Django unchained. Mata zrzuca kajdany i planuje zemstę

redakcja

Autor:redakcja

26 stycznia 2014, 16:38 • 6 min czytania

Juan Manuel Mata stał się właśnie najdroższym piłkarzem w historii Manchesteru United. Filigranowy maestro rodem z Półwyspu Iberyjskiego kosztował „Czerwone Diabły” aż 37,1 miliona funtów, a David Moyes dostał spóźniony prezent bożonarodzeniowy. Drogo? Zbyt drogo? Ze zbyt dużym uszczerbkiem na miłości własnej, na dumie czerwonej części robotniczego miasta, które musi przełknąć gorzką pigułkę, jaką jest wzmocnienie wprost z ławki rezerwowych londyńskiego rywala w walce o tytuły? Możliwe. Możliwe, że to wzmocnienie ma słodko-gorzki smak, możliwe, że to jednak wysoka cena, że to transfer, który z pewnością nie będzie w United wspominany przy każdym kolejnym okienku transferowym. Pomijając jednak wszystkie „boki”, pomijając wypowiedzi wokół Maty, pomijając kwestię sprzedaży piłkarza do bezpośredniego rywala – jesteśmy przekonani, że było warto.
Było warto, bo nic nie działa w tej naprawdę wielkiej piłce z taką mocą jak odrzucenie. Jak podrażnione ambicje, jak chęć udowodnienia swojej wartości. Tak jak „Wielki Widzew” lat osiemdziesiątych powstał na odrzuconych i wkurwionych, tak i teraz Mata staje przed życiową szansą.

Django unchained. Mata zrzuca kajdany i planuje zemstę
Reklama

I nie mamy wątpliwości, że ją wykorzysta. Malutki futbolowy czarodziej błyszczał w poprzednich dwóch sezonach na Stamford Bridge, jednak przyjście Sami-wiecie-kogo spowodowało przesunięcie środka ciężkości Chelsea trochę w inną stronę. Swobodę taktyczną Maty zastąpiono w końcu zdyscyplinowanym tercetem Willian-Hazard-Oscar. Mourinho z Matą było wyjątkowo nie po drodze, portugalski szkoleniowiec nie widział Hiszpana w swoim ustawieniu. „The Special One” preferuje żelazną dyscyplinę defensywną, a Mata zwyczajnie tego nie potrafi. Oczywiście to nie jest tak, że Juan nie dostawał szans. Miał ich sporo, nie potrafił jednak odnaleźć się w nowych realiach Jose Mourinho, który także znalazł się w kropce. Ciężko jest odstawić na boczny tor piłkarza, który był wybierany na najlepszego gracza Chelsea w ostatnich dwóch sezonach. Jose to jednak samiec alfa i taktyka jest najważniejsza, a wizje gry obu panów po prostu się nie pokrywały.

Mata jest typowym ofensywnym pomocnikiem, klasyczną „dychą”, kreatorem oraz mózgiem swojego zespołu. W Chelsea portugalski menedżer postawił na piłkarzy o nieco innym profilu – wszędobylskich, mogących grać praktycznie na każdej pozycji w ofensywie, ale dodatkowo umiejących tyrać w defensywie. Oczywiście Hiszpan jest także bardzo uniwersalny, grywał często na skrzydłach, brak mu jednak tego obronnego sznytu i zwyczajnie nie umiał odnaleźć się w nowym ustawieniu preferowanym przez Portugalczyka. Mata praktycznie nie brał udziału w pojedynkach powietrznych, w których częstokroć świetnie radził sobie Oscar. To także Brazylijczyk częściej faulował, co automatycznie przekładało się na większą aktywność w grze obronnej. Mówiło się dużo o tym, że zwyczajnie pomiędzy Matą a Mou nie było chemii. Tak chwalony jeszcze niedawno Hiszpan znalazł się nagle na piłkarskim zakręcie, został odrzucony.

Reklama

Jego frustracja pogłębiała się, a apogeum nastąpiło w meczu przeciwko Southampton 1 stycznia tego roku, kiedy Hiszpana zmienił Oscar, który rozkręcił całe show. Kibice „The Blues” zgromadzeni tego dnia na St. Mary’s Stadium szaleli w prawdziwej ekstazie, a kamera pokazywała smutnego Matę ze schowaną głową w kapturze. Wiadomo, jaki piłkarz jest najgroźniejszy – zły i odrzucony. Mata niebieski trykot zamienił na czerwony i możemy się założyć o wszystkie funty królowej Elżbiety II, że nowy nabytek United cały aż płonie chęcią zemsty i udowodnienia pewnemu portugalskiemu lisowi, jak bardzo się pomylił.

Image and video hosting by TinyPic

PERSPEKTYWY

Hiszpański kreator gry zamienił chytrego Jose na rudego Szkota z Old Trafford. David Moyes to jak na razie największy przegrany obecnego sezonu. Nie ma już najmniejszego sensu pastwić się dalej nad menedżerem United, wystarczy popatrzeć na tabelę i ostatnie wyniki. To tak, jakby Apple lub inny Microsoft powierzyć nagle w ręce przypadkowego pana Waldka i patrzeć, jak latami budowane gigantyczne imperium umiera z dnia na dzień. Moyes jeszcze nie zamienił się całkowicie w pana Waldka, ale niedużo mu już brakuje. Prasa spekuluje, iż tak naprawdę rozpad United rozpoczął się parę sezonów temu, a niedawne sukcesy to jedynie ostatnie podrygi zmęczonego organizmu, zmierzającego ku przepaści. Rzeczywiście – kadra „Czerwonych Diabłów” nie powala, liczba bramek zdobywanych przez pomocników woła o pomstę do nieba, a drużyna przypomina samolot bez pilota.

Tutaj pojawia się rola dla naszego filigranowego bohatera. Czy Mata może stać się zbawicielem United? Zdecydowanie tak. Manchesterowi potrzebny jest piłkarz o wielkiej wizji ofensywnej, ktoś kto poukłada grę drugiej linii, tchnie w nią iskrę bożą. Hiszpan zdaje się być Mesjaszem na jakiego czerwona część Manchesteru czekała od czasów Paula Scholesa – kimś, kto wreszcie nada twarz oraz charakter grze drugiej linii. Kimś, kim miał być Shinji Kagawa, Japończyk zupełnie jednak nie przypomina tego żywego złota, które biegało niegdyś po niemieckich murawach. Cała gra Manchesteru oparta jest praktycznie na Rooneyu lub Januzaju – jeśli któryś z nich nie gra lub nie ma pomysłu, całość leży. Dziurę powstałą po braku sternika na tej łodzi będzie się starał zapełnić Mata. Sam piłkarz nie ma wątpliwości: – Jestem podniecony przejściem do United. Oczywiście miałem swój wspaniały czas na Stamford Bridge, ale nadeszła pora na nowe wyzwania. Manchester to idealne miejsce dla mnie.

Na widok filigranowego maestro jak dziecko ślini się także Moyes, który w Hiszpanie widzi panaceum na swoje wszystkie bolączki. – To jeden z najlepszych reżyserów w dzisiejszej piłce i to prawdziwa przyjemność, że zapewniliśmy sobie jego usługi (…) Jestem zauroczony jego entuzjazmem oraz tym, jak bardzo się cieszy na myśl bycia częścią nowego Manchesteru United. Wiem, że nasi fani zawsze go podziwiali, bo grał przeciwko nam bardzo dobrze. Będą zachwyceni, widząc go od wtorku w koszulce w kolorze czerwonym.

Swoje pięć groszy dołożył za to jak zwykle jeden z najbardziej barwnych oratorów Premier League, czyli Jose Mourinho. – Chcemy, by był szczęśliwy w swojej karierze, a z finansowego punktu widzenia ten transfer jest dla nas bardzo dobry (Matę sprowadzono za 23,5 miliona funtów w 2011 roku, zysk jest zatem oczywisty – przyp.red.). To dobrze, że zostaje w Anglii, a liga nie straci tak utalentowanego pomocnika – zachwala „The Special One”. Nie mógł zresztą wypowiedzieć się inaczej. Z drugiej strony – musi się zmierzyć z niezadowoleniem we własnych szeregach. Wielu ludzi wokół Chelsea pamięta zasługi Maty dla Chelsea i dodatkowo kwestionuje sens wzmacniania rywala z tej samej ligi. Kibice przypominają: United to ranny zwierz, ale to wciąż Manchester United. Kulawy wilk także potrafi być groźny.

Image and video hosting by TinyPic

CZAS NA JATKĘ

Mamy nieodparte wrażenie, że skończy się to wszystko krwawą jatką, taką soczystą, znaną z filmów Tarantino. Mata odebrał u Portugalczyka szkołę życia, samemu pokornie planując najpierw ucieczkę, a później zemstę. Hiszpan nareszcie zrzucił kajdany, a smutną twarz skrywaną w kapturze zastąpił promienny uśmiech od ucha do ucha. Juan na koniec pobytu w Chelsea podziękował także… Jose Mourinho. Juan uważa, że ostatni fatalny okres jedynie go wzmocnił i nauczył myśleć pozytywnie, a także jeszcze ciężej pracować. Futbol kocha takie historie, a my nie możemy się już doczekać następnego spotkania nowego nabytku „Czerwonych Diabłów” oraz „The Special One”. Uważaj Mou, myśl o tym co spotkało oprawców Django. Juan Manuel Mata już poleruje kolty.

KUBA MACHOWINA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama