Może i na chwilę, ale jednak – Real znów na pole position w wyścigu po tytuł

redakcja

Autor:redakcja

26 stycznia 2014, 00:27 • 3 min czytania

Ustalmy na wstępie – jeśli nawet ktoś po „królewskiej” stronie Madrytu mógłby dziś cofnąć czas do wigilijnego wieczoru 2013 – prawdopodobnie nie zmieniłby od tamtego momentu ani jednego szczegółu, dotyczącego gry Realu Madryt. Od kilku tygodni rzeczywistość madryckiego zespołu to bowiem jedno wielkie pasmo uniesień. Jak nie Złota Piłka dla CR7 – to afery w Barcelonie. Jak nie kolejne zwycięstwa, to pogubione punkty rywali. Dziś Real wygrał siódmy mecz w 2014 roku, strzelił piętnastego gola i wciąż może się pochwalić czystym kontem. Kibice ułożyli na trybunach gigantyczną kartoniadę z trzema znakami – C, R i 7, a on zrewanżował się kolejnym golem. Drugie trafienie dołożył Benzema i Granada – choć trzeba przyznać, broniąca się wyjątkowo ambitnie i rozsądnie – otrzymała pozwolenie na opuszczenie morderczego Santiago Bernabeu.
Real jest tam wyjątkowo bezlitosny, zresztą, ostatnio zupełnie nie robi mu różnicy stadion, na którym rozgrywane jest spotkanie. Kolejne lekkie spacery, zawsze kończące się wynikiem x do 0 ubarwiają jedynie coraz bardziej finezyjne i coraz bardziej karkołomne popisy formacji ofensywnych galaktycznego Realu. Przykład?

Może i na chwilę, ale jednak – Real znów na pole position w wyścigu po tytuł
Reklama

Real bawi się futbolem. Real rozjeżdża rywali. Utrata punktów przez ten rozpędzony walec jest równie prawdopodobna, jak zatrzymanie dryblującego Ronaldo. Można próbować, można rzucać się przed maskę, ale na ten moment to daremny trud. Spotkanie z Granadą nie było może popisem galaktycznego futbolu, było jednak kolejnym dowodem na bezkompromisowość bandy Carlo Ancelottiego, na determinację i ambicję. Na potężną konsekwencję i sporą cierpliwość. Efekt? Pozycja lidera. 53 punkty. Oczekiwanie na pomyłki Barcelony i Atletico. Teraz czas na ich ruch.

Reklama

Ciężko było się tego spodziewać, ale z równie dużym zainteresowaniem można było śmiało oglądać dwa ostatnie sobotnie mecze, Valencii z Espanyolem (2:2) i Sevilli z Levante (2:3). Zmiany na prowadzeniu, rzuty karne (zarówno wykorzystane, jak i zmarnowane), wreszcie czerwone kartki. Do wyboru, do kolory.

Pierwszy z meczów – ten na Mestalla – miał jednak tę wadę, że oglądanie bramek skończyliśmy z gwizdkiem oznaczającym koniec pierwszej połowy. Ł»eby było ciekawie, zespoły, które stoczyły ze sobą dzisiaj dwa ostatnie mecze, sąsiadują ze sobą w tabeli (7. Sevilla, 8. Levante, 9. Valencia, 10. Espanyol). Najwyżej sklasyfikowana Sevilla nie wygląda jednak dłużej na drużynę, który prędko nawiąże do sukcesów sprzed lat, kiedy Andaluzyjczycy liczyli się w ówczesnym Pucharze UEFA. W tym roku stukną cztery lata bez trofeów (w 2010 roku był to Puchar Króla). Dziś blask chwały pozostaje bardzo daleko, skoro punkty wyszarpuje jej ekipa, która specjalnie nie porywała, powinna była przegrywać przynajmniej dwoma golami, a nie schodząc na boisko wygrywać jednym. Wydawało się, że momentem zwrotnym przy stanie 1:1 będzie karny Rakitica, ale Chorwata wyczuł bramkarz gości.

Chwilę później przybysz z Bałkanów podniósł sobie poprzeczkę znacznie wyżej, bo trafił do siatki, ale już po pięknym rzucie wolnym. Stadion jeszcze nie uspokoił się, kibice jeszcze nie usiedli z powrotem na krzesełkach po oklaskiwaniu bramki na 2:1, a Levante już remisowało. Sześć minut później na Ramon Sanchez Pizjuan zapadła już cisza jak makiem zasiał, bo Levante objęło prowadzenie za sprawą Simao. Nie, nie mylcie go z tym gościem, który był kiedyś w Barcelonie czy Benfice. Mowa o czarnoskórym defensywnym pomocniku z Mozambiku. Goście mają prawo się podobać – może i nie są w stanie narzucać swojego stylu zespołom z czołówki, ale nigdy nie można odmówić im zaangażowania, kombinowania i szukania swoich okazji. Dziś zwróciło się to z nawiązką.

No, to tak gwoli zapowiedzi niedzielnych meczów – jeśli ktoś chcę przetasowań na pozycji lidera, powinien rzucić okiem na Rayo – Atletico lub Barcelona – Malaga. Nie mamy wątpliwości, że któryś z tych drużyn połasi się na zaszczytne miejsce Realu.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama