Gdy Lechia Gdańsk zakontraktowała u siebie juniora, który pozostawał kością niezgody między Legią Warszawa i Wisłą Kraków, zapowiadaliśmy, że to dopiero początek niespodzianek dla kibiców z Pomorza. Dzisiaj potwierdzamy, że biało-zieloni celują naprawdę wysoko, a świadectwem ich aspiracji będą dwa dopinane wypożyczenia prosto z rosyjskiego Tereka Grozny. Jeśli sprawa nie wysypie się na ostatniej prostej, wiosnę w Gdańsku spędzą Maciej Makuszewski oraz Zaur Sadajew. Pierwszego przedstawiać chyba nikomu nie trzeba. Dość często przypominaliśmy o nim zastanawiając się jak to możliwe, że jedno z największych objawień Ekstraklasy w sezonie 2011/12 zniknęło z wszelkich radarów.
– Znalazłem się w pewnym momencie na bocznym torze, bo trener zaczął stawiać na ludzi, których on sprowadził. Dał mi do zrozumienia, że będę grał albo niewiele, albo wcale. Trafiałem więc na mecze do drugiej drużyny i… No cóż, tragedia. Różnica w wyszkoleniu młodych Czeczenów a chłopaków, jakich produkuje Dynamo czy Spartak, jest bardzo widoczna. Bywały więc spotkania, kiedy przez 45 minut nie miałem piłki przy nodze, tylko biegałem za przeciwnikiem. Ale lepiej wybiegać tę godzinę – mimo, że to sztuczna murawa – i strzelić nawet jakiegoś gola, niż ciągle siedzieć na ławie – tłumaczył nam miesiąc temu.
Tempo w Groznym okazało się dla niego za szybkie, choć z drugiej strony, nie wierzymy by zdążył zapomnieć jak ora się obrońców w polskiej Ekstraklasie. Dodatkowy smaczek? Spotkanie z trenerem Probierzem, o którym sam Maciek mówił w tym samym wywiadzie dla Weszło: „Probierz patrzył na mnie z bardzo dużej wysokości, a w moim przypadku nie działało to najlepiej. To była presja, ale w negatywnym tego słowa znaczeniu”. Po więcej odsyłamy do całej rozmowy, którą znajdziecie w tym miejscu, jeśli zaś nie pamiętacie jak gra Makuszewski, polecamy Youtube albo kompilacje z sezonu 2011/12, jest go tam naprawdę sporo.
Przejdźmy do drugiego wzmocnienia. Zaur Sadajew. Napastnik. Ponoć całkiem utalentowany, choć do tej pory znany z zupełnie innej strony. Zresztą, umówmy się, że podobni egzotyczni zawodnicy rzadko lądują na łamach Weszło, tymczasem czeczeński snajper pojawiał się u nas dwukrotnie, za każdym razem podczas jego wypożyczenia do Beitaru Jerozolima. Nie chodziło jednak o fenomenalne gole, czy kontrowersyjne wypowiedzi, ale o… reakcję kibiców Beitaru Jerozolima, którzy w ramach protestów przeciwko wypożyczeniu muzułmańskiego zawodnika spalili klubowy budynek. Gdy zaś Sadajew strzelił pierwszego gola, opuścili stadion. Gdańscy kibice mają więc wysoko zawieszoną poprzeczkę, jeśli chcą zgotować chłopakowi gorące powitanie, aczkolwiek doniesienia z Izraela – poza świadectwem fanatyzmu tamtejszych syjonistów – mówią też trochę o samym zawodniku, który nawet w tak ekstremalnych warunkach zdołał zapunktować.
Jego bilans nie jest jednak szczególnie imponujący, według transfermarkt.de zagrał już w karierze prawie 90 razy, strzelając zaledwie dziesięć goli. Inna sprawa, że i liczba minut, które rozgrywał w poszczególnych meczach raczej nie powala – łącznie 3300 minut, czyli niecałe czterdzieści na każde rozegrane spotkanie.
Nie nastawialibyśmy się więc na przybycie wielkiego zbawiciela, który da mistrzostwo Lechii, ale w naszej lidze, nawet rezerwowy z Groznego może być… całkiem groźny. Oba transfery to zaś z pewnością pewna manifestacja siły „nowej” Lechii, która na bank nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. A dotychczasowe trzy transferowe sztychy to – jak na warunki rodzimej ligi – całkiem porządne zakupy.