostatecznie nie wyszło, ale ciekawe jest w tym wszystkim zachowanie klubu, który do właściciela PN zadzwonił po fakcie i tylko po to, aby nadać informację prasową, że wcale on przecież nie był zainteresowany GZ i Mazur kłamie. Co prawdą jest oczywiście.
Byłem z ofertą u Wojciechowskiego, byłem u kilkunastu najbogatszych Polaków. Ba, nawet kiedyś zaczepiłem o to samego Kulczyka. Nic. Znamienne jednak, że kilka osób, jako brak zainteresowania wskazało – wykazując wcale dużą znajomość tematu – niemożność porozumienia się z miastem Zabrze. I nie chodzi tylko o niwę transakcyjną, a bardziej o wtrącanie się urzędników do tego, czego nie powinni. A robią to nagminnie, czego najlepszym przykładem jest, co już kiedyś zaznaczyłem, Krzysztof Lewandowski (wiceprezydent Zabrza), jeden z największych szkodników Górnika w historii.
Krzysztof Lewandowski kieruje z tylnego siedzenia
Poznałem Lewandowskiego na dwa dni przed odwołaniem (formalnie to się chłopak sam zrzekł) Jędrycha. Powiedział mi wtedy ciekawą rzecz: fajnie jest być prezesem klubu, ale to strasznie ryzykowne, bo jedna, dwie porażki, a już ma człowiek u kibiców przechlapane i problemy gotowe. Dlatego też sprytny Pan Krzysztof kieruje z ramienia Pani Szulik klubem, zasłaniając się gotowym na wszystko za pensję figurantem na pozycji prezesa klubu.
Uwidoczniło się to już po moim odejściu, gdy negocjować transfer do Polonii Jeża i Sikorskiego nie pojechał ówczesny dyrektor sportowy, lecz sam osobiście, w swej ważnej i sporej postaci wiceprezydent Zabrza, imć Krzysztof Lewandowski. Od tej pory bryluje w mediach, opowiadając o taktyce, transferach, zarządzaniu klubem. On o tym decyduje, ale nie bierze medialnej odpowiedzialności. Facet, do spółki z Panią Szulik, która z kolei jak prezydent liczącego 200 000 mieszkańców miasta decyduje o zatrudnianiu trenera w klubie, zniszczył znaczenie i pozycję zarządu klubu. Obecny „prezes” Jankowski jest dzięki niemu pośmiewiskiem nie tylko dla kibiców czy dziennikarzy, ale co gorsze, również dla piłkarzy. Jak się go postrzega, powiedział Nawałka podczas swojej pierwszej, jako selekcjoner, konferencji prasowej. Na pytanie dziennikarza, co z Górnikiem, bo prezes klubu, twierdzi, że zostanie do końca roku, Nawałka odpowiada, że on nie wie, co mówi Jankowski, ale on z prezydent Zabrza wszystko ustalił.
Sposób zarządzania w Zabrzu klubem jest niestety patologią, a to wpływa na wewnętrzną (dys)organizację.
Komu to potrzebne, żeby się Mazur wysilał i coś, jak wyżej, zmyślał oczywiście. Gdzie tkwi interes Zabrza w niesprzedawaniu Górnika? Odpowiedź jest prosta. Raz, że Górnik to świetne miejsce do promowania się. Do legendy przeszła pewna sytuacja. Otóż Pani Szulik lubiła spóźniać się na mecze. Kilka minut niby, ale wejście po gwizdku, gdy wszyscy siedzieli gwarantowało jej, że wielu, to wejście zauważy. I pewnego razu, gdy się spóźniała, była sytuacja akurat, że się trybuny zerwały z krzykiem. Lekko tylko skonfundowana miss Szulik uznała, ze to na jej cześć i się wkoło ukłoniła.
Jeden powód to promocja, i to tania z miejskiej kasy, więc nikt jej nie odda. Drugi to stanowiska, pensyjki, koryto. Trzeci, który mogę tylko przypuszczać. Podejrzewam, że Górnik, podobnie zresztą jak większość klubów należących do miast w Polsce, jest swoistą „pralnią pieniędzy”. W czasach, gdy w samorządach trzeba robić przetargi na zakup papieru toaletowego, organizować konkursy na najgłupsze stanowisko i jeszcze mieć związane ręce przy ustalaniu pensji, klub piłkarski to skarb. Czy ktoś kojarzy w miejskich klubach jakieś przetargi, jakieś konkursy, jakieś ograniczenia płacowe? To już wiecie czemu…
Co dalej …
Oczywiście nikt UM Zabrze nie odbierze chwały za uratowanie Górnika przed upadkiem. Ale pamiętajmy, że ratunek ten nadszedł w momencie gdy wspomaganie klubów groszem publicznym stało się „trendy”. I pamiętajmy, że nie jest chwałą sam ratunek, ale raczej wzięcie odpowiedzialności za przyszłość. Górnik potrzebuje planu, stworzenia solidnych fundamentów organizacyjnych i prawnych . Dziś przyszłość Górnika to ciągłe wiszenie u klamki Pani Szulik i błaganie o jałmużnę na przetrwanie. Nie o to chyba nam, kibicom, chodzi. Powiedziałem kiedyś (udało mi się), że fakt, iż ktoś jest właścicielem Górnika nie oznacza, że Górnik jest jego własnością. Trzymajmy się tego.
ŁUKASZ MAZUR